Sergiej Naryszkin, dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego FR przyleciał wczoraj do Mińska i spotkał się z Aleksandrem Łukaszenką. Przy czym zarówno sam fakt spotkania, jak i pierwsze słowa rosyjskiego „super – szpiega” zostały pokazane w miejscowych mediach, co już samo w sobie jest wydarzeniem. Jeszcze większe zainteresowanie wywołało to, że rosyjski gość, który formalnie uczestniczył w spotkaniu kolegiów służb specjalnych obydwu państw w związku z ich integracją w ramach państwa związkowego, spotkał się z dziennikarzami, z którymi chętnie rozmawiał.
Nawiasem mówiąc mamy w ostatnich dniach do czynienia z widocznym wzrostem aktywności szefa jednej z rosyjskich służb wywiadowczych „na kierunku” państw wywodzących się z ZSRR. Dwa dni przed przybyciem do Mińska zabrał on głos w sprawie Mołdawii, mówiąc, że i tam Stany Zjednoczone próbują wzniecić „kolorową rewolucję” po to aby obalić urzędującego i ubiegającego się o reeelekcję prorosyjskiego prezydenta Igora Dodona. W tym akurat przypadku wypowiedź Naryszkina związana była z ujawnieniem przez niezależny zespół dziennikarzy z organizacji RISE Moldova, którzy zresztą współpracowali z rosyjskimi kolegami, dokumentów świadczących, że Dodon otrzymywał polecenia od urzędników aparatu Kremla średniego szczebla, a swoje międzynarodowe wystąpienia (m.in. ostatnie na forum plenarnym ONZ) wysyłał do zatwierdzenia do Moskwy. Mołdawska opozycja chce aby obecny prezydent wycofał się z wyborów, a Naryszkin jest zdania, że przygotowania do kolejnej kolorowej rewolucji w przestrzeni postsowieckiej są w toku.
Wracając jednak do powodów jego wizyty w Mińsku, to większość komentatorów, zarówno rosyjskich jak i białoruskich, jest zdania, że Naryszkin przywiózł Łukaszence „posłanie od Putina”, choć właściwiej byłoby napisać ultimatum. Już na początku pokazanego w mediach spotkania z Łukaszenką powiedział on, że „przywiózł pozdrowienia od Władimira Putina”, z którym widział się przed samym wyjazdem do Mińska. W języku politycznym oznacza to, że przyjechał od aby przekazać Łukaszence stanowisko Moskwy. Jakie? Można starać się rekonstruować to z „dialektycznego” komunikatu, który Naryszkin sformułował rozmawiając z dziennikarzami. Po pierwsze powiedział, to co już mówił w odniesieniu do Mołdawii, że podległe mu służby obserwują wzrost zagranicznej aktywności której celem jest organizowanie „kolorowych rewolucji”. I temu oczywiście należy przeciwdziałać, Moskwa pomoże, a podległe mu służby tym bardziej. Ale druga część wypowiedzi Naryszkina jest nie mniej ciekawa. Otóż podkreślił on, że za wszelką cenę należy utrzymać stabilność Białorusi, a najlepszą drogą do osiągnięcia tego jest reforma i referendum konstytucyjne. Rosyjscy komentatorzy, tacy jak np. Dmitrij Drize, są zdania, że w tej wypowiedzi w istocie zawarte jest ultimatum jakie Kreml wystosował wobec Łukaszenki, który w Soczi, w trakcie spotkania z Putinem miał obiecać rozpoczęcie rzeczywistej a nie pozorowanej reformy konstytucyjnej.
Proces, który Łukaszenka uruchomił od pamiętnego spotkania przed dwoma tygodniami w celi mińskiego aresztu KGB z niektórymi osadzonymi jest, w opinii, większości rosyjskich komentatorów pozorowaniem zmian a nie rzeczywistym ich początkiem. Podobnie jak utworzone przez władze „platformy dyskusji” nad reformą konstytucji, które mają do 25 listopada zakończyć swe prace, czy podjęte ostatnio próby budowania „odpowiedzialnej opozycji”. Bogdan Biezpałko, członek rady ds. polityki zagranicznej przy Prezydencie FR powiedział mediom, że już sam fakt zorganizowania przez Łukaszenkę spotkania z opozycją w areszcie obnaża mit o jego zdecydowanym zwycięstwie w sierpniowych wyborach. W obecnej sytuacji, jak zauważył, najlepszym rozwiązaniem byłoby szybkie odejście Łukaszenki, który mógłby otrzymać gwarancje bezpieczeństwa osobistego. Tylko, że on, zdaniem rosyjskiego politologa Baćka na tego rodzaju „ugodę” nie pójdzie, co oznacza, że napięcie w kraju będzie się utrzymywać.
Do kwestii utrzymującego się napięcia nawiązywał też Naryszkin sugerując, że trzeba je rozładować środkami politycznymi a wariant siłowy niczego nie zmieni. Nie sposób nie odnieść tego do sformułowanego przez Swietłanę Cichanouska „narodowego ultimatum”, którego termin upływa za dwa dni. Zapowiedziała ona w razie braku ustępstw ze strony Łukaszenki (dymisja i zwolnienie więźniów) strajk powszechny i demonstracje. Z Białorusi dochodzą też informacje, że władza mobilizuje swoich zwolenników przy użyciu „resursu administracyjnego” i chce zorganizować kontrmanifestacje, w którym ma uczestniczyć (takie padają deklaracje) nawet 300 tys. osób. W takiej sytuacji, i to zdaje się, zdaniem niemałej części rosyjskich komentatorów Naryszkin miał na myśli, sytuacja może się wymknąć spod kontroli, może nastąpić eskalacja przemocy i ogólna destabilizacja kraju.
W Moskwie są też ponoć zniecierpliwieni faktem, że o ile Łukaszenka zaczął przygotowywać „reformę konstytucji”, to nie słychać nic o wyborach, mało tego, cicho o jego odejściu. A jak się spekuluje to właśnie o perspektywach dymisji Baćki miano dyskutować w Jałcie. Dziś niemała część rosyjskich komentatorów jest zdania, że Łukaszenka najwyraźniej nie ma zamiaru odchodzić, a z pewnością nie przed końcem obecnej, 5 letniej kadencji. Rosja już uruchomiła działania polityczne w ramach optymalnego z jej punktu widzenia scenariusza. W Mińsku ujawniła się grupa inicjatywna otwarcie prorosyjskiej partii Sojuz, której liderzy opowiadają się za pogłębieniem integracji. Przy wsparciu rosyjskich doradców politycznych, przychylności mediów i tak w dużej mierze kontrolowanych dziś przez przysłanych z Rosji funkcjonariuszy „frontu propagandy” i dzięki zastrzykom rosyjskich pieniędzy tego rodzaju formacja mogłaby, tak zapewne szacują w Moskwie, stać się liczącym się elementem białoruskiego systemu politycznego. A to dawałoby możliwość trwałego wpływania na tamtejszą sytuację, trochę na podobieństwo Mołdawii, gdzie Rosja kontroluje rządzących socjaldemokratów.
Jednak bez uruchomienia rzeczywistej a nie pozorowanej reformy konstytucyjnej tego rodzaju plany mogą się nie powieść, tym bardziej, że białoruski dyktator zawsze bardzo dbał aby na scenie politycznej nie pojawiła się żadna formacja otwarcie prorosyjska. Jak się wydaje wizyta Naryszkina związana była z rosnącym zniecierpliwieniem Moskwy faktem, iż Łukaszenka znów zaczyna typowe dla siebie lawirowanie. Jest to z rosyjskiej perspektywy tym groźniejsze, że ultimatum Cichanouskiej nawet jeśli nie wpłynie na widoczny wzrost skali protestów, to wzmacnia niewidoczne, ale na trwale podmywające fundamenty władzy, trendy. Takie jak choćby wycofywanie wkładów przez Białorusinów z banków czy emigracja. Z ujawnionych właśnie danych wynika, że w ciągu 2 ostatnich miesięcy Białorusini wycofali miliard dolarów depozytów bankowych, co w przypadku kraju, którego płynne rezerwy walutowe wynosiły na początku września niewiele ponad 3 mld dolarów to bardzo dużo. Niedawno też białoruski odpowiednik GUS poinformował, że tylko w czasie ostatnich dwóch miesięcy z kraju do Polski wyemigrowało ponad 10 tys. osób, co jest liczbą większą niźli w czasie całego ubiegłego roku. Narastanie tych trendów spowoduje rychły krach białoruskiej gospodarki, a to oznaczać może, że Rosja będzie musiała, chcąc wspierać Łukaszenkę, wziąć reżim na swoje utrzymanie. Tego też Kreml chciałby uniknąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/523387-szef-rosyjskiego-wywiadu-w-minsku