Było dużo dymu i małe kompromisy – tak najkrócej można ująć efekty szczytowania „dwudziestki” w Hamburgu. Dziś miasto leczy rany po ulicznych burdach, zaś rząd w Berlinie i oczywiście całkowicie niezależne media kombinują, co dalej. Znaczy, z USA, bo z Niemcami jest wszystko w porządku. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie ten verdammte (przyklęty) Trump…
Nie od dziś przecież wiadomo, że Niemcy=Europa, czego nie starają się już ukrywać niemieccy komentatorzy polityczni, a od jutra pewnie będzie też wiadomo, że Niemcy=świat. Zanim to jednak nastąpi, trzeba zrobić coś z tym amerykańskim „grizzly”, jak określił Donalda Trumpa w tytule wczorajszego résumé opiniotwórczy dziennik Süddeutsche Zeitung („SZ”):
„Prezydent USA oddziaływał na G-20 tak niepokojąco, jak grizzly na wysokogórskich wspinaczy. Ale sojusz przetrwa jego kadencję, jeśli Europa okaże spójność”.
Autorem tego sążnistego tekstu jest Stefan Ulrich. Komentator Ulrich ma bardzo jasne poglądy na wszystko. Może z jego wiedzą, rozeznaniem i logiką nie jest aż tak dobrze, ale w końcu nie o to chodzi, chodzi o przesłanie, o kształtowanie opinii publicznej. Spod pióra Ulricha wyszły m.in. teksty o Polsce, na której też zna się jak mało kto… Świadczą o tym pierwsze z brzegu tytuły jego publikacji o naszym kraju: „Demontaż demokracji: UE musi wmieszać się w sprawy Polski”, albo: „Kaczyński niszczy państwo prawa”, czy: „Polska - tyrania większości”. Ale mniejsza z tym, nie o Polskę tym razem chodzi, lecz o Niemcy, USA i świat cały.
„Tak całkiem frustrujący rezultat spotkania G-20 też znowu nie był”,
— pociesza niezadowolonych z komunikatu końcowego hamburskiego szczytu komentator „SZ”. Ani nie skończyło się wielką klapą, ani zgniłym kompromisem. Ba, uwidoczniły się nawet korzyści. Po pierwsze, amerykańskim warchołom nie udało się przeciągnąć innych na swoją stronę, jak choćby będących na dorobku Chin, Brazylii, Indonezji, a nawet Arabii Saudyjskiej w kwestiach ochrony klimatu.
„Wszyscy prócz Trumpa opowiedzieli się w Hamburgu za paryskim porozumieniem klimatycznym, co pokazuje, że w razie koniecznosci świat może poradzić sobie bez USA, a nawet wystąpić przeciw (Stanom Zjednoczonym)”,
- konkluduje Ulrich. Prezydent Francji Emmanuel Macron chciałby zorganizować kolejną konferencję klimatyczną jeszcze w tym roku. Że także prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan zaczyna coś marudzić? To „przypadek szczególny”, bez większego znaczenia. Po drugie, mimo widocznej w ostatnich latach fali trendów narodowych uczestnicy G-20 wolą postawić na bardziej owocny wolny handel, niż na izolację. No, może tylko ten chiński prezydent Xi Jinping musi jeszcze dowieść w praktyce, że w tej kwestii nie tylko rusza ustami - wnioskuje autor „SZ”, ale to sprawa wtórna. A gdzie w tym wszystkim Niemcy? Niemcy są w rozumie…
„Dzięki swemu uporowi kanclerz zdołała nawet wciągnąć Trumpa w konsensus dotyczący wolnego handlu”,
— chwali Ulrich i przystępuje do rzeczy:
„Angela Merkel nie traci nadziei na stopniowe okiełznanie amerykańskiego prezydenta, a przynajmniej na powstrzymanie go od niektórych szczególnie wielkich głupot. Jeśli w polityce światowej może się to komuś udać, to być właśnie jej”.
Oczywiście sprawa „poskromienia” Trumpa i Ameryki nie jest prosta, jednak okoliczności są sprzyjające. Prezydent nie jest znów takim twardzielem, na jakiego się kreuje. Dowód? Bitte schön, w Hamburgu wymiękł i wcześniejszym zapowiedziom wbrew nie zerwał obrad i nie ogłosił wprowadzenia ceł na towary z importu. Był to efekt wiarygodnej, jasnej i stanowczej postawy Unii Europejskiej. A wiadomo, że UE to Niemcy. Wspólnota przebija się w tych ciężkich czasach lepiej niż można było się spodziewać jeszcze parę miesięcy temu. A to: „zwiększa prawdopodobieństwo, że międzypaństwowa współpraca przetrwa cztery lata Trumpa”, wyrokuje Ulrich. Innymi słowy, jest diagnoza, przeciwnik określony, pozostaje jedynie uściślić taktykę jak go zwalczyć. Mimo różnych, istniejących rozbieżności, Niemcy liczą w tej walce także na Erdoğana, Xi Jinpinga i… Władimira Putina. Wprawdzie to „autorytarni władcy” i „despoci”, dla których „osobiste interesy oraz ich partii są dalece ważniejsze od innych krajów, a nawet ludzkości”, ale i tu występuje pewna zbieżność, albowiem „osłabienie USA przez Trumpa jest przez nich nader pożądane”. A ponieważ istnieje przy tym niebezpieczeństwo osłabienia „dwudziestki” i w ogóle międzynarodowej współpracy, komentator „SZ” podsuwa na zakończenie konkretne wskazania: liderzy państw, którzy traktują swą władzę jako służbę, zaś dobrobyt swych krajów pojmują w uzależnieniu od dobrobytu na świecie, powinni połączyć siły i środki.
„Zaliczają się do nich Merkel, Macron i Kanadyjczyk (premier) Justin Trudeau. Oni powinni utworzyć nową G-Grupę - Gruppe der Gleichgesinnten”,
znaczy grupę ludzi o zbliżonych poglądach. I to by było na tyle. Pozostaje mi tylko wyjaśnić dlaczego spośród licznych komentarzy po szczycie w Hamburgu wybrałem akurat ten? Powód jest jeden: na tle innych, mniej lub bardziej zbliżonych do opinii wyrażonych w różnojęzycznych mediach, Süddeutsche Zeitung posunął się najdalej; nie tylko podtrzymuje nieprzychylny, żeby nie powiedzieć wrogi ton wobec prezydenta USA, jaki charakteryzował niemieckie kręgi polityczne i - ma się rozumieć - całkowicie niezależne publikatory przed i po wyborze Donalda Trumpa, lecz także wytycza/sygnalizuje? marszrutę dla osaczenia „grizzly”.
„Dlaczego nie Berlin, albo Paryż, albo chociaż Londyn?”, pytali niemieccy dziennikarze rozczarowani wyborem Polski, jako celu pierwszej, bilateralnej wizyty prezydenta USA w Europie. Przemówienie, które Trump wygłosił w Warszawie, „mógł wygłosić w Brukseli”, rzuciła nieopatrznie kanclerz Merkel podczas szczytu „dwudziestki”, co wychwyciły mikrofony. Niemcy czują się zlekceważeni, Trump wskazał im miejsce w szeregu, nobilituje Polskę i dowartościowuje państwa Trójmorza. Nie do pomyślenia, przecież Niemcy=Europa…
Czy jest to tylko ambicjonalny „Katzenjammer” (po polsku: kac)? Po części, lecz przede wszystkim jest to próba sił, która zapewne trochę potrwa, zanim sami odkryją, że Niemcy, to nie znaczy ani cała Europa, ani świat, że przyjazne stosunki i partnerstwo nie polegają na narzucaniu własnej woli innym. Tak niewiele, a tak wiele…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/348101-osaczanie-grizzly-czyli-jak-niemcy-chca-poskromic-prezydenta-usa-donalda-trumpa