„Najgorzej jest oczywiście w kwestiach historycznych. Nasz przekaz jest bardzo jasny: z Banderą do Europy nie wejdziecie. Mówimy to i głośno, i cicho. Nie powtórzymy błędów z lat 90., gdy nie domknęliśmy pewnych spraw w relacjach z Niemcami oraz z Litwą. Mam tu na myśli status polskich mniejszości w tych krajach. Nauczeni tymi doświadczeniami, będziemy od Ukrainy stanowczo się domagali, by wszystkie sprawy zostały wyczyszczone, zanim Kijów stanie u wrót Europy, prosząc o członkostwo. Będziemy tak stanowczy, jak stanowcza jest np. Grecja wobec Macedonii w sprawie nazwy”
– powiedział tygodnikowi „wSieci” minister Witold Waszczykowski.
Przez długie lata Grecja blokowała starania Macedonii o członkostwo w Unii, żądając zmiany nazwy tego państwa, pokrywającej się z nazwą jednej z greckich prowincji. Więc wypowiedź ministra, potraktowana dosłownie, oznaczałaby zapowiedź blokowania przez Polskę członkostwa Ukrainy w UE.
Oczywiście, można powiedzieć, że to jest tylko gest, że to zapowiedzi realnie nieistotne, jako iż w Europie zachodniej nikt na Ukrainę nie czeka, holenderskie referendum sprzed roku pokazało, jakie pod tym względem tam panują nastroje. Zresztą w ogóle w zachodniej części kontynentu mało kto chce w ogóle jakichkolwiek dalszych rozszerzeń Unii; coraz silniejsze są raczej głosy że nawet poprzednie rozszerzenia, w tym to dotyczące Polski, były błędem który do dziś odbija się czkawką „prawdziwej Europie”, czyli krajom dawnej EWG.
Takie skwitowanie słów ministra byłoby jednak niesłuszne. Bowiem to że realnie nie mamy czego blokować – to jedna sprawa, ale fakt, że formalne ogłoszenie takiej blokady wywrze efekt na stosunki dwustronne – to inna kwestia.
A ten wpływ może być tylko niedobry. Bo nawet jeśli ukraińska elita rządząca będzie dobrze wiedzieć, że z polskiej strony to jest tak naprawdę tylko demonstracja, obliczona na osiągnięcie wewnątrzpolskiego efektu politycznego, bez realnego wpływu na cokolwiek (bo, powtórzmy, w tej chwili nikt Ukrainy w UE nie chce, i polski sprzeciw nie ma tu znaczenia, podobnie jak tej sytuacji nie zmieniłoby nawet najsilniejsze polskie poparcie dla Kijowa) to można się obawiać, że szersze masy Ukraińców mogą zrozumieć to inaczej. Raczej dojdą do (nieprawdziwego, ale to bez znaczenia) wniosku, że Polska realnie im szkodzi.
Nie sądzę, byśmy (zwłaszcza w sytuacji, w której – powtórzmy po raz trzeci – Ukrainy i tak do UE przyjmować nikt nie chce) zdołali tą drogą wymóc na Kijowie satysfakcjonujące nas ustępstwa (gdyby członkostwo Ukrainy było sprawą aktualną, to być może warto byłoby rozważyć wywarcie tego rodzaju presji, bo partner byłby wtedy na nią bardziej wrażliwy). Ale pogorszyć wzajemne relacje bez osiągnięcia czegokolwiek – o tak, to leży w naszym zasięgu.
Czy to tragedia? Nie. Warto jednak przypomnieć, że istnieje cały katalog realnych spraw, korzystnych potencjalnie dla obu stron, które zrealizować można. Czy byłoby to niemożliwe w sytuacji, w której ogłosilibyśmy blokadę ukraińskich starań o członkostwo? Teoretycznie jak najbardziej możliwe, polityka jest bowiem – teoretycznie - sferą działań nie emocjonalnych. W praktyce jednak w państwach demokratycznych emocje wyborców wpływają na działania polityków. Dlatego warto być ostrożnym z ich rozpętywaniem.
Minister przywołuje przykład Grecji i Macedonii. Nie wchodząc w szczegóły, nie jest on kompatybilny z aktualnymi problemami na linii Warszawa – Kijów. Słowiańscy Macedończycy to wciąż znaczący odsetek mieszkańców greckiej Macedonii; w niektórych rejonach dochodzi do 50 procent; przynależność tej prowincji do Grecji była kwestionowana z bronią w ręku jeszcze w latach 50 – wszystko to daje Grekom powody, by (być może niesłusznie) traktowali ten konflikt jako aktualny czy przynajmniej grożący zaktualizowaniem się. Natomiast Polskę i Ukrainę dzielą jedynie kwestie historyczne. Bardzo bolesne, ale jednak wyłącznie historyczne. Nie ma problemu granicznego, a polska mniejszość na Ukrainie praktycznie nie istnieje.
Parokrotnie już pisałem, że w niełatwych relacjach z Ukrainą nie trzeba popadać w naiwną ukrainofilię, ale należy również unikać infantylnego obrażania się na partnera za to, że jest inny niż ten, którego sobie wymyśliliśmy. Że w sprawach historycznych nie należy przesadnie szanować wrażliwości partnera, nie uzgadniać z nim własnej polityki historycznej i narracji, ale oddzielać te sprawy od polityki bieżącej. Nie widzę powodu, by zmieniać zdanie.
Nie widzę bowiem przyczyny, byśmy zaczęli nagle szkodzić samemu sobie. A pogorszenie relacji z Ukrainą zaszkodziłoby naprawdę nie tylko tamtej stronie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/346978-nie-pogarszajmy-relacji-z-ukraina-blokada-czlonkostwa-w-ue-to-nie-jest-dobry-pomysl