W maju 2018 roku Niemcy będą obchodziły 50-lecie ruchu 68, ale już teraz widać jak ówczesna rewolta studencka zmieniła pojęcie państwa i praworządności u panujących za Odrą politycznych elit. „Legalne, nielegalne, mam to gdzieś” było głównym hasłem lewackich awanturników, z Joschkiem Fischerem i Danielem Cohn-Benditen na czele, a dziś jest najwyraźniej mottem rządzącej koalicji z CDU/CSU i SPD.
Niemiecki Bundestag przegłosował właśnie dwie ustawy, które naginają do tego stopnia konstytucję, że zapewne wylądują przed Trybunałem Konstytucyjnym w Karlsruhe. Pierwsza to ustawa o „małżeństwach dla wszystkich”. Legalizacji homomałżeństw niemieckie organizacje LGBTQ domagały się od dawna. Kanclerz Angela Merkel jak dotąd mówiła zawsze „niet”. Kilka dni temu zmieniła jednak niespodziewanie zdanie, jak to ma zwyczaj robić, gdy sondaże pokazują, że dla jakiejś sprawy istnieje duże poparcie w społeczeństwie. Tak było w przypadku wyjścia z energii atomowej czy wprowadzenia płacy minimalnej.
Czytaj także: Merkel przeciwna „małżeństwu dla wszystkich”, ale głosowanie w Bundestagu przegrała…
W przypadku homomałżeństw sondaże wykazały, że dwie trzecie Niemców jest za. Więc Merkel też jest za, choć jest tak naprawdę przeciw. Sama głosowała bowiem przeciwko ustawie. W ten sposób na dodatek pozbywa się problemu przed wyborami, gdzie zapewne znów pojawiłby się, za sprawą SPD i Zielonych, na agendzie. Polityczny oportunizm Merkel nie jest tu jednak największym problemem, tylko fakt, że niemiecka konstytucja mówi o „szczególnej ochronie rodziny oraz instytucji małżeństwa”.
Wprawdzie konstytucja nie precyzuje, że małżeństwo ma się składać z kobiety i mężczyzny, ale to autorzy niemieckiej ustawy zasadniczej mieli na myśli, co niemiecki Trybunał Konstytucyjny potwierdził od tego czasu w dziesiątkach wyroków. W ub.r. TK stwierdził, że osoby żyjące w związkach partnerskich nie mogą przyjąć nazwiska partnera, ponieważ to prawo przysługuje tylko małżeństwom. „A jeśli ustawodawca chce to zmienić, to musi zmienić konstytucję” – napisali sędziowie w uzasadnieniu wyroku.
Z dzisiejszego głosowania w Bundestagu można więc wyciągnąć jeden prosty wniosek: nie liczy się prawo, tylko to jak większość je interpretuje. A co dziś obowiązuje, może jutro przestać obwiązywać. Ot tak, po prostu. A ustawa zasadnicza, której imigranci przybywający do Niemiec mają uczyć się na pamięć, jest tylko bezwartościowym skrawkiem papieru.
Ustawa została przyjęta bez wcześniejszej debaty, w przeciągu mniej niż 48 godzin. Przyzwoitość nakazywała, by wprowadzić „małżeństwo dla wszystkich” za pomocą nowelizacji konstytucji, ale do tego potrzebne by było poparcie 2/3 posłów, więc zdecydowano się na zwykłą zmianę kodeksu cywilnego. Zdaniem licznych ekspertów oraz niemieckiego MSW taki sposób zmiany definicji małżeństwa jest sprzeczny z prawem. Ich zastrzeżenia zostały zignorowane. Cieszą się za to organizacje LGBTQ, które zadeklarowały przy okazji, że to dopiero początek, i teraz będą się domagały prawa dla homoseksualistów do adopcji dzieci oraz nowych praw dla inter – i transseksualistów.
Kolejna ustawa, która została dziś przez Bundestag przegłosowana to tzw. ustawa o mowie nienawiści w sieci (Netzdurchsuchungsgesetz), zmuszająca portale społecznościowe do cenzurowania „karalnych” treści. Jeśli tego nie zrobią zapłacą dotkliwe kary, sięgające nawet 50 mln euro. Prawnicy ostro krytykowali ustawę, ponieważ portale społecznościowe same będą musiały decydować czy dane treści są karalne. Jest to swoisty „outsourcing” prawodawstwa i prywatyzacja cenzury. Ponieważ decyzja co podchodzi pod „podżeganie do nienawiści” w niemieckim kodeksie karnym może być dla portali trudna, nie pozostanie im nic innego niż kasować jak najwięcej postów budzących wątpliwości.
Czytaj także: IM Victoria, niemiecki rząd i mowa nienawiści w sieci, czyli jak sprywatyzować cenzurę
To zaś stanowi ograniczenie wolności słowa, co jest sprzeczne z niemiecką konstytucją. Tu pojawia się więc ten sam problem jak w przypadku „małżeństwa dla wszystkich”. Albo minister sprawiedliwości Heiko Maas powinien był napisać ustawę zgodną z konstytucją, albo zmienić konstytucje tak, by pozwalała na ograniczenie wolności słowa. Pomijając już fakt, że dokument zdaniem ekspertów jest także niezgodny z prawem unijnym. „W państwie prawa o prawie i bezprawiu ciągle jeszcze decydują sądy. Heiko Maas wszystko to teraz anuluje, z administratorów sieci społecznościowych robiąc – wbrew ich woli! – policję obyczajową, sędziów opinii i wykonawców kar w jednej osobie” – pisze dziennik „Die Welt”.
Niemieccy posłowie, którzy tak chętnie pouczają Polaków na temat praworządności, zagłosowali za ustawami, które są sprzeczne z konstytucją, i to wyłącznie po to, by pani kanclerz mogła po wyborach dalej trwać w koalicji z SPD (Martin Schulz uczynił homomałżeństwa warunkiem dalszego współrządzenia z chadecją), oraz bo Maas obawiał się, że w następnym Bundestagu nie znajdzie już większości dla swojego pomysłu cenzurowania Facebooka i Youtube’a. Deszcz konfetti, który spadł za sprawą posłów Zielonych na salę obrad, nie jest w stanie przykryć faktu, że to co się dziś wydarzyło w Bundestagu zaszkodzi niemieckiej demokracji, a raczej temu co jeszcze z niej zostało.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/346643-legalne-nielegalne-mam-to-gdzies-malzenstwo-dla-wszystkich-i-cenzura-w-sieci-czyli-jak-zlamac-konstytucje-w-imie-wolnosci-i-tolerancji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.