Komisja Europejska ma dziś podobno rozpocząć procedurę prawną skierowaną przeciwko Polsce, Czechom i Węgrom za nieprzyjmowanie uchodźców mimo wcześniejszych zobowiązań. KE ma zaproponować wyznaczenie terminu, do którego te kraje będą musiały przyjąć uchodźców. Jeśli Polska tego nie zrobi, KE skieruje sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu.
Szantaż odebraniem funduszy za sprzeciw wobec polityki ws. Imigrantów ma miejsce od jakiegoś czasu i miał różne formy. Były prezydent Francji Hollande nie przez przypadek bezceremonialnie przypominał premier Szydło „kto ma kasę”. Choć spór o relokacje zaczyna mieć charakter biurokratyczny ( Grupa Wyszehradzka odrzuca system automatycznej relokacji) i proceduralny. Nie można jednak zapominać o co w nim tak naprawdę chodzi.
Wściekłość eurokratów nie bierze się stąd, że Polska odmawiając przyjęcia kilka tysięcy osób ( przecież w niemal 40 milionowym kraju nie stanowią najmniejszego zagrożenia), sprzeciwia się europejskiej solidarności. Ta solidarności pozostaje przecież tylko pięknych hasłem, które ostatecznie rozbija się o narodowe interesy ( patrz: populistyczna krytyka Polski przez Macrona).
Spór dotyka kwestii fundamentalnych. W polityce bardzo ważne są symbole. To one pozostają na kartach historii. Nie liczby, ale właśnie symbole. Sprzeciw wobec przyjęciu garstki imigrantów to symbol sprzeciwu wobec szaleńczej polityki Unii Europejskiej. Polityki autodestrukcyjnej i burzącej ostatnie normy, które zbudowały naszą cywilizację. Pomagać uchodźcom należy. Pomaganie dzieciom, kobietom ze skąpanych w krwi krajów to obowiązek każdego przyzwoitego człowieka. Na pewno jest to obowiązek chrześcijanina, o czym przypominają niemal codziennie katoliccy hierarchowie. Szaleństwo eurokratów uniemożliwia jednak pomoc potrzebującym. Wspiera natomiast terrorystów. Ktoś to w końcu głośno powiedział.
Samozwańczy władcy Europy nie mogą więc znieść, że ubodzy krewni ze wschodniej Europy przestali „korzystać z szansy by milczeć” jak nauczał inny arogancki Francuz. Nagle się okazało, że ulegli, zapatrzeni niczym kundelek pragnący kolejnego łakocia i podrapania za uchem Polacy, Węgrzy czy Czesi powiedzieli stanowcze „No”. Na początku można było wykpić, obrazić, przeczołgać tych, którzy mówili o potrzebie budowania muru odgradzającego nas od milionów imigrantów, zagrażających na kilku płaszczyznach bezpieczeństwu Europy. Potem przyszła wściekłość, że „ksenofoby, które nie dorosły do europejskich wartości” miały rację. Apel polskiej premier o opamiętanie odbił się echem w mających dosyć poprawności politycznej zachodnich mediach.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Komisja Europejska ma dziś podobno rozpocząć procedurę prawną skierowaną przeciwko Polsce, Czechom i Węgrom za nieprzyjmowanie uchodźców mimo wcześniejszych zobowiązań. KE ma zaproponować wyznaczenie terminu, do którego te kraje będą musiały przyjąć uchodźców. Jeśli Polska tego nie zrobi, KE skieruje sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu.
Szantaż odebraniem funduszy za sprzeciw wobec polityki ws. Imigrantów ma miejsce od jakiegoś czasu i miał różne formy. Były prezydent Francji Hollande nie przez przypadek bezceremonialnie przypominał premier Szydło „kto ma kasę”. Choć spór o relokacje zaczyna mieć charakter biurokratyczny ( Grupa Wyszehradzka odrzuca system automatycznej relokacji) i proceduralny. Nie można jednak zapominać o co w nim tak naprawdę chodzi.
Wściekłość eurokratów nie bierze się stąd, że Polska odmawiając przyjęcia kilka tysięcy osób ( przecież w niemal 40 milionowym kraju nie stanowią najmniejszego zagrożenia), sprzeciwia się europejskiej solidarności. Ta solidarności pozostaje przecież tylko pięknych hasłem, które ostatecznie rozbija się o narodowe interesy ( patrz: populistyczna krytyka Polski przez Macrona).
Spór dotyka kwestii fundamentalnych. W polityce bardzo ważne są symbole. To one pozostają na kartach historii. Nie liczby, ale właśnie symbole. Sprzeciw wobec przyjęciu garstki imigrantów to symbol sprzeciwu wobec szaleńczej polityki Unii Europejskiej. Polityki autodestrukcyjnej i burzącej ostatnie normy, które zbudowały naszą cywilizację. Pomagać uchodźcom należy. Pomaganie dzieciom, kobietom ze skąpanych w krwi krajów to obowiązek każdego przyzwoitego człowieka. Na pewno jest to obowiązek chrześcijanina, o czym przypominają niemal codziennie katoliccy hierarchowie. Szaleństwo eurokratów uniemożliwia jednak pomoc potrzebującym. Wspiera natomiast terrorystów. Ktoś to w końcu głośno powiedział.
Samozwańczy władcy Europy nie mogą więc znieść, że ubodzy krewni ze wschodniej Europy przestali „korzystać z szansy by milczeć” jak nauczał inny arogancki Francuz. Nagle się okazało, że ulegli, zapatrzeni niczym kundelek pragnący kolejnego łakocia i podrapania za uchem Polacy, Węgrzy czy Czesi powiedzieli stanowcze „No”. Na początku można było wykpić, obrazić, przeczołgać tych, którzy mówili o potrzebie budowania muru odgradzającego nas od milionów imigrantów, zagrażających na kilku płaszczyznach bezpieczeństwu Europy. Potem przyszła wściekłość, że „ksenofoby, które nie dorosły do europejskich wartości” miały rację. Apel polskiej premier o opamiętanie odbił się echem w mających dosyć poprawności politycznej zachodnich mediach.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/344074-nie-chodzi-o-kilka-tysiecy-imigrantow-polski-rzad-musi-zostac-ukarany-bo-zakwestionowal-politpoprawne-dogmaty