Stany Zjednoczone są krajem precedensów sądowych. Dlatego każda rozprawa, która po raz pierwszy dotyka jakiegoś problemu, jest obserwowana ze szczególną uwagą, ponieważ jej rozstrzygnięcie może nabrać charakteru normy prawnej. To sprawia, że oczy wielu prawników w Ameryce są dziś zwrócone na Minnesotę.
Sprawa dotyczy Anmarie Calgaro, która przypadkowo dowiedziała się, że jej 15-letni syn w tajemnicy przed nią poddał się terapii hormonalnej w celu zmiany płci na żeńską. Operację sfinansowaną z budżetu państwa pilotowała szkoła, w której uczy się chłopiec. W związku z tym matka pozwała instytucje szkolne i medyczne o naruszenie jej praw rodzicielskich.
Szkoła, broniąc swego stanowiska, argumentowała, że nastolatek mógł podejmować samodzielnie decyzje o własnej płci, ponieważ był niezależny od rodziców. Jest prawdą, że chłopiec po rozwodzie rodziców zamieszkał razem z ojcem, by uczęszczać do lepszej szkoły, ale matka bynajmniej nie straciła do niego praw rodzicielskich. W Stanach Zjednoczonych możliwe jest oficjalne „uniezależnienie“ (emancipation) dziecka od rodziców, ale musi być ono przeprowadzone prawnie, zaś w tym przypadku do tego nie doszło.
Okazuje się, że wniosek o przeprowadzenie zmiany płci – złożony przy pomocy towarzystwa gejowskiego – pełen był błędów formalnych. Przede wszystkim zignorowane zostały prawa rodzicielskie matki, która powinna wydać zgodę na taką operację. Tymczasem ona nie miała nawet wiedzy o tym. Mało tego – gdy zażądała wglądu w dokumentację medyczną syna, szkoła stanowczo jej odmówiła.
Anmarie Calgaro wniosła więc sprawę do sądu, twierdząc, że robi to w imieniu wszystkich rodziców, którzy mogą w przyszłości znaleźć się w podobnej sytuacji.
W zeszłym tygodniu sędzia Paul Magnuson podjął decyzję. Odrzucił skargę matki. Z jednej strony przyznał, że posiada ona co prawda prawa rodzicielskie, ale z drugiej uznał, że nie można pociągnąć nikogo do odpowiedzialności karnej z powodu naruszenia tychże praw, ponieważ zarówno szkoła, jak i placówka opieki medycznej działały zgodnie z prawem. Odnosząc się do pytania, czy rodzic ma prawo wglądu do dokumentacji medycznej własnego dziecka, sędzia w swej sentencji stwierdził, iż jest to kwestia otwarta, którą należy rozwiązać.
Organizacje gejowskie i genderowe uznały orzeczenie sądu za wielki sukces wymiaru sprawiedliwości. Z kolei Erik Kaardal ze Stowarzyszenia im. Thomasa More’a, komentując decyzję sędziego, powiedział stacji CBS:
Anmarie Calgaro przeżywa najgorszy możliwy koszmar dla rodzica. Osoby trzecie pokierowały życiem jej nieletniego dziecka w taki sposób, że przeszło ono zmieniający jego życie, trwały proces zmiany organizmu dokonany przez organizacje, które nie mają do tego żadnego prawa i które odmawiają dostępu do niego jego własnej matce
Kobieta zapowiedziała, że odwoła się od orzeczenia do sądu apelacyjnego. Być może później sprawa trafi do Sądu Najwyższego. Stawką w tej batalii jest dalsze ograniczanie praw rodzicielskich. Do tej pory prawa te najczęściej ograniczane były na rzecz państwa. Teraz okazuje się, że większe prawa do dzieci mogą mieć organizacje gejowskie lub genderowe niż rodzice. W tym przypadku placówki szkolne i medyczne okazały się bowiem jedynie posłusznymi wykonawcami zaleceń ideologów spod znaku LGBTQ.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/341894-kto-ma-wieksze-prawo-do-kierowania-losem-dzieci-ich-rodzice-panstwo-czy-organizacje-lgbtq
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.