Trzeba się przyzwyczaić do terroryzmu, bo to uspokaja nerwy

Podczas kampanii wyborczej Emmanuel Macron powiedział ni mniej ni więcej, tylko, że trzeba przyzwyczajać się do terroryzmu.

Francuzi wzięli te słowa do serca i wybrali Macrona na prezydenta. O konieczności przyzwyczajania się do terroryzmu islamskiego mówił w jednym z wywiadów w roku 2013 autorytet moralny i intelektualny polskiego lewactwa naukowego i medialnego, socjolog i postmodernista ZYgmunt Bauman. W latach stalinowskich major KBW (odpowiednika NKWD) zwalczającego patriotyczne podziemie, poza tym agent Informacji Wojskowej PRL -u. Bauman stwierdził co następuje:

„Wypadałoby się przyzwyczaić do zamachów. „Przyzwyczajenie” opłaca się podwójnie. Uspokaja nerwy, a więc umniejsza panikę”, a poza tym „silnik napędzający kopiowanie zachowań wygasa w miarę, gdy reakcje na dany typ poczynań (czytaj: mordowanie niewinnych ludzi), przenoszą się z obszaru wypadków nadzwyczajnych do dziedziny rutyny. Tracą po drodze moc szokowania”.

Z porady tej skorzystali po zamachu w Manchesterze Anglicy, rutynowo zapalając znicze na miejscu zbrodni, składając maskotki z misiami (wszak wśród ofiar były dzieci) i uczestnicząc w tzw. czuwaniu dla uczczenia ofiar zamachu. Po czym rutynowo udali się do swoich zajęć, przekonani, że uspokoili swoje sumienia, a życie toczy się dalej. Życie jeszcze żywych, a jest ich wciąż większość i to powinno cieszyć te ogłupione masy. Z ofiarami zamachu rutynowo solidaryzują się przyzwyczajeni do terroryzmu przywódcy państw UE i brukselski establishment, który cieszy się, że islamiści zabijają zwykłych śmiertelników, oszczędzając prominencję.

W ramach solidarności z ofiarami władze Rzymu postanowiły zgasić światła w Koloseum, na Kapitolu, przy Fontannie di Trevi i na siedzibie premiera. To już czysta kpina z ludzkiej tragedii. Chyba, że przy okazji zamachu magistrat Rzymu zaoszczędzi trochę prądu. Tak trzymać, bo my jesteśmy multikulturalni i będziemy przyjmować muzułmanów aż do żałosnego końca naszej cywilizacji - tak można zinterpretować zachęto do przyzwyczajania się do islamu i jego terroryzmu.

Już to zachodni Europejczycy przerabiali i to wielokrotnie, w Berlinie, Paryżu, Brukseli, Nicei itd. i najwyraźniej czekają na ten moment, kiedy terroryści się znudzą albo zawrą z establishmentem lewackim pakt o nieagresji, pod warunkiem, że przyrzeknie on wytrzebienie z kontynentu chrześcijaństwa i podzieli się władzą z wyznawcami ideologii Koranu. W końcu łączą te dwie ideologie wspólne poglądy na wartości, którymi są nienawiść do ludzi przestrzegających Dziesięciu Przykazań i wierzących w jedynego Stwórcę.

W międzyczasie na kontynent europejski napłyną kolejne miliony imigrantów, tym razem zasilą ich obywatele Czarnej Afryki, już czekają amatorzy zasiłków socjalnych. Niemiecka bulwarówka „Bild” pisze, że jest ich 6,5 miliona. Wśród nich część stanowią prześladowani chrześcijanie, ale to jest kropla w morzu tego prawdziwego, spodziewanego najazdu. Bruksela nie wie co z tym zrobić, przymusowa relokacja uchodźców przebywających w Grecji i we Włoszech, nawet jeśli dojdzie do skutku, nie zmniejszy, a wręcz zaostrzy napięcie w UE. Będzie strasznie, jeśli nie dojdzie do rozwiązania tego problemu na terenie Afryki, bo Europa tego nie udźwignie. Jak się teraz czuje Angela Merkel, której zabrakło minimum wyobraźni, gdy otwierała drzwi Niemiec dla muzułmanów?

Wkrótce po zamachu w Manchesterze, w którym obywatel brytyjski, libijskiego pochodzenia, Salman Abedi zamordował 22 osoby a 59 ranił, tamtejsza policja zakomunikowała, że miał miejsce terrorystyczny incydent. Jak z tego wynika, zamachy na niewinne dzieci są incydentami, czyli należy się do nich przyzwyczajać. I już dziś planować swoją egzystencję w lewacko - islamskim kalifacie, który według globalistów będzie panować nad światem.