Jeszcze niedawno niemieccy socjaldemokraci dołowali w sondażach, SPD miała nawet o kilkanaście procent mniejsze poparcie niż chadecy z CDU/CSU. Aż tu nagle pojawił się on, Martin Schulz, który wywrócił te notowania do góry nogami. Jeszcze kilka tygodni temu rywal kanclerz Angeli Merkel uchodził za takiego, który niemalże jak król Midas, czego się nie dotknie, zamieniał w złoto. A tu - klops. SPD grozi utrata władzy i to w jego rodzinnym landzie…
Sondaże jak sondaże, wielkiej wagi do nich przywiązywać nie należy, ale lekceważyć też nie. Według przedwyborczego Barometru Politycznego (ZDF), chadecy wyprzedzili rządzących tam socjaldemokratów z premier Hannelore Kraft na czele. Dobry rezultat osiągają też liberałowie z FDP, którą popiera dwa razy tyle wyborców, co partie Zielonych oraz Alternatywę dla Niemiec (AfD). FDP ma nadzieję, że po sukcesie wyborczym w Nadrenii uda jej się wrócić do Bundestagu, jako potencjalny partner koalicyjny chadeków w nowym rządzie federalnym. Dla SPD byłby to wręcz „Horrorszenario”.
Porażka SPD nad Renem oznaczałaby polityczne trzęsienie ziemi nie tylko na niwie lokalnej. Nadrenia Północna-Westfalia jest najbardziej zaludnionym krajem związkowym Niemiec (13,1 mln wyborców), i uchodzi za papierek lakmusowy trendu na płaszczyźnie federalnej - a już we wrześniu odbęda się wybory do Bundestagu. W centrali SPD rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. Jeśli w Nadrenii wygra lider CDU Armin Laschet, „Midas”-Schulz nie będzie miał co marzyć o miejscu przy kanclerskim biurku. Jak dla mnie, nie ma on na to szans od początku, o czym parokrotnie pisałem, nie bacząc na sondażową zwyżkę „socis” po ogłoszeniu, że były szef europarlamentu poprowadzi SPD do walki przeciw Angeli Merkel. Choć zabrzmi to jak oxymoron, Schulz wykorzystał szanse, których jego partia do tej pory nie miała, przejęcia części elektoratu zarówno Zielonych jak i AfD.
Powodów jest kilka: Zieloni, partia „pacyfistów i ekologów” pokolenia ‘68, jest przeżytkiem, bo większość jej dawnych postulatów przejęły zarówno prawica jak i lewica. Ponadto, choć nikt nie powie tego głośno, współprzewodniczącym Zielonych jest Cem Özdemir tureckiego pochodzenia, co w obliczu kryzysu imigracyjnego i problemów w stosunkach bilateralnych z Turcją ma dla obywateli raczej kiepski wydźwięk. Poza tym, Schulz wykradł zaspanym i otłuszczonym nieco Zielonym jeden z ich głównych postulatów, obiecał mianowicie, że zrówna prawa jednopłciowych związków partnerskich z małżeństwami hetero, z prawem do adopcji dzieci włącznie. Co zaś dotyczy Alternatywy dla Niemiec, wyborcy przelękli się jej powiązań ze skrajną prawicą, jej przywódcy wdali się w wyniszczające walki między sobą, a i biegają na wyścigi „na konsultacje” w rosyjskiej ambasadzie w Berlinie; AfD nie kryje fascynacji Putinem, żąda zniesienia sankcji, akceptuje aneksję Krymu itd. Jej początkowo wysokie notowania spadły z kilkunastu do wyniku jednocyfrowego. W Nadrenii popiera tę partie zaledwie 6,5 proc. wyborców.
W kontekście przeciągania elektoratów Zielonych i AfD lider lewicy okazał się najbardziej przydatny dla… chadeków, gdyż z jednej strony osłabił siłę ich rywali, w tym swego potencjalnego koalicjanta, a z drugiej nie zdołał wywindować SPD przed CDU/CSU. Jednakże przekonanie Schulza o własnej wartości i możliwościach jest bezgraniczne. To typ polityka, do którego w miarę poznania traci się sympatię. Jego charaktrerystycznymi cechami są bezczelność, arogancja, brak gotowości do kompromisu i cięty język, czym - co trzeba przyznać - przyciąga uwagę. Nie jest też świętym Marcinem i, jeśli trzeba, potrafi posłużyć się kłamstwem. Przykładem mogą być podane przez niego w jednym z wystąpień dane o rzekomo rekordowej, a zatrważającej liczbie młodych Niemców na terminowym zatrudnieniu, bez stałych umów o pracę, które wziął z sufitu. Później tłumaczył to jako „przejęzyczenie”, ale kłamstwo poszło w eter i zrobiło swoje…
W przeciwieństwie do Schulza, Merkel daje Niemcom poczucie stabilności i to niezależnie od burzliwych protestów ulicy z powodu otwarcia przez nią drzwi dla islamskich imigrantów, które de facto chadecy już stopniowo przymykają. Wskaźniki gospodarcze i ekonomiczne są dziś w Niemczech znakomite, wzrost gospodarczy bez fajerwerków, ale stały i na przyzwoitym poziomie, zrównoważony budżet i to z nadwyżką, wpływy z podatków większe niż oczekiwane, rosnący eksport, bezrobocie niemal marginalne… - czego chcieć więcej?
Martin Schulz zna te dane, ale coś wyborcom obiecać musi. Pozostają „złote góry”, że gdy zdobędzie władzę, to skorzystają na tym wszyscy, młodzi i starcy, i bezrobotni też, którym przerzekł wydłużenie okresu wypłacania zasiłków socjalnych (z obecnie 12 miesięcy do 24, zanim przejdą na zapomogi z systemu Harz IV), że woda będzie czystsza, a trawa zieleńsza… Kanclerz Merkel, z charakterystycznym dla niej spokojem i dystansem, po matyczynemu dała się Schulzowi wyszumieć. A kandydat SPD rzeczywiście mówi, co my ślina na język przyniesie, ze swadą godną Machiavellego. Przykład? Jedno z niedawnych przemówień zaczął od zdania:
Chodziliśmy spokojnie spać a obudziliśmy się z Berxitem, poszliśmy spokojnie spać, a obudziliśmy się z Donaldem Trumpem…
— co było o tyle śmieszne, że były to słowa austriackiego kanclerza Christiana Kerna, które Schulz wykorzystał jak swoje, dodając z tyle maniakalną, co bezpodstawną pewnością, że…
„24 września Niemcy obudzą się z kanclerzem socjaldemokratów”… - czyli z nim na czele rządu SPD, podpartego w razie potrzeby koalicjantami Zielonych i postkomunistów z partii Lewicy. Schulz sprawia wrażenie, jakby spadł z księżyca, jakby nikt w Niemczech nie wiedział, że jako były szef europarlamentu ponosi współodpowiedzialność za wystąpienie Brytyjczyków z UE, za tragiczną w skutkach politykę imigracyjną, która spowodowała największy kryzys w dziejach wspólnoty. Co więcej, udaje jakby wszystko to nie dotyczyło jego partii, która wraz z chadekami współrządzi w Niemczech, a więc także ponosi odpowiedzialność za problemy Niemiec i Europy z powodu niekontrolowanego napływu muzułmańskich imigrantów.
Jak wybierze Nadrenia Północna-Westfalia, z uwagi na jej wielkość odgrywająca szczególną rolę w niemieckiej polityce? Przekonamy się już w poniedziałek. Po ostatnich, lokalnych, ale i ogólnoniemieckich sondażach Martin Schulz ma nietęgą minę. Z, jak nazywano go w brukselskich kuluarach, „pit bulla” powoli uchodzi powietrze…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/339470-z-pit-bulla-schulza-kontrkandydata-merkel-uchodzi-powietrze-w-niedziele-wielki-test-dla-niemiec