Tak się składa, że często podróżuję po byłych krajach postkomunistycznych w Europie. I prawie wszędzie – na Słowacji, w Czechach, na Ukrainie, w Bułgarii, w Chorwacji, w Rumunii – widzę to samo zjawisko. Wszędzie tam rządy Prawa i Sprawiedliwości ukazywane są jako autorytarne, dławiące demokrację, zagrażające wolności. Jarosław Kaczyński przedstawiany jest jako dyktator owładnięty żądzą władzy i pragnieniem zemsty.
Próbowałem dociec, skąd bierze się taki obraz obecnej sytuacji w Polsce. Okazywało się, że tamtejsze media korzystają głównie z dwóch źródeł informacji. Pierwszym są najczęściej pytani o opinie, udzielający wywiadów lub proszeni o komentarze publicyści z „Gazety Wyborczej“, „Krytyki Politycznej“ czy „Newsweeka“. To oni kształtują przekaz z Polski. Nadal też wielkimi autorytetami pozostają tam Lech Wałęsa i Adam Michnik, choć funkcjonują najczęściej w nimbie legendarnych bohaterów antykomunistycznej Solidarności.
Drugim źródłem informacji są media zachodnie, głównie niemieckie. To „Die Zeit“, „Die Welt“, „Der Spiegel“, „Das Bild“ czy DPA mówią Słowakom, Czechom, Rumunom, Bułgarom, Chorwatom czy Ukraińcom, co mają myśleć na temat wydarzeń w Polsce. A co myślą, to wiadomo…
W każdym z tych krajów wiadomości z Polski bywają dodatkowo zabarwione jakimś elementem, na który tamtejsi mieszkańcy są szczególnie wyczuleni. Na przykład w Czechach dominuje obraz Polski jako wręcz państwa wyznaniowego, w którym Kościół pozostaje hegemonem naruszającym wolność sumienia. Z kolei na Ukrainie mnożą się informacje o masowej dyskryminacji u nas obywateli tego kraju. Sam odbieram stamtąd telefony z pytaniami, czy to prawda, że w Polsce strach się odezwać na ulicy po ukraińsku, bo można zostać za to pobitym.
W środkowoeuropejskiej przestrzeni medialnej prawie nieobecne są natomiast w ogóle głosy polityków, ekspertów czy publicystów z Polski, których opinie odbiegałyby od narracji Wałęsy, Michnika, Schetyny, Kijowskiego, Sierakowskiego et consortes. Dla przekazu tych ostatnich nie ma tam alternatywy.
Szczytem dezinformacji był sposób, w jaki relacjonowano spór wokół projektu ustawy antyaborcyjnej w Polsce. Do dziś każdy, kto w Europie Środkowej słuchał przekazu mediów na ten temat, jest przekonany, że PiS chciał zakazać badań prenatalnych i ścigać kobiety za poronienia. Taki komunikat poszedł w świat i tak już zostało.
Jedynym wyjątkiem są Węgry, gdzie część mediów rozpowszechnia czarną legendę PiS-u, ale inne, zwłaszcza sprzyjające reformatorskim rządom Fideszu, nie dają sobie narzucić tej narracji. Pozostają na nią odporne, ponieważ widzą zbyt wiele podobieństw ze sposobem, w jaki wcześniej manipulowano obrazem sytuacji na Węgrzech.
Jeśli Polska ma zamiar uczestniczyć w tworzeniu sojuszu państw Międzymorza – a tak deklaruje wielu polityków obecnego obozu władzy – to musi budować dla siebie kapitał zaufania i sympatii w regionie. Jeżeli do Polaków przylgnie wizerunek nieobliczalnych fanatyków i wrogów wolności, to trudno będzie przekonać mieszkańców tamtych państw do wchodzenia z nami w alianse. Dlatego warto starać się, by samemu kształtować swój obraz w bliskich nam krajach, a nie godzić się z sytuacją, że będzie on zapośredniczony przez niemieckie media i przez nie kształtowany.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/338675-polska-przegrywa-bitwe-w-srodkowoeuropejskiej-przestrzeni-medialnej