Liczni Europejczycy – w tym Brytyjczycy i Polacy – przewidywali lub wyrażali nadzieję, że Brexit będzie odwrócony albo sprowadzony do fikcji, a rzeczywistość nie zmieni się. Już wiadomo, że zmieni się zasadniczo. Ogłoszone wczoraj 29 kwietnia 2017 roku wytyczne Rady Europejskiej do negocjacji o warunkach Brexitu i do wstępnych negocjacji o stosunkach UE-UK po Brexicie zawierają jednoznaczne zgodne stanowisko w istotnej dla obu stron sprawie swobody przepływu ludzi:
Rząd brytyjski zasygnalizował, że nie będzie dążył do pozostania na jednolitym rynku, ale chciałby wypracować ambitną umowę o wolnym handlu z Unią Europejską. Mając na uwadze interesy Unii, Rada Europejska jest gotowa rozpocząć prace nad umową handlową, która zostałaby sfinalizowana i zawarta wtedy, gdy Zjednoczone Królestwo przestanie być państwem członkowskim. (…) Nie może ona jednak być równoznaczna z uczestnictwem w jednolitym rynku lub jego częściach, ponieważ zagroziłoby to jego integralności i prawidłowemu funkcjonowaniu.
Nie napisano „ludzie”, „pracownicy”, „przedsiębiorcy” ani „studenci”, ale użyte pojęcia ekonomiczne „jednolity rynek” i „wolny handel” mają precyzyjne definicje, wyjaśniające status między innymi ludzi. W ramach „wolnego handlu” swobodnie przepływać przez granice państw albo grup państw mogą tylko produkty: towary i usługi (przepływ usług bywa ograniczony w praktyce). Dopiero „jednolity rynek” – dużo bardziej zaawansowana forma międzynarodowej integracji gospodarczej – dodaje do swobód przepływu produktów również swobody przepływu czynników produkcji: ludzi i kapitału (fizycznego i finansowego). Jednolity rynek bywa także nazywany „wspólnym rynkiem” – pojęcie to służyło za nieformalny synonim dawnych Wspólnot Europejskich.
Obecne traktaty unijne nazywają jednolity rynek UE prosto „rynkiem wewnętrznym”. Jego cztery fundamentalne swobody – jedno z największych osiągnięć integracji europejskiej – to właśnie swobody przepływów towarów, usług, ludzi („osób” w traktatach) i kapitału przez granice między państwami członkowskimi, a w ograniczonym stopniu także między nimi a Islandią, Lichtensteinem, Norwegią i Szwajcarią. Wielka Brytania chce większego dystansu – mimo grożących jej ciężkich strat gospodarczych – a Rada Europejska taki większy dystans zaakceptowała. Zatem brytyjska premier Theresa May i jej Partia Konserwatywna może w trwającej kampanii wyborczej chwalić się sukcesem: nadchodzi koniec masowej imigracji do Zjednoczonego Królestwa. Dla konserwatywnych Brytyjczyków nawet obywatele UE – nawet z sąsiedniej Francji, Belgii lub Holandii – są „imigrantami” z całym dzisiejszym obciążeniem kulturowym i propagandowym tego słowa.
Według wytycznych, Unia Europejska skupi wysiłek się na sytuacji tych ludzi, którzy już teraz mieszkają w UK dzięki obywatelstwu unijnemu. Zarazem na sytuacji niebrytyjskich przedsiębiorstw, już działających tam również dzięki czterem swobodom unijnym. Celem UE będzie uzyskanie częściowej – pełna jest niemożliwa – stabilności i ciągłości dla tych ludzi i przedsiębiorstw, w zamian za co Wielka Brytania otrzyma zbliżone warunki dla swoich obywateli i biznesów już obecnych na terytoriach 27 państw, które pozostaną w Unii.
Lecz rozwiązania na przyszłość po Brexicie będą inne. Dla przedsiębiorstw z obu stron – wolny handel. Dla ludzi – wizy pracownicze, studenckie i podobne, tak jak na przykład do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Ludzka i ekonomiczna szerokość Kanału Angielskiego dorówna szerokości Oceanu Atlantyckiego. Co to jest Kanał Angielski? Francja i jej wzorem Polska nazwały go beznamiętnie Kanałem La Manche – „Rękawem” wodnym. Ale przenikliwy i doświadczony dawny prezydent Francji generał Charles de Gaulle zrozumiał, że Anglicy uważają „Rękaw” za swoją własną fosę nie tylko militarną, także kulturową i polityczną, a szerszą nawet od Atlantyku. Dystans z Londynu do Brukseli mierzy się tysiącami mil morskich.
CZYTAJ TEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/337852-rada-europejska-i-wielka-brytania-uzgodnily-po-brexicie-nie-bedzie-swobody-przeplywu-ludzi