Goszcząca w Paryżu kandydatka chadeków na szefową rządu RFN Angela Merkel poświęciła Chiracowi mniej czasu niż jego potencjalnemu następcy Nicolasowi Sarkozy`emu, co sami Francuzi uznali za wtrącanie się w ich wewnętrzne sprawy. Nie zmienia to faktu, że Sarkozy nie zawahał przypomnieć podczas wiecu wyborczego, że „Francja nie musi czerwienić się z powodu swej historii, bo nie ma na sumieniu ludobójstwa i nie wynalazła tzw. rozwiązania ostatecznego”. W następnych latach prezydent Francji stał się tym, który chciał „zmarginalizować znaczenie Niemiec w polityce międzynarodowej”, „fircykiem”, który „dla dorównania Merkel chodzi na takich samych obcasach jak ona”, zaś pani kanclerz ochrzczona została we francuskich mediach mianem „Madame Non”, która „nie jest żadnym przykładem” dla Grande Nation. Nie inaczej było w relacjach z nielubianym przez Merkel prezydentem Hollane’m.
Ale, tak jak wcześniej, wygrywał wspólny, francusko-niemiecki interes, albowiem warczący na siebie politycy obu krajów są świadomi, że w osamotnieniu byłoby im o wiele trudniej realizować własne interesy nie tylko w unii.
Retoryka Emmanuela Macrona, faworyzowanego z konieczności przez UE, jest taka sama jak jego poprzedników. Jak napisał na portalu wszystkoconajważniejsze.pl (świetny portal, różnorodność poglądów, polecam), Jean Paul Oury, współautor kampanii politycznej m.in. Nicolasa Sarkozy’ego, Macron, dzisiejszy kandydat na prezydenta…
„Chce przesuwać granice, po to, by Francja – za pomocą Europy - mogła zabronić poszczególnym krajom konkurować ze sobą. Chce, by w Polsce panowały takie same zasady jak we Francji… co jest niepojęte!”.
Pardon, co w tym niepojętego? Nic nowego, o czym francuski publicysta wie doskonale.
„Oczywiście kryje się za tym idea wzmocnienia Unii Europejskiej (by coraz bardziej zmierzała w stronę czegoś, co można by określić mianem ZSRR-bis) oraz stworzenia, czemu nie, jednolitego podatku, co byłoby naruszeniem zasady subsydiarności”, pisze dalej francuski autor. Francja nie raz już te zasady podważała i łamała, przykładów jest bez liku. Próbowała nawet upolitycznić i zinstrumentalizować Europejski Bank Centralny, co de facto było przedmiotem jej ostrego konfliktu z Niemcami. Francja była też latami adresatem upomnień Brukseli z powodu niedotrzymywania reżimów konwergencji i dyscypliny budżetowej.
„Czyżby Francuzi byli ekonomicznymi ignorantami?”, spytał na koniec sobie a muzom Jean Paul Oury. Odpowiadam: nie są. Są tylko – przynajmniej jak do tej pory – niereformowalni. Mimo trudnej od lat sytuacji ekonomiczno-gospodarczej, wciąż istnieje wielki opór społeczny i strach polityków przed głębszymi reformami, w tym przede wszystkim w polityce socjalnej. Z pustego i Macron nie naleje. Zwłaszcza, że trudno mu będzie zdobyć większość w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Ale to inny temat. A że Macron opowiada głupoty? Bo to on jeden w dziejach Grande Nation? W jego słownej napaści na Polskę jest wszakże jedna, wielka korzyść. A mianowicie, kandydat na prezydenta Francji udzielił nam, Polakom, znakomitej lekcji, że w polityce nie ma przyjaciół, są tylko interesy. Nieopatrznie Macron stał się rzecznikiem PiS. Jak mówi francuskie przysłowie: „Á bon entendeur salut”… - w dosłownym tłumaczeniu - „kto zrozumiał niech korzysta”…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Goszcząca w Paryżu kandydatka chadeków na szefową rządu RFN Angela Merkel poświęciła Chiracowi mniej czasu niż jego potencjalnemu następcy Nicolasowi Sarkozy`emu, co sami Francuzi uznali za wtrącanie się w ich wewnętrzne sprawy. Nie zmienia to faktu, że Sarkozy nie zawahał przypomnieć podczas wiecu wyborczego, że „Francja nie musi czerwienić się z powodu swej historii, bo nie ma na sumieniu ludobójstwa i nie wynalazła tzw. rozwiązania ostatecznego”. W następnych latach prezydent Francji stał się tym, który chciał „zmarginalizować znaczenie Niemiec w polityce międzynarodowej”, „fircykiem”, który „dla dorównania Merkel chodzi na takich samych obcasach jak ona”, zaś pani kanclerz ochrzczona została we francuskich mediach mianem „Madame Non”, która „nie jest żadnym przykładem” dla Grande Nation. Nie inaczej było w relacjach z nielubianym przez Merkel prezydentem Hollane’m.
Ale, tak jak wcześniej, wygrywał wspólny, francusko-niemiecki interes, albowiem warczący na siebie politycy obu krajów są świadomi, że w osamotnieniu byłoby im o wiele trudniej realizować własne interesy nie tylko w unii.
Retoryka Emmanuela Macrona, faworyzowanego z konieczności przez UE, jest taka sama jak jego poprzedników. Jak napisał na portalu wszystkoconajważniejsze.pl (świetny portal, różnorodność poglądów, polecam), Jean Paul Oury, współautor kampanii politycznej m.in. Nicolasa Sarkozy’ego, Macron, dzisiejszy kandydat na prezydenta…
„Chce przesuwać granice, po to, by Francja – za pomocą Europy - mogła zabronić poszczególnym krajom konkurować ze sobą. Chce, by w Polsce panowały takie same zasady jak we Francji… co jest niepojęte!”.
Pardon, co w tym niepojętego? Nic nowego, o czym francuski publicysta wie doskonale.
„Oczywiście kryje się za tym idea wzmocnienia Unii Europejskiej (by coraz bardziej zmierzała w stronę czegoś, co można by określić mianem ZSRR-bis) oraz stworzenia, czemu nie, jednolitego podatku, co byłoby naruszeniem zasady subsydiarności”, pisze dalej francuski autor. Francja nie raz już te zasady podważała i łamała, przykładów jest bez liku. Próbowała nawet upolitycznić i zinstrumentalizować Europejski Bank Centralny, co de facto było przedmiotem jej ostrego konfliktu z Niemcami. Francja była też latami adresatem upomnień Brukseli z powodu niedotrzymywania reżimów konwergencji i dyscypliny budżetowej.
„Czyżby Francuzi byli ekonomicznymi ignorantami?”, spytał na koniec sobie a muzom Jean Paul Oury. Odpowiadam: nie są. Są tylko – przynajmniej jak do tej pory – niereformowalni. Mimo trudnej od lat sytuacji ekonomiczno-gospodarczej, wciąż istnieje wielki opór społeczny i strach polityków przed głębszymi reformami, w tym przede wszystkim w polityce socjalnej. Z pustego i Macron nie naleje. Zwłaszcza, że trudno mu będzie zdobyć większość w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Ale to inny temat. A że Macron opowiada głupoty? Bo to on jeden w dziejach Grande Nation? W jego słownej napaści na Polskę jest wszakże jedna, wielka korzyść. A mianowicie, kandydat na prezydenta Francji udzielił nam, Polakom, znakomitej lekcji, że w polityce nie ma przyjaciół, są tylko interesy. Nieopatrznie Macron stał się rzecznikiem PiS. Jak mówi francuskie przysłowie: „Á bon entendeur salut”… - w dosłownym tłumaczeniu - „kto zrozumiał niech korzysta”…
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/337754-w-napasci-macrona-na-polske-jest-wielka-korzysc-kandydat-na-prezydenta-francji-stal-sie-rzecznikiem-rzadu-pis?strona=2