„Anglia nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół, ma tylko wieczne interesy”, mawiał już przed wielu laty premier Zjednoczonego Królestwa Henry Temple. Jego maksyma ma wiele różnojęzycznych odmian, włącznie z rosyjskim „w politikie niet sientimientow”. Przypomniał o tym właśnie kandydat na prezydenta Francji Emmanuel Macron.
Dziwi mnie bardzo zdziwienie jego buńczuczną zapowiedzią, że jeśli zostanie następcą socjalisty Françoisa Hollande’a (którego notabene jest politycznym wychowankiem, gdyż to on zrobił zeń ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji w swym gabinecie), będzie domagał się nałożenia sankcji przez Unię Europejską na Polskę. Decyzja w tej sprawie miałaby być podjęta w ciągu trzech miesięcy od zaprzysiężenia Macrona na prezydenta.
„Nie możemy tolerować kraju, który rozgrywa różnice kosztów pracy i narusza wszystkie zasady w Unii Europejskiej”, huknął konkurent liderki narodowców Marine Le Pen. I w Polsce nagle wszystkim miny zrzedły. No, może nie wszystkim, bo są tacy Polacy, którzy również domagają się unijnych sankcji wobec naszego kraju, ale mniejsza z nimi, w historii mieliśmy już takie przypadki, choć w dziejach samej wspólnoty to ewenement - jeszcze się nie zdarzyło, aby np. Niemcy, Francuzi, Anglicy czy ktokolwiek inny żądał nałożenia sankcji na swoją ojczyznę…
Przyznam, że dziwiło mnie wyjątkowo powściągliwe traktowanie kandydata Macrona, że taki proeuropejski, i w ogóle. Po pierwsze, ów polityk opowiada się za tzw. jądrem Europy, czy - jak kto woli - unią różnych prędkości, po drugie, za odrębnym budżetem dla państw eurostrefy, po trzecie, poparł też politykę imigracyjną kanclerz Angeli Merkel i nie kryje aspiracji do zarządzania całą Europą wespół z Niemcami. Z tym jedynie zastrzeżeniem wobec Berlina, że Niemcy powinni bardziej podzielić się z Francją swą „dominacją w eksporcie”.
Niemcy są Macronowi potrzebne, my - jak mu się wydaje, nie. Polska od zawsze przejawiała naiwną słabość wobec Francji. Nawet w hymnie mamy Bonapartego, który „dał nam przykład…”, powiedzmy sobie szczerze, w sumie raczej wątpliwy. Przykładów lekceważącego traktowania naszego kraju przez Francuzów w bliższej i dalszej historii mamy sporo, że wspomnę choćby tylko niebywałe w świecie dyplomacji, bezczelne nakazywanie Polsce milczenia w sprawach polityki międzynarodowej przez prezydenta Jacquesa Chiraka, osłabienie siły naszego głosu w UE poprzez uknute cichaczem przez Francję i Niemcy (naszych „partnerów” z propagandowej wydmuszki Trójkąta Weimarskiego), wspóle storpedowanie przez rządy w Paryżu i Berlinie Traktatu Nicejskiego, wymiksowanie naszego kraju z negocjacji z Rosją w sprawie Ukrainy (tzw. format normandzki), pomijanie nas przy rocznicowych obchodach w Normandii, wyzwalanej przez dywizję pancerną gen. Stanisława Maczka, i a propos - bezpardonowe wypięcie się Francji na Polskę po- jak i w chwili wybuchu drugiej wojny światowej…
Boli? Musi boleć. W polityce niekiedy nie ma miejsca na bon ton i savoire vivre. Nasz stosunek do Francji i odwrotnie doskonale ujęła w jednej ze swych książek Manuela Gretkowska, opisując jak to podsunięta Napoleonowi pani Walewska robiąc mu - powiedzmy za byłym szefem naszej dyplomacji - „łaskę”, spytała z pełnymi ustami pytała: „A Polszka, szir…?” Różnica między nami a Francuzami, Niemcami czy Anglikami polega na tym, że oni nikomu „łaski” nie robią. Kto jak kto, ale Francja doskonale przyswoiła sobie maksymę Temple’a. Przykłady? Voilà!
Choć w powszechnej opinii Francuzi i Niemcy uchodzą za wzór pojednania odwiecznych wrogów, ich powojenne relacje wyglądają jak sinusoida, od porozumienia do porozumienia, lub dosadniej, od kryzysu do kryzysu, w których nierzadko dochodziło do ostrych starć, zrywania międzyrządowych konsultacji, a nawet wymiany impertynencji i inwektyw. Pisałem o tym obszerniej w komentarzu sprzed pięciu laty dla „Rzeczpospolitej”, pt.: „Francja i Niemcy, związek sadomasochistyczny”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Francja i Niemcy - związek sadomasochistyczny
Gdy przed szczytem UE w Berlinie, na którym uchwalano budżet wspólnoty i pakiet reform Agenda 2000, ówczesny kanclerz Gerhrad Schröder zapowiedział, że będzie domagał się urynkowienia rolnictwa i likwidacji agrozasiłków, których Francja była i jest największym biorcą, w Paryżu uznano to za rzucenie rękawicy. Prezydent Chirac wypalił, że „nie dopuści do meblowania unii po niemiecku”. Gdy niemiecki minister spraw zagranicznych Joschka Fischer przedstawił koncepcję przebudowy struktur decyzyjnych unii i nowego podziału kompetencji, francuskie media przypomniały o „odwiecznych wrogach”, 23 wojnach z Niemcami, i zarzuciły rządowi SPD-Zielonych kolejną próbę „germanizacji Europy”. Szef francuskiej dyplomacji Hubert Vedrine nazwał wówczas Fischera „laikiem z germańską pychą” i „szczurołapem wiodącym ludność Europy ku okrutnemu rozczarowaniu”. Niemieckie media zrewanżowały się Francuzom epitetami „niereformowalnych lewaków”, „rynkowych ignorantów”, „wsteczników” itd. Podczas późniejszego szczytu w Nicei, gdzie kanclerz zażądał przyznania większej liczby głosów dla Niemiec w Radzie UE, ponieważ liczba ludności RFN „jest o jedną trzecią większa niż Francji”, Chirac wyszedł z sali trzasnąwszy drzwiami, że niemal wyskoczyły z zawiasów…
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Anglia nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół, ma tylko wieczne interesy”, mawiał już przed wielu laty premier Zjednoczonego Królestwa Henry Temple. Jego maksyma ma wiele różnojęzycznych odmian, włącznie z rosyjskim „w politikie niet sientimientow”. Przypomniał o tym właśnie kandydat na prezydenta Francji Emmanuel Macron.
Dziwi mnie bardzo zdziwienie jego buńczuczną zapowiedzią, że jeśli zostanie następcą socjalisty Françoisa Hollande’a (którego notabene jest politycznym wychowankiem, gdyż to on zrobił zeń ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji w swym gabinecie), będzie domagał się nałożenia sankcji przez Unię Europejską na Polskę. Decyzja w tej sprawie miałaby być podjęta w ciągu trzech miesięcy od zaprzysiężenia Macrona na prezydenta.
„Nie możemy tolerować kraju, który rozgrywa różnice kosztów pracy i narusza wszystkie zasady w Unii Europejskiej”, huknął konkurent liderki narodowców Marine Le Pen. I w Polsce nagle wszystkim miny zrzedły. No, może nie wszystkim, bo są tacy Polacy, którzy również domagają się unijnych sankcji wobec naszego kraju, ale mniejsza z nimi, w historii mieliśmy już takie przypadki, choć w dziejach samej wspólnoty to ewenement - jeszcze się nie zdarzyło, aby np. Niemcy, Francuzi, Anglicy czy ktokolwiek inny żądał nałożenia sankcji na swoją ojczyznę…
Przyznam, że dziwiło mnie wyjątkowo powściągliwe traktowanie kandydata Macrona, że taki proeuropejski, i w ogóle. Po pierwsze, ów polityk opowiada się za tzw. jądrem Europy, czy - jak kto woli - unią różnych prędkości, po drugie, za odrębnym budżetem dla państw eurostrefy, po trzecie, poparł też politykę imigracyjną kanclerz Angeli Merkel i nie kryje aspiracji do zarządzania całą Europą wespół z Niemcami. Z tym jedynie zastrzeżeniem wobec Berlina, że Niemcy powinni bardziej podzielić się z Francją swą „dominacją w eksporcie”.
Niemcy są Macronowi potrzebne, my - jak mu się wydaje, nie. Polska od zawsze przejawiała naiwną słabość wobec Francji. Nawet w hymnie mamy Bonapartego, który „dał nam przykład…”, powiedzmy sobie szczerze, w sumie raczej wątpliwy. Przykładów lekceważącego traktowania naszego kraju przez Francuzów w bliższej i dalszej historii mamy sporo, że wspomnę choćby tylko niebywałe w świecie dyplomacji, bezczelne nakazywanie Polsce milczenia w sprawach polityki międzynarodowej przez prezydenta Jacquesa Chiraka, osłabienie siły naszego głosu w UE poprzez uknute cichaczem przez Francję i Niemcy (naszych „partnerów” z propagandowej wydmuszki Trójkąta Weimarskiego), wspóle storpedowanie przez rządy w Paryżu i Berlinie Traktatu Nicejskiego, wymiksowanie naszego kraju z negocjacji z Rosją w sprawie Ukrainy (tzw. format normandzki), pomijanie nas przy rocznicowych obchodach w Normandii, wyzwalanej przez dywizję pancerną gen. Stanisława Maczka, i a propos - bezpardonowe wypięcie się Francji na Polskę po- jak i w chwili wybuchu drugiej wojny światowej…
Boli? Musi boleć. W polityce niekiedy nie ma miejsca na bon ton i savoire vivre. Nasz stosunek do Francji i odwrotnie doskonale ujęła w jednej ze swych książek Manuela Gretkowska, opisując jak to podsunięta Napoleonowi pani Walewska robiąc mu - powiedzmy za byłym szefem naszej dyplomacji - „łaskę”, spytała z pełnymi ustami pytała: „A Polszka, szir…?” Różnica między nami a Francuzami, Niemcami czy Anglikami polega na tym, że oni nikomu „łaski” nie robią. Kto jak kto, ale Francja doskonale przyswoiła sobie maksymę Temple’a. Przykłady? Voilà!
Choć w powszechnej opinii Francuzi i Niemcy uchodzą za wzór pojednania odwiecznych wrogów, ich powojenne relacje wyglądają jak sinusoida, od porozumienia do porozumienia, lub dosadniej, od kryzysu do kryzysu, w których nierzadko dochodziło do ostrych starć, zrywania międzyrządowych konsultacji, a nawet wymiany impertynencji i inwektyw. Pisałem o tym obszerniej w komentarzu sprzed pięciu laty dla „Rzeczpospolitej”, pt.: „Francja i Niemcy, związek sadomasochistyczny”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Francja i Niemcy - związek sadomasochistyczny
Gdy przed szczytem UE w Berlinie, na którym uchwalano budżet wspólnoty i pakiet reform Agenda 2000, ówczesny kanclerz Gerhrad Schröder zapowiedział, że będzie domagał się urynkowienia rolnictwa i likwidacji agrozasiłków, których Francja była i jest największym biorcą, w Paryżu uznano to za rzucenie rękawicy. Prezydent Chirac wypalił, że „nie dopuści do meblowania unii po niemiecku”. Gdy niemiecki minister spraw zagranicznych Joschka Fischer przedstawił koncepcję przebudowy struktur decyzyjnych unii i nowego podziału kompetencji, francuskie media przypomniały o „odwiecznych wrogach”, 23 wojnach z Niemcami, i zarzuciły rządowi SPD-Zielonych kolejną próbę „germanizacji Europy”. Szef francuskiej dyplomacji Hubert Vedrine nazwał wówczas Fischera „laikiem z germańską pychą” i „szczurołapem wiodącym ludność Europy ku okrutnemu rozczarowaniu”. Niemieckie media zrewanżowały się Francuzom epitetami „niereformowalnych lewaków”, „rynkowych ignorantów”, „wsteczników” itd. Podczas późniejszego szczytu w Nicei, gdzie kanclerz zażądał przyznania większej liczby głosów dla Niemiec w Radzie UE, ponieważ liczba ludności RFN „jest o jedną trzecią większa niż Francji”, Chirac wyszedł z sali trzasnąwszy drzwiami, że niemal wyskoczyły z zawiasów…
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/337754-w-napasci-macrona-na-polske-jest-wielka-korzysc-kandydat-na-prezydenta-francji-stal-sie-rzecznikiem-rzadu-pis