Zatrzymać rewolucję obyczajową
Dziennikarze ustawiają się w kolejce, by zrobić z nią wywiad, tak jak kiedyś stronili od kontaktów z jej ojciem. Zwykli ludzie robią sobie z nią zdjęcia na ulicy. A Marine na wiecach obejmuje emerytki i całuje niemowlęta, nucąc od czasu do czasu pod nosem szlagiery z lat 70. Feministki ją cenią, bo broni praw kobiet, a francuscy katolicy, mimo jej wyraźnie antykleryjalnego nastawienia, widzą w niej jedyną nadzieję na zatrzymanie forsowanej przez rządzących socjalistów rewolucji obyczajowej. Liderka FN, podobnie jak jej ojciec zawsze zajmowała w tych sprawach jednak dość dwuznaczne stanowisko. Nie pojawiła się na żadnej z manifestacji przeciwko homomałżeństwom, tzw. „Manif pour tous”, które przetoczyły się przez Francję w latach 2013/14. Nie wezwała także swoich zwolenników do protestu, w przeciwieństwie do centroprawicowych Republikanów. Dała do zorumienia, że są dla niej ważniejsze sprawy, jak choćby „polityka ekonomiczna rządu”.
„Front Narodowy nie jest partią chrześcijańską. Marine Le Pen unika tych tematów, bo są dla niej symbolem minionej epoki, a ona chce stworzyć wrażenie polityka nowoczesnego. Wolność, sprawiedliwość to jej ulubione hasła. Dlatego dała też do zrozumnienia, że kiedy dojdzie do włądzy cofnie ustawę o homomałżeństwach, ale nie unieważni tych homomałżeństw, które zostały już zawarte” – mówi francuski politolog Bruno Cautrès. Po kilku miesiącach protestów stwierdziła ze zniecierpliwieniem w jednym z wywiadów, że choć podziela stanowisko członków kolektywu „Manif pour Tous”, „to to nie może trwać, zajmijmy się innymi tematami”.
Tym innym, ważniejszym tematem, jest walka z „systemem UMPS”, systemem dwupartyjnym, który zdaniem Marine zniszczył gospodarkę i zdradził republikańskie ideały. Zrobił z „wielkiej Francji” niewolnika Międzynardowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej. Front Narodowy obiecuje m.in. nacjonalizację banków i obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat. To przysporzyło mu nowy, robotniczy elektorat. Nowy mer FN w Hénin-Beaumont, dawnym miasteczku górniczym, Steeve Briois w swoim biurze postawił statuetkę ojca francuskiego socjalizmu Jean’a Jaurèsa.
Duch Putina nad Sekwaną
W swej walce z Unią Europejską i międzynarodowym kapitałem Marine znalazła sojusznika poza granicami Francji. Rosję. Szefowa Frontu Narodowego, tak jak jej ojciec przed nią, wystąpiła z okazji aneksji Krymu przez Rosję i rosysjkiej agresji na wschodniej Ukrainie w obronie polityki Władimira Putina. Kryje się za tym pragnienie przywrócenia Francji jej dawnego mocarstwowego blasku oraz wizja Europy wolnych narodów, sięgającej od Bretanii po Władywostok. W 2007 roku, w swym programie wyborczym w wyścigu o fotel prezydenta Jean-Marie Le Pen kreślił wizję nowej Eurazji. „Zjednoczymy się z wielkimi wolnymi narodami antycznej cywilizacji, którym tak jak nam grozi akulturacja - Rosją, Chinami, Indiami czy Japonią. Utworzymy wielką wspólną przestrzeń, blok kontynentalny suwerennych narodów oparty o europejską cywilizację, w którym Rosja zajmie centralne miejsce”. Zamknięty na imigrację z trzeciego świata, kulturowo homogeniczny.
„Jedność duchowa i etniczna tego bloku raz na zawsze uwolni nas od amerykańskiej hegemonii” – dodał Le Pen. Świat wielobiegunowy, w którym Francja miałaby należyte jej miejsce, oto marzenie francuskich narodowców. By móc utworzyć ten blok Unia Europejska musi zniknąć. I tu Rosja jest naturalnym partnerem, gra bowiem na osłabienie i podzielenie europejskiej wspólnoty. Marine Le Pen podchwyciła wizję ojca, po tym jak przejęła kierownictwo partii. „Jeśli zostanę prezydentem wyprowadzę Francję z UE i NATO oraz zaproponuje Rosji strategiczne partnerstwo militarne i energetyczne. Stworzymy unię paneuropejską z Rosją” – ogłosiła w czasie swej kampanii prezydenckiej.
Epilog
To zaczyna przemawiać do Francuzów. Większość z nich (60 proc.) postrzega dziś Europę jako problem i jest wobec niej ambiwalentna. I to nawet bardziej od Brytyjczyków. To konsekwencja boleśnie odczuwanego nad Sekwaną kryzysu. Francuzi są zdeprymowani rosnącym bezrobociem, masowym bankructwem firm i rządem, który zamiast przeprowadzić trudne gospodarcze reformy prowadzi światopoglądową krucjatę o homomałżeństwa, równouprawnienie płci i rozbicie tradycyjnej rodziny. Poparcie dla prezydenta Francoisa Hollande’a spadło poniżej 10 proc. Do kryzysu gospodarczego dochodzi kryzys tożsamości. Utrata znaczenia. Wielu Francuzów najchętniej cofnęłoby czas do tyłu, do czasów dawnej świetności. Nie jest im łatwo zaakceptować, że ich kraj jest wymieniany jako jeden z tych, które, jak Grecja i Hiszpania, w przyszłości będą potrzebowały pomocy finansowej z Brukseli. Francuzi zawsze uważali, że tańczą na dachu świata. A teraz okazuje się, że dach przecieka i mogą z niego spaść.
Francuska polityka już jakiś czas temu mocno skręciła w prawo. Zarówno socjaliści jak i centroprawica ograniczały imigrację, deportowaly Romów. To partia Sarkozy’ego wprowadziła zakaz noszenia chust islamskich. Marine Le Pen korzysta tylko na ogólnym zaostrzeniu dyskursu. „To co oferuje jest proste: powrót do narodowej suwerenności, kiedy nie Bruksela i Berlin, a Paryż sterował losami kraju. Do etnicznie homogenicznego społeczeństwa” – przekonuje Bruno Cautrès. I Le Pen nie musi niczego udawać. Mówi to, co mówiła zawsze, a coraz więcej jej rodaków myśli o nielegalnych imigrantach podobnie jak ona. W kwestii imigracji kandydatka Frontu Narodowego proponuje między innymi ograniczenie jej do 10 tys. ludzi rocznie, a także m.in. odebranie możliwości podwójnego obywatelstwa dla nie-Europejczyków. Czy to wystarczy, by wygrać wybory prezydenckie? Pewnie nie, a w każdym razie nie w 2017 roku. Jednak za pięć lat sytuacja może wyglądać już zupełnie inaczej.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Zatrzymać rewolucję obyczajową
Dziennikarze ustawiają się w kolejce, by zrobić z nią wywiad, tak jak kiedyś stronili od kontaktów z jej ojciem. Zwykli ludzie robią sobie z nią zdjęcia na ulicy. A Marine na wiecach obejmuje emerytki i całuje niemowlęta, nucąc od czasu do czasu pod nosem szlagiery z lat 70. Feministki ją cenią, bo broni praw kobiet, a francuscy katolicy, mimo jej wyraźnie antykleryjalnego nastawienia, widzą w niej jedyną nadzieję na zatrzymanie forsowanej przez rządzących socjalistów rewolucji obyczajowej. Liderka FN, podobnie jak jej ojciec zawsze zajmowała w tych sprawach jednak dość dwuznaczne stanowisko. Nie pojawiła się na żadnej z manifestacji przeciwko homomałżeństwom, tzw. „Manif pour tous”, które przetoczyły się przez Francję w latach 2013/14. Nie wezwała także swoich zwolenników do protestu, w przeciwieństwie do centroprawicowych Republikanów. Dała do zorumienia, że są dla niej ważniejsze sprawy, jak choćby „polityka ekonomiczna rządu”.
„Front Narodowy nie jest partią chrześcijańską. Marine Le Pen unika tych tematów, bo są dla niej symbolem minionej epoki, a ona chce stworzyć wrażenie polityka nowoczesnego. Wolność, sprawiedliwość to jej ulubione hasła. Dlatego dała też do zrozumnienia, że kiedy dojdzie do włądzy cofnie ustawę o homomałżeństwach, ale nie unieważni tych homomałżeństw, które zostały już zawarte” – mówi francuski politolog Bruno Cautrès. Po kilku miesiącach protestów stwierdziła ze zniecierpliwieniem w jednym z wywiadów, że choć podziela stanowisko członków kolektywu „Manif pour Tous”, „to to nie może trwać, zajmijmy się innymi tematami”.
Tym innym, ważniejszym tematem, jest walka z „systemem UMPS”, systemem dwupartyjnym, który zdaniem Marine zniszczył gospodarkę i zdradził republikańskie ideały. Zrobił z „wielkiej Francji” niewolnika Międzynardowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej. Front Narodowy obiecuje m.in. nacjonalizację banków i obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat. To przysporzyło mu nowy, robotniczy elektorat. Nowy mer FN w Hénin-Beaumont, dawnym miasteczku górniczym, Steeve Briois w swoim biurze postawił statuetkę ojca francuskiego socjalizmu Jean’a Jaurèsa.
Duch Putina nad Sekwaną
W swej walce z Unią Europejską i międzynarodowym kapitałem Marine znalazła sojusznika poza granicami Francji. Rosję. Szefowa Frontu Narodowego, tak jak jej ojciec przed nią, wystąpiła z okazji aneksji Krymu przez Rosję i rosysjkiej agresji na wschodniej Ukrainie w obronie polityki Władimira Putina. Kryje się za tym pragnienie przywrócenia Francji jej dawnego mocarstwowego blasku oraz wizja Europy wolnych narodów, sięgającej od Bretanii po Władywostok. W 2007 roku, w swym programie wyborczym w wyścigu o fotel prezydenta Jean-Marie Le Pen kreślił wizję nowej Eurazji. „Zjednoczymy się z wielkimi wolnymi narodami antycznej cywilizacji, którym tak jak nam grozi akulturacja - Rosją, Chinami, Indiami czy Japonią. Utworzymy wielką wspólną przestrzeń, blok kontynentalny suwerennych narodów oparty o europejską cywilizację, w którym Rosja zajmie centralne miejsce”. Zamknięty na imigrację z trzeciego świata, kulturowo homogeniczny.
„Jedność duchowa i etniczna tego bloku raz na zawsze uwolni nas od amerykańskiej hegemonii” – dodał Le Pen. Świat wielobiegunowy, w którym Francja miałaby należyte jej miejsce, oto marzenie francuskich narodowców. By móc utworzyć ten blok Unia Europejska musi zniknąć. I tu Rosja jest naturalnym partnerem, gra bowiem na osłabienie i podzielenie europejskiej wspólnoty. Marine Le Pen podchwyciła wizję ojca, po tym jak przejęła kierownictwo partii. „Jeśli zostanę prezydentem wyprowadzę Francję z UE i NATO oraz zaproponuje Rosji strategiczne partnerstwo militarne i energetyczne. Stworzymy unię paneuropejską z Rosją” – ogłosiła w czasie swej kampanii prezydenckiej.
Epilog
To zaczyna przemawiać do Francuzów. Większość z nich (60 proc.) postrzega dziś Europę jako problem i jest wobec niej ambiwalentna. I to nawet bardziej od Brytyjczyków. To konsekwencja boleśnie odczuwanego nad Sekwaną kryzysu. Francuzi są zdeprymowani rosnącym bezrobociem, masowym bankructwem firm i rządem, który zamiast przeprowadzić trudne gospodarcze reformy prowadzi światopoglądową krucjatę o homomałżeństwa, równouprawnienie płci i rozbicie tradycyjnej rodziny. Poparcie dla prezydenta Francoisa Hollande’a spadło poniżej 10 proc. Do kryzysu gospodarczego dochodzi kryzys tożsamości. Utrata znaczenia. Wielu Francuzów najchętniej cofnęłoby czas do tyłu, do czasów dawnej świetności. Nie jest im łatwo zaakceptować, że ich kraj jest wymieniany jako jeden z tych, które, jak Grecja i Hiszpania, w przyszłości będą potrzebowały pomocy finansowej z Brukseli. Francuzi zawsze uważali, że tańczą na dachu świata. A teraz okazuje się, że dach przecieka i mogą z niego spaść.
Francuska polityka już jakiś czas temu mocno skręciła w prawo. Zarówno socjaliści jak i centroprawica ograniczały imigrację, deportowaly Romów. To partia Sarkozy’ego wprowadziła zakaz noszenia chust islamskich. Marine Le Pen korzysta tylko na ogólnym zaostrzeniu dyskursu. „To co oferuje jest proste: powrót do narodowej suwerenności, kiedy nie Bruksela i Berlin, a Paryż sterował losami kraju. Do etnicznie homogenicznego społeczeństwa” – przekonuje Bruno Cautrès. I Le Pen nie musi niczego udawać. Mówi to, co mówiła zawsze, a coraz więcej jej rodaków myśli o nielegalnych imigrantach podobnie jak ona. W kwestii imigracji kandydatka Frontu Narodowego proponuje między innymi ograniczenie jej do 10 tys. ludzi rocznie, a także m.in. odebranie możliwości podwójnego obywatelstwa dla nie-Europejczyków. Czy to wystarczy, by wygrać wybory prezydenckie? Pewnie nie, a w każdym razie nie w 2017 roku. Jednak za pięć lat sytuacja może wyglądać już zupełnie inaczej.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/336736-walka-o-fotel-w-palacu-elizejskim-marine-le-pen-corka-diabla-ona-nie-ma-w-sobie-nic-z-blondynki-sylwetka?strona=2