Od chwili, gdy przejęła wodze Frontu Narodowego, partia zmieniła się radykalnie. Zniknął antysemityzm, zapyziały kolonializm i ksenofobia, kultywowane przez jej ojca Jeana-Marie Le Pena. Zastąpiły je walka z Islamem, unijnym dyktatem i kapitalizmem. Dzięki Marine Le Pen Front Narodowy wszedł na salony. I zamierza tam pozostać.
Przeciwnicy „Marine” maja twardy orzech do zgryzienia. Le Pen cytuje Karola Marksa, broni raz laickości i feminizmu, raz tradycyjnych rodzinnych wartości, czerpiąc bez żenady z repetuaru pozostałych partii politycznych. Wszystko, by upozycjonować się w centrum, pozbyć się etykietki skrajnej prawicy. I to się udaje. Jej populizm jest rozbrajająco szczery. Jeśli wierzyć sondażom wejdzie do II tury wyborów prezydenckich. Wcześniej FN partii udało się już w wyborach komunalnych zdobyć 11 francuskich gmin, głównie na Południu, gdzie znajduje się duża społeczność imigrancka i w zubożałym, dawnym zagłębiu górniczym na Pólnocy. To duży sukces, biorąc pod uwagę, że wystawiła kandydatów w zaledwie 600 z 36 tys. gmin.
Droga do tego sukcesu była ciernista. Od chwili powstania w 1972 roku Front Narodowy, zrodzony na zgliszczach pujadyzmu, populistycznego ruchu politycznego drobnej burżuazji w powojennej Francji, uchodził za „skrajnie nacjonalistyczną” partię, a jej liderowi, Jean-Marie Le Penowi media niemal od razu dały przydomek „diabeł”. Dla nich polityk, który nazywał komory gazowe „detalem historii” i wzywał do izolacji chorych na AIDS, bo „wysatwiają na szwank równowagę narodu” był czystym złem. Nikt w latach 80 i 90 XX wieku, kiedy Front Narodowy ruszył na podbój Francji i Europy, nie przyznałby się otwarcie, że głosuje na partię Le Pena, a wynik, który osiągała przy urnach rzadko przekraczał 10 proc., co skazywało ją na los politycznego planktonu.
Mit założycielski
13 luty 1984 roku. Jean-Marie Le Pen gości w programie publicystycznym francuskiej telewizji publicznej Antenne 2. Właśnie skończył wyjaśniać, dlaczego cudzoziemcy powinni zostać wydaleni z Francji. Wszyscy. „Panie Le Pen, przeraża mnie pan” – mówi, zdenerwowany prowadzący François-Henri de Virieu. „Kocham moje córki bardziej niż moje kuzynki, moje kuzynki bardziej niż moje sąsiadki, a moje sąsiadki bardziej niż obcych” – odpiera polityk, uśmiechając się sugestywnie. Kamera przesuwa się w stronę córek Le Pena, które przybyły wraz z nim do studia telewizyjnego. Trzy pulchne blondynki przytulone do matki, najstarsza Marie-Caroline, Yann i najmłodsza Marine. „Raczej ładne, w stylu wagnerowskim. Od razu wyobraziłem je sobie w sukienkach z balkonikiem” – wspomina dziennikarz „Le Monde” Alain Duhamel. Ani on, ani nawet sam Le Pen nie wyobrażali sobie jednak, że 16-letnia dziewczynka z blond warkoczykami, patrząca nieśmiało w kamerę, za niecałe 30 lat zawojuje francuską scenę polityczna.
1984 był dobrym rokiem dla Frontu Narodowego. Kilka miesięcy po telewizyjnym występie „diabła”, w czerwcu, partia zdobyła 11 proc. poparcia w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dla Marine był to jednak trudny rok. Jej matka, Pierrette, ucieka z kochankiem, rodzina się rozpada. Rozwód rodziców jest bolesny i toczy się publicznie, na łamach kolorowych pism. Marine zostaje z ojcem, podobnie jak jej siostry. W szkole ciągle słyszy: „Twój ojciec jest faszystą!”. W 1976 roku, kiedy ma osiem lat, ładunek wybuchowy zamienia rodzinny dom w kupę gruzów. Kto go podłożył nie wiadomo. „Zaparłam się wtedy w sobie” – wspomina póżniej. Zamach –jak twierdzi -był jej mitem założycielskim. Tym, co popchnęło ją do polityki.
Nacjonalizm XXI wieku
Z trzech córek to ona najbardziej przypopmina ojca. Te same gesty, ta sama mimika. „Sposób w jaki się śmieje, odginając głowę do tyłu, ten naturalny autorytet, podobieństwo jest niesamowite” -przekonuje jej siostra Yann. Z jedną różnicą: jej się nikt nie boi. „Ma to coś, ten rozbrajający uśmiech. Ludzie jej ufają” - ciągnie Yann dalej. Po studiach prawniczych i kilku latach pracy w gabinecie adwokackim w 2003 roku zostaje wiceprzewodniczącą Frontu Narodwego, a rok później eurodeputowaną. U Le Penów polityka to rodzinna sprawa. „To prawdziwa rodzina pitbulli, a Marine nie ma w sobie nic z blondynki” - wspomina były doradca Le Pena Lorrain de Saint-Affrique. „Spróbujcie odebrać im miskę, to zobaczycie” –dodaje.
W 2011 roku Marine przejmuje stery partii. I dokonuje w niej rewolucji. Zapyziały kolonializm, antysemityzm, wszystko ląduje na smietniku historii. Algieria? Indochiny? Żydzi? „To XX wiek, to przeżytek” -grzmi. Imigracja? „Ograniczyć, nie zlikwidować” - dodaje. Francuzem jest się według niej z urodzenia, bądź zasługuje się na to, by nim zostać. Dla niej aborcja, którą jej ojciec nazywał „antyfrancuskim ludobójstwem”, to „osobisty wybór kobiety, który nie powinien być finansowany z kasy państwa”. „Nie chcemy ograniczyć dostępu do aborcji, ale walczyć z jej banalizacją” – mówi dwukrotnie rozwiedziona matka trójki dzieci z naciskiem na jednym z wieców partyjnych. To wystarczy, by pozbyć się reakcyjnego nalotu.
Głównym politycznym celem Frontu Narodowego staje się walka z islamizacją Francji i Europy, w imię laickości i republikańskich wartości, unijnym dyktatem i kapitalizmem, który „niszczy jednostkę”. Marine szpikuje swoje przemówienia cytatami słynnych ekonomistów, Stiglitz, Krugman, nawet Karol Marks. „Chcemy sprawnego państwa, laickości i wolności osobistych. Mamy dość brukselskiej Europy, która narzuca nam ultraliberalizm i wolny handel, niszczący równość społeczną, nasze miejsca pracy, nasz wzrost gospodarczy” – deklaruje na partyjnym kongresie w Tours.
Nowy kurs oznacza scysję ze starymi działaczami, towarzyszami politycznymi jej ojca. Większość z nich jej nie ufa. Uważają, że zaangażwała się w politykę z oportunizmu. Z partii jako pierwszy wylatuje stary towarzysz jej ojca Bruno Mégret, skazany przez sąd w Paryżu za uwagę, że „istnieją różnice między rasami”. Ich miejsce zajmują młodzi, poniżej 30, otwarci i skorzy do rozmów z dziennikarzami. Jej siostrzenica Marion Marechal Le Pen zostaje w 2012 roku, w wieku 22 lat, deputowaną. Najmłodszą w historii Francji.
Prawdziwa prawica
Zmienia się też dyskurs partii, następuje swoista semantyczna rewolucja. Organizacje walczące z rasizmem Marine nazywa „proimigracyjnym lobby”, a globalizację zamienia w „globalizm”, by podkreślić ideologiczny ciężar słowa. Dziennikarzom, którzy odważą się nazwać partię skrajną prawicą, grozi procesem. „Prawdziwa prawica jest właściwym określeniem” – deklaruje. Marine stworzyła młodą, dynamiczną partię republikańską, o inklinacji społecznej, wyposażoną w poważny program polityczny, by przyciągnąć wyborców z dawnych zagłębi przemysłowych, gdzie panuje dziś wysokie bezrobocie.
FN ma bronić interesów zwykłych ludzi. Jej partner życiowy Louis Aliot, wicperzewodniczący partii, jest symbolem tych zmian. Pochodzi ze skromnych warunków, a jego dziadek był Żydem” - tłumaczy politolog Gerard Perrier. Według niego to jednak tylko kosmetyczna zmiana. „Marine traktuje republikańskie wartości instrumentalnie. Na tym polega niebezpieczeństwo skrajnej prawicy, na plastyczności i elastyczności jej dyskursu” – uważa politolog. Zarówno dla francuskiej centrolewicy jak i centroprawicy nowy Front Narodowy stanowi poważne wyzwanie, bowiem „ekstremizm” o który oskarżają partię lewicowe media, jest trudno uchwytny.
Kiedy Marine mówi o „preferencji narodowej” według której jej zdaniem powinny być alokowane zasiłki, szybko dodaje „preferencja ta dotyczy wszystkich Francuzów, bez względu na ich pochodzenie”. Łatwo burzyć się przeciwko partii, której działacze hołdują symbolom faszytsowksim. Jak jednak należy reagować na ugrupowanie, które co roku odbywa pielgrzymkę do pominka Joanny d’Arc? Które protestuje przeciwko modlitwie muzułmanów na ulicach Paryża, przeciwko chustom islasmskim, by szybko dodać, że „księża i biskupi powinny pozostać w swych parafiach i nie wtrącać się do polityki”? „Marine Le Pen stworzyła wybuchową mieszankę lewicowych i prawicowych idei. Laickość połączyla z rodzinnymi wartościami, walkę z masową imigracją z antyglobalizmem” – ciagnie Perrier dalej. Wielu działaczy FN to dziś Francuzi pochodzący z imigracji, którzy się zasymilowali. Dla nich, przekonuje Marine, jest miejsce we Francji i w jej partii. Metoda ta przynosi skutki. W 2012 r. Marine zdobywa w wyborach prezydenckich 12 proc. głosów, a według sondaży ponad jedna trzecia (34 proc.) Francuzów podziela forsowane przez nią idee. Front Narodowy wszedł na salony.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Od chwili, gdy przejęła wodze Frontu Narodowego, partia zmieniła się radykalnie. Zniknął antysemityzm, zapyziały kolonializm i ksenofobia, kultywowane przez jej ojca Jeana-Marie Le Pena. Zastąpiły je walka z Islamem, unijnym dyktatem i kapitalizmem. Dzięki Marine Le Pen Front Narodowy wszedł na salony. I zamierza tam pozostać.
Przeciwnicy „Marine” maja twardy orzech do zgryzienia. Le Pen cytuje Karola Marksa, broni raz laickości i feminizmu, raz tradycyjnych rodzinnych wartości, czerpiąc bez żenady z repetuaru pozostałych partii politycznych. Wszystko, by upozycjonować się w centrum, pozbyć się etykietki skrajnej prawicy. I to się udaje. Jej populizm jest rozbrajająco szczery. Jeśli wierzyć sondażom wejdzie do II tury wyborów prezydenckich. Wcześniej FN partii udało się już w wyborach komunalnych zdobyć 11 francuskich gmin, głównie na Południu, gdzie znajduje się duża społeczność imigrancka i w zubożałym, dawnym zagłębiu górniczym na Pólnocy. To duży sukces, biorąc pod uwagę, że wystawiła kandydatów w zaledwie 600 z 36 tys. gmin.
Droga do tego sukcesu była ciernista. Od chwili powstania w 1972 roku Front Narodowy, zrodzony na zgliszczach pujadyzmu, populistycznego ruchu politycznego drobnej burżuazji w powojennej Francji, uchodził za „skrajnie nacjonalistyczną” partię, a jej liderowi, Jean-Marie Le Penowi media niemal od razu dały przydomek „diabeł”. Dla nich polityk, który nazywał komory gazowe „detalem historii” i wzywał do izolacji chorych na AIDS, bo „wysatwiają na szwank równowagę narodu” był czystym złem. Nikt w latach 80 i 90 XX wieku, kiedy Front Narodowy ruszył na podbój Francji i Europy, nie przyznałby się otwarcie, że głosuje na partię Le Pena, a wynik, który osiągała przy urnach rzadko przekraczał 10 proc., co skazywało ją na los politycznego planktonu.
Mit założycielski
13 luty 1984 roku. Jean-Marie Le Pen gości w programie publicystycznym francuskiej telewizji publicznej Antenne 2. Właśnie skończył wyjaśniać, dlaczego cudzoziemcy powinni zostać wydaleni z Francji. Wszyscy. „Panie Le Pen, przeraża mnie pan” – mówi, zdenerwowany prowadzący François-Henri de Virieu. „Kocham moje córki bardziej niż moje kuzynki, moje kuzynki bardziej niż moje sąsiadki, a moje sąsiadki bardziej niż obcych” – odpiera polityk, uśmiechając się sugestywnie. Kamera przesuwa się w stronę córek Le Pena, które przybyły wraz z nim do studia telewizyjnego. Trzy pulchne blondynki przytulone do matki, najstarsza Marie-Caroline, Yann i najmłodsza Marine. „Raczej ładne, w stylu wagnerowskim. Od razu wyobraziłem je sobie w sukienkach z balkonikiem” – wspomina dziennikarz „Le Monde” Alain Duhamel. Ani on, ani nawet sam Le Pen nie wyobrażali sobie jednak, że 16-letnia dziewczynka z blond warkoczykami, patrząca nieśmiało w kamerę, za niecałe 30 lat zawojuje francuską scenę polityczna.
1984 był dobrym rokiem dla Frontu Narodowego. Kilka miesięcy po telewizyjnym występie „diabła”, w czerwcu, partia zdobyła 11 proc. poparcia w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dla Marine był to jednak trudny rok. Jej matka, Pierrette, ucieka z kochankiem, rodzina się rozpada. Rozwód rodziców jest bolesny i toczy się publicznie, na łamach kolorowych pism. Marine zostaje z ojcem, podobnie jak jej siostry. W szkole ciągle słyszy: „Twój ojciec jest faszystą!”. W 1976 roku, kiedy ma osiem lat, ładunek wybuchowy zamienia rodzinny dom w kupę gruzów. Kto go podłożył nie wiadomo. „Zaparłam się wtedy w sobie” – wspomina póżniej. Zamach –jak twierdzi -był jej mitem założycielskim. Tym, co popchnęło ją do polityki.
Nacjonalizm XXI wieku
Z trzech córek to ona najbardziej przypopmina ojca. Te same gesty, ta sama mimika. „Sposób w jaki się śmieje, odginając głowę do tyłu, ten naturalny autorytet, podobieństwo jest niesamowite” -przekonuje jej siostra Yann. Z jedną różnicą: jej się nikt nie boi. „Ma to coś, ten rozbrajający uśmiech. Ludzie jej ufają” - ciągnie Yann dalej. Po studiach prawniczych i kilku latach pracy w gabinecie adwokackim w 2003 roku zostaje wiceprzewodniczącą Frontu Narodwego, a rok później eurodeputowaną. U Le Penów polityka to rodzinna sprawa. „To prawdziwa rodzina pitbulli, a Marine nie ma w sobie nic z blondynki” - wspomina były doradca Le Pena Lorrain de Saint-Affrique. „Spróbujcie odebrać im miskę, to zobaczycie” –dodaje.
W 2011 roku Marine przejmuje stery partii. I dokonuje w niej rewolucji. Zapyziały kolonializm, antysemityzm, wszystko ląduje na smietniku historii. Algieria? Indochiny? Żydzi? „To XX wiek, to przeżytek” -grzmi. Imigracja? „Ograniczyć, nie zlikwidować” - dodaje. Francuzem jest się według niej z urodzenia, bądź zasługuje się na to, by nim zostać. Dla niej aborcja, którą jej ojciec nazywał „antyfrancuskim ludobójstwem”, to „osobisty wybór kobiety, który nie powinien być finansowany z kasy państwa”. „Nie chcemy ograniczyć dostępu do aborcji, ale walczyć z jej banalizacją” – mówi dwukrotnie rozwiedziona matka trójki dzieci z naciskiem na jednym z wieców partyjnych. To wystarczy, by pozbyć się reakcyjnego nalotu.
Głównym politycznym celem Frontu Narodowego staje się walka z islamizacją Francji i Europy, w imię laickości i republikańskich wartości, unijnym dyktatem i kapitalizmem, który „niszczy jednostkę”. Marine szpikuje swoje przemówienia cytatami słynnych ekonomistów, Stiglitz, Krugman, nawet Karol Marks. „Chcemy sprawnego państwa, laickości i wolności osobistych. Mamy dość brukselskiej Europy, która narzuca nam ultraliberalizm i wolny handel, niszczący równość społeczną, nasze miejsca pracy, nasz wzrost gospodarczy” – deklaruje na partyjnym kongresie w Tours.
Nowy kurs oznacza scysję ze starymi działaczami, towarzyszami politycznymi jej ojca. Większość z nich jej nie ufa. Uważają, że zaangażwała się w politykę z oportunizmu. Z partii jako pierwszy wylatuje stary towarzysz jej ojca Bruno Mégret, skazany przez sąd w Paryżu za uwagę, że „istnieją różnice między rasami”. Ich miejsce zajmują młodzi, poniżej 30, otwarci i skorzy do rozmów z dziennikarzami. Jej siostrzenica Marion Marechal Le Pen zostaje w 2012 roku, w wieku 22 lat, deputowaną. Najmłodszą w historii Francji.
Prawdziwa prawica
Zmienia się też dyskurs partii, następuje swoista semantyczna rewolucja. Organizacje walczące z rasizmem Marine nazywa „proimigracyjnym lobby”, a globalizację zamienia w „globalizm”, by podkreślić ideologiczny ciężar słowa. Dziennikarzom, którzy odważą się nazwać partię skrajną prawicą, grozi procesem. „Prawdziwa prawica jest właściwym określeniem” – deklaruje. Marine stworzyła młodą, dynamiczną partię republikańską, o inklinacji społecznej, wyposażoną w poważny program polityczny, by przyciągnąć wyborców z dawnych zagłębi przemysłowych, gdzie panuje dziś wysokie bezrobocie.
FN ma bronić interesów zwykłych ludzi. Jej partner życiowy Louis Aliot, wicperzewodniczący partii, jest symbolem tych zmian. Pochodzi ze skromnych warunków, a jego dziadek był Żydem” - tłumaczy politolog Gerard Perrier. Według niego to jednak tylko kosmetyczna zmiana. „Marine traktuje republikańskie wartości instrumentalnie. Na tym polega niebezpieczeństwo skrajnej prawicy, na plastyczności i elastyczności jej dyskursu” – uważa politolog. Zarówno dla francuskiej centrolewicy jak i centroprawicy nowy Front Narodowy stanowi poważne wyzwanie, bowiem „ekstremizm” o który oskarżają partię lewicowe media, jest trudno uchwytny.
Kiedy Marine mówi o „preferencji narodowej” według której jej zdaniem powinny być alokowane zasiłki, szybko dodaje „preferencja ta dotyczy wszystkich Francuzów, bez względu na ich pochodzenie”. Łatwo burzyć się przeciwko partii, której działacze hołdują symbolom faszytsowksim. Jak jednak należy reagować na ugrupowanie, które co roku odbywa pielgrzymkę do pominka Joanny d’Arc? Które protestuje przeciwko modlitwie muzułmanów na ulicach Paryża, przeciwko chustom islasmskim, by szybko dodać, że „księża i biskupi powinny pozostać w swych parafiach i nie wtrącać się do polityki”? „Marine Le Pen stworzyła wybuchową mieszankę lewicowych i prawicowych idei. Laickość połączyla z rodzinnymi wartościami, walkę z masową imigracją z antyglobalizmem” – ciagnie Perrier dalej. Wielu działaczy FN to dziś Francuzi pochodzący z imigracji, którzy się zasymilowali. Dla nich, przekonuje Marine, jest miejsce we Francji i w jej partii. Metoda ta przynosi skutki. W 2012 r. Marine zdobywa w wyborach prezydenckich 12 proc. głosów, a według sondaży ponad jedna trzecia (34 proc.) Francuzów podziela forsowane przez nią idee. Front Narodowy wszedł na salony.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/336736-walka-o-fotel-w-palacu-elizejskim-marine-le-pen-corka-diabla-ona-nie-ma-w-sobie-nic-z-blondynki-sylwetka