Odbywające się tradycyjnie podczas świąt wielkanocnych demonstracje stanowią już od pół wieku okazję dla hippisowskich pozostałości pokolenia ‘68 do wyrażenia ich głębokiej antyamerykańskości czyli prorosyjskości. Tak było i tym razem.
„Rozbroić!” pod takim hasłem wyszło w deszczową sobotę 600 osób na ulice Berlina, by wyrazić swój sprzeciw wobec „rosnącej militaryzacji” świata. Wiadomo oczywiście o jaki „świat” im chodzi - o ten zachodni naturalnie. W takim świetle czytają się bowiem postulaty, które wysuwają organizatorzy niemieckich „marszów pokojowych 2017”. Kluczowe żądania demonstracji w tym roku skupiają się (jak co roku zresztą) wokół rzekomej „wrogiej polityki” Zachodu wobec Moskwy. Pod nagłówkiem „Czy Rosja nam zagraża?” czytamy w ulotce reklamowej berlińskiego marszu następująco:
„Mnożą się okrzyki bojowe skierowane przeciw Rosji. NATO wymachuje szabelką i zaostrza za pomocą koncentracji wojsk w Europie Wschodniej, manewrów bojowych i „tarczy antyrakietowej” konflikt z Moskwą. (…) Nie chcemy tarczy antyrakietowej!”
O manewrach rosyjskich nad granicą państw bałtyckich czy prowokacjach moskiewskich myśliwców nad Morzem Bałtyckim nie czytamy natomiast ani słowa. Pominięto także zupełnie rolę Rosji w wojnie na Ukrainie czy w Syrii, w której Moskwa jawnie wspiera reżim Bashara Al-Assada ponosząc w ten sposób bezpośrednio współodpowiedzialność za rzeź dokonywaną na Syryjczykach.
Dla niemieckich miłośników pokoju podział ról jest jasny: Rosja się broni, Zachód jest agresorem. Z ich wypowiedzi wynika, iż to NATO ponosi odpowiedzialność za terror i wojny na świecie. Sojusz północno-atlantycki (czytaj: narzędzie hegemonii amerykańskiej) doprowadził do zburzenia ładu globalnego poprzez „celowe obalanie rządów”. Jako przykłady podano Jugosławię, Libię, Afganistan i Syrię.
Nie zabrakło oczywiście słów krytycznych pod adresem „lokajów” USA. Zarzut „wymachiwania szabelką” nie jest niczym nowym. Odnosi się on już tradycyjnie do wszelkich starań państw Europy Wschodniej (w tym głównie Polski) o zwiększenie własnej obronności militarnej. Tym razem jednak oberwało się także samemu państwu niemieckiemu, któremu przypisano wasalną rolę „centrum dowodzenia” natowskiej polityki antyrosyjskiej. Celem krytyki stały się między innymi rozstawienie głowic nuklearnych USA na terenie Niemiec, produkcja dronów bojowych oraz decyzja o podwyższenie wydatków państw członkowskich na armię do 2 proc. PKB. Czytając listę organizacji uczestniczących w tegorocznych manifestacjach („Lewica”, „Centrum Marksa i Engelsa w Berlinie”, „Forum Markistowskie”, itp.) jakoś nie dziwi, dlaczego podział ról był taki, a nie inny.
„Marsze” odbyły się w największych miastach Niemiec. Warto zaznaczyć, iż ich popularność spada z roku na rok. Do większych demonstracji doszło w Berlinie (600 uczestników), w Bremie (400) i Monachium (200).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/335835-nie-dla-tarczy-antyrakietowej-na-berlinskim-marszu