Czy porzucenie unii przez Brytyjczyków można zrzucić wyłącznie na karb niezbyt chętnie widzianych na wyspach imigrantów? Byłoby to wielkie uproszczenie. Siedem grzechów głównych UE to nie tylko kwestia islamskiego tsunami, które przetoczyło się przez nasz kontynent, a po prawdzie ekonomicznych imigrantów z kręgów, powiedzmy, odmiennych kulturowo, którzy usiłują zaprowadzać w europejskim domu własne porządki. Mamy tego tragiczne efekty, nadal trwa stan wyjatkowy we Francji, uzbrojone po zęby patrole przechadzają się nawet po unijnej stolicy, na ulicach Brukseli. Nic nie jest takie jak wczoraj.
Jednym z grzechów głównych Europy naszych czasów jest odrywanie się od jej własnych, chrześcijańskich korzeni i zatracanie własnej tożsamości. Jest nim także narzucany przez unijnych urzędników, a szerzej nieakceptowany „genderyzm”. Jest nim również sobiepaństwo Brukseli, przekraczanie kompetencji przez eurokratów, narzucanie woli krajom członkowskim UE, tzw. kawiorowa dyplomacja, dzielenie państw członkowskich na bardziej i mniej ważne, które muszą podporzadkować się woli tych bardziej wpływowym. Na powierzchni tego sosu z absmakiem zbiera się jeszcze szum urzędniczego nepotyzmu, że o korupcji nawet w pozaunijnym, szerszym gremium, bo Rady Europy, czy o pijaństwie osób na eksponowanych stanowiskach we wspólnocie, czego przejaw mieliśmy nawet w Rzymie już nie wspomnę…
Czy wszystko to nieprawda? Czy ktoś temu zaprzeczy? Uczestniczyłem w wielu szczytach UE i z zasady, po nierzadko zrywanych, całonocnych obradach i trzaskaniu drzwiami ogłaszano sukces. Tak jak i tym razem. Z tą wszakże istotną różnicą, że wcześniej unia nie znajdowała się w tak głębokim kryzysie jak obecnie. W rankingu World Happiness Report 2017 w pierwszej dwudziestce najszczęśliwszych państw świata znalazło się kilkanaście europejskich krajów. To niewątpliwie cieszy i jest powodem do dumy. Ale szczęście, jak wiadomo, bywa bardzo ulotne. Fanfary po szczycie w Rzymie są nie na miejscu.
Pytanie, Quo vadis Europo nabiera dziś większej aktualności, niż kiedykolwiek w dziejach wspólnoty. Prawdziwa batalia dopiero przed nami…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czy porzucenie unii przez Brytyjczyków można zrzucić wyłącznie na karb niezbyt chętnie widzianych na wyspach imigrantów? Byłoby to wielkie uproszczenie. Siedem grzechów głównych UE to nie tylko kwestia islamskiego tsunami, które przetoczyło się przez nasz kontynent, a po prawdzie ekonomicznych imigrantów z kręgów, powiedzmy, odmiennych kulturowo, którzy usiłują zaprowadzać w europejskim domu własne porządki. Mamy tego tragiczne efekty, nadal trwa stan wyjatkowy we Francji, uzbrojone po zęby patrole przechadzają się nawet po unijnej stolicy, na ulicach Brukseli. Nic nie jest takie jak wczoraj.
Jednym z grzechów głównych Europy naszych czasów jest odrywanie się od jej własnych, chrześcijańskich korzeni i zatracanie własnej tożsamości. Jest nim także narzucany przez unijnych urzędników, a szerzej nieakceptowany „genderyzm”. Jest nim również sobiepaństwo Brukseli, przekraczanie kompetencji przez eurokratów, narzucanie woli krajom członkowskim UE, tzw. kawiorowa dyplomacja, dzielenie państw członkowskich na bardziej i mniej ważne, które muszą podporzadkować się woli tych bardziej wpływowym. Na powierzchni tego sosu z absmakiem zbiera się jeszcze szum urzędniczego nepotyzmu, że o korupcji nawet w pozaunijnym, szerszym gremium, bo Rady Europy, czy o pijaństwie osób na eksponowanych stanowiskach we wspólnocie, czego przejaw mieliśmy nawet w Rzymie już nie wspomnę…
Czy wszystko to nieprawda? Czy ktoś temu zaprzeczy? Uczestniczyłem w wielu szczytach UE i z zasady, po nierzadko zrywanych, całonocnych obradach i trzaskaniu drzwiami ogłaszano sukces. Tak jak i tym razem. Z tą wszakże istotną różnicą, że wcześniej unia nie znajdowała się w tak głębokim kryzysie jak obecnie. W rankingu World Happiness Report 2017 w pierwszej dwudziestce najszczęśliwszych państw świata znalazło się kilkanaście europejskich krajów. To niewątpliwie cieszy i jest powodem do dumy. Ale szczęście, jak wiadomo, bywa bardzo ulotne. Fanfary po szczycie w Rzymie są nie na miejscu.
Pytanie, Quo vadis Europo nabiera dziś większej aktualności, niż kiedykolwiek w dziejach wspólnoty. Prawdziwa batalia dopiero przed nami…
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/333073-majstersztyk-pustoslowia-po-szczycie-ue-w-rzymie-czyli-unijny-krok-defiladowy-po-terenie-podmoklym?strona=2