Już w styczniu 2012 roku pisałem – wówczas mówiło się o dwóch prędkościach – że tak naprawdę istnieją trzy. Wtedy biegał po łamach termin „Merkozy”, co oznaczało spółkę Merkel – Sarkozy. Tandem niemiecko – francuski spotykał się często, zapewne także poza wiedzą innych, proponował potem jakieś rozwiązania, by jeszcze później reszta uznać je miała za obowiązujące. Zatem najpierw Merkozy, potem strefa euro, a na końcu pozostali. Już w tamtym czasie przywódcy Wielkiej Brytanii chwilami pomrukiwali z niezadowoleniem, choć i oni bywali okresowo zapraszani do konfidencji. Z biegiem lat, gdy pozycja Sarkozy’ego upadała, a Francji marniała w niemieckich oczach, do najbliższych konszachtów zapraszani byli inni, na przykład Włosi, Benelux Hiszpanie… W zależności od rodzaju sprawy. Polskie uczestnictwo w dyskusji polegało wtedy głównie na okrzykach „więcej Europy w Europie” i wezwaniach, by wreszcie Niemcy przejęły pełną inicjatywę w wyznaczaniu kierunków dla Unii. Taka była cała filozofia istnienia w Unii naszych głównych graczy – Tuska i Sikorskiego. Z tego też powodu, co jakiś czas ogłaszano, iż Sikorski jest tak rozgarniętym politykiem, że trzeba powierzyć mu jakieś ważne w Brukseli stanowisko. A może w NATO? Ponieważ nie zrzucono mu niczego z brukselskiego stołu, schował się pod biurko swej małżonki, której pewnie podpowiadał, jakich jeszcze użyć ma epitetów, by wizerunek Polski spaskudzony był skutecznie i by okres wypisywania obrzydliwości o Polsce trwał stale. Bo Polska bez Tuska i Sikorskiego warta jest tylko tego.
Dziś Niemcy, już w zestawie bridżowym, bo w czwórkę, rozpisują scenariusze podziałów – nie okłamujmy się – wedle schematu: komu się nie podoba, jest wolny. Już nie ma mowy o dalszym wyrównywaniu szans, o wspólnej trosce przynoszącej wspólne dobro, bo zło nie było kiedyś narzucane wspólnie. Próba dalszego narzucania, tym razem rozmaitych lewackich wizji świata, nie może liczyć na powodzenie, gdyż coraz szersze kręgi Europejczyków stają temu na przeszkodzie. Coraz częściej wbrew obecnie dziś rządzącym. I stąd ten pośpiech. Trzeba zdążyć przed kolejnymi wyborami. Na początek we Włoszech, w Holandii, w Niemczech…
Zatem wybrać Tuska, to tyle, co wybrać berlińskie echo. Brukselnicy nie oczekują tam na osobę ważącą racje, mającą wizję rosnącego w zasobność kontynentu, zasobność mierzoną dobrobytem obywateli. Teraz gra toczy się o utrzymanie dotychczasowych wpływów i istniejących schematów manipulacji, pięknie pozorujących demokratyczne rozwiązania, lecz w praktyce z demokracją mających mało wspólnego. Straszenie, głównie państw Europy Środkowo – Wschodniej, wizją ogona w Unii, jest niczym innym tylko wskazaniem – jeśli nie zagłosujecie według naszej rekomendacji, wasz los będzie marny. I temu właśnie mają służyć ogłaszane warianty funkcjonowania przyszłej Unii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/330506-unia-od-dawna-ma-trzy-predkosci-wiec-nic-to-nowego-za-demokratyczna-fasada-bruksela-skrywa-dyktatorskie-nawyki