Od 1999 r. do 2015 r. na łamach miesięcznika „Arcana” pisał pan o amerykańskim konserwatyzmie, później można było przeczytać pana komentarze w „Rzeczpospolitej”, ukazała się również pana książka „Amerykański konserwatyzm na progu XXI wieku”. Można więc uznać pana za znawcę amerykańskiego konserwatyzmu. Media określają Trumpa konserwatystą, ale czy tak naprawdę można go określać mianem konserwatysty?
W żadnym wypadku. Ruch konserwatywny w sferze polityki jest dziś historią. Jest nadal żywy w świecie myśli i kultury, chociaż jest zupełnie zmarginalizowany. Dzisiaj króluje demoliberalizm, a z nim moralny nihilizm oraz bezgraniczna głupota politycznej poprawności. Donald Trump kieruje się zdrowym rozsądkiem i to uodparnia go na demoliberalne oszustwa oraz politycznie poprawne brednie, ale nie czyni go to konserwatystą. I zresztą bardzo dobrze, w dzisiejszej polityce nie ma dla konserwatysty miejsca.
Konserwatyści od dawna widzą, że demoliberalizm umiera, jest do cna skompromitowany, pusty i przez to niszczący prawie wszystko dla czego warto żyć. Jego elity są doskonale wyobcowane, nie potrafią przewodzić narodowi, nie mają z nim wiele wspólnego, nie rozumieją go, potrafią jedynie służyć swoim interesom. Stąd bunty społeczne w USA i krajach Europy Zachodniej.
Konserwatysta doskonale wie, że należy przygotować swoich rodaków na nowe, po-liberalne czasy, ale tu nie chodzi o stworzenie kolejnej grupy nacisku, o jakiś przełom polityczny, czy nawet o jakąś polityczną rebelię. To wielkie zadanie odbudowy wspólnot społecznych od dołu, lokalnie. To zadanie ożywienia narodowej tradycji i wspólnego dziedzictwa, ożywienie lokalnych wspólnot, które przywrócą obywatelowi podmiotowość i odnowią jego poczucie odpowiedzialności za siebie i wspólnotę.
Stwierdził pan, że nowy prezydent USA nie jest konserwatystą, ale politykiem, który kieruje się zdrowym rozsądkiem. Czy zwycięstwo Trumpa może jednak przyczynić się do odrodzenia amerykańskiego konserwatyzmu?
Konserwatyści wiedzieli, że epoka demoliberalizmu się kończy, ale nie wiedzieli, kiedy rozpocznie się społeczny bunt. Jak powiedziałem, Donald Trump doskonale wczuł się w społeczne nastroje i należy mu życzyć, by na ile to tylko możliwe, nie zawiódł społecznych oczekiwań. Jeśli mu się to choć trochę uda, wzrosną szanse na moralne przebudzenie szerokich rzesz ludzi. Historia pokazała, że Amerykanie byli zdolni do takiego przebudzenia, mieli swoje tzw. Wielkie Przebudzenia religijne w XVIII i XIX wieku. Ale głęboka społeczna odnowa, za którą musi pójść przebudowa amerykańskiego państwa, to zadanie na pokolenia. Na razie, oby się Prezydentowi Trumpowi udało zrobić pierwszy krok ku uzdrowieniu państwa, któremu zaczął przewodzić.
Często konserwatyzm jest utożsamiany z neokonserwatyzmem. Czym różnią się te dwa nurty ideowe?
Neokonserwatyści pojawili się na ideowym firmamencie Ameryki w latach 70. ubiegłego wieku. Wcześniej należeli do intelektualnej elity amerykańskiej lewicy, ale opuścili ją zniechęceni absurdami rządowych programów społecznych i zaniepokojeni wściekłością ataku lewicowych inżynierów społecznych na rodzinę oraz tradycyjną moralność. Znaczenie neokonserwatystów szybko rosło. Tradycyjnym konserwatystom, którzy zwykle poprzestawali na krytyce wymienionych zjawisk z pozycji filozoficznych, dostarczali świetnych i szczegółowych analiz obnażających bankructwo programów państwowej opiekuńczości, potrafili świetnie dokumentować antyrodzinne i amoralne inicjatywy ideologów lewicy.
Po około dekadzie zaczął się rozbrat między tradycyjnymi konserwatystami, nazwanymi paleokonserwatystami, i neokonserwatystami, zakończony wojną między tymi środowiskami i marginalizacją tych pierwszych. Większość neokonserwatystów stanęła na czele poronionej amerykańskiej krucjaty demokratycznej i odpowiadała za wepchnięcie Ameryki w niepotrzebne wojny na Bliskim Wschodzie w XXI wieku.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Od 1999 r. do 2015 r. na łamach miesięcznika „Arcana” pisał pan o amerykańskim konserwatyzmie, później można było przeczytać pana komentarze w „Rzeczpospolitej”, ukazała się również pana książka „Amerykański konserwatyzm na progu XXI wieku”. Można więc uznać pana za znawcę amerykańskiego konserwatyzmu. Media określają Trumpa konserwatystą, ale czy tak naprawdę można go określać mianem konserwatysty?
W żadnym wypadku. Ruch konserwatywny w sferze polityki jest dziś historią. Jest nadal żywy w świecie myśli i kultury, chociaż jest zupełnie zmarginalizowany. Dzisiaj króluje demoliberalizm, a z nim moralny nihilizm oraz bezgraniczna głupota politycznej poprawności. Donald Trump kieruje się zdrowym rozsądkiem i to uodparnia go na demoliberalne oszustwa oraz politycznie poprawne brednie, ale nie czyni go to konserwatystą. I zresztą bardzo dobrze, w dzisiejszej polityce nie ma dla konserwatysty miejsca.
Konserwatyści od dawna widzą, że demoliberalizm umiera, jest do cna skompromitowany, pusty i przez to niszczący prawie wszystko dla czego warto żyć. Jego elity są doskonale wyobcowane, nie potrafią przewodzić narodowi, nie mają z nim wiele wspólnego, nie rozumieją go, potrafią jedynie służyć swoim interesom. Stąd bunty społeczne w USA i krajach Europy Zachodniej.
Konserwatysta doskonale wie, że należy przygotować swoich rodaków na nowe, po-liberalne czasy, ale tu nie chodzi o stworzenie kolejnej grupy nacisku, o jakiś przełom polityczny, czy nawet o jakąś polityczną rebelię. To wielkie zadanie odbudowy wspólnot społecznych od dołu, lokalnie. To zadanie ożywienia narodowej tradycji i wspólnego dziedzictwa, ożywienie lokalnych wspólnot, które przywrócą obywatelowi podmiotowość i odnowią jego poczucie odpowiedzialności za siebie i wspólnotę.
Stwierdził pan, że nowy prezydent USA nie jest konserwatystą, ale politykiem, który kieruje się zdrowym rozsądkiem. Czy zwycięstwo Trumpa może jednak przyczynić się do odrodzenia amerykańskiego konserwatyzmu?
Konserwatyści wiedzieli, że epoka demoliberalizmu się kończy, ale nie wiedzieli, kiedy rozpocznie się społeczny bunt. Jak powiedziałem, Donald Trump doskonale wczuł się w społeczne nastroje i należy mu życzyć, by na ile to tylko możliwe, nie zawiódł społecznych oczekiwań. Jeśli mu się to choć trochę uda, wzrosną szanse na moralne przebudzenie szerokich rzesz ludzi. Historia pokazała, że Amerykanie byli zdolni do takiego przebudzenia, mieli swoje tzw. Wielkie Przebudzenia religijne w XVIII i XIX wieku. Ale głęboka społeczna odnowa, za którą musi pójść przebudowa amerykańskiego państwa, to zadanie na pokolenia. Na razie, oby się Prezydentowi Trumpowi udało zrobić pierwszy krok ku uzdrowieniu państwa, któremu zaczął przewodzić.
Często konserwatyzm jest utożsamiany z neokonserwatyzmem. Czym różnią się te dwa nurty ideowe?
Neokonserwatyści pojawili się na ideowym firmamencie Ameryki w latach 70. ubiegłego wieku. Wcześniej należeli do intelektualnej elity amerykańskiej lewicy, ale opuścili ją zniechęceni absurdami rządowych programów społecznych i zaniepokojeni wściekłością ataku lewicowych inżynierów społecznych na rodzinę oraz tradycyjną moralność. Znaczenie neokonserwatystów szybko rosło. Tradycyjnym konserwatystom, którzy zwykle poprzestawali na krytyce wymienionych zjawisk z pozycji filozoficznych, dostarczali świetnych i szczegółowych analiz obnażających bankructwo programów państwowej opiekuńczości, potrafili świetnie dokumentować antyrodzinne i amoralne inicjatywy ideologów lewicy.
Po około dekadzie zaczął się rozbrat między tradycyjnymi konserwatystami, nazwanymi paleokonserwatystami, i neokonserwatystami, zakończony wojną między tymi środowiskami i marginalizacją tych pierwszych. Większość neokonserwatystów stanęła na czele poronionej amerykańskiej krucjaty demokratycznej i odpowiadała za wepchnięcie Ameryki w niepotrzebne wojny na Bliskim Wschodzie w XXI wieku.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/324662-nasz-wywiad-prof-koronacki-trump-kieruje-sie-zdrowym-rozsadkiem-i-to-uodparnia-go-na-demoliberalne-oszustwa-oraz-politycznie-poprawne-brednie?strona=2