Niezwykle ciekawego wywiadu udzielił Igor Striełkow.Czyli tak naprawdę Igor Girkin.
Postać dziś nieco zapomniana, ale w 2014 roku – bardzo głośna; kluczowa po rosyjskiej stronie najpierw na Krymie, a potem w wojnie donbaskiej. Niegdyś wojskowy, uczestnik wojny w Naddniestrzu, ochotnik po stronie serbskiej w wojnie bośniackiej, potem oficer specnazu FSB, w 2014 roku już formalnie cywil, był głównodowodzącym separatystów w okresie ich największych sukcesów. Kiedy jednak Putin podjął decyzję by – wbrew Striełkowowi i większości donbaskich liderów - ograniczyć skalę agresji, popadł w niełaskę. Ostatecznie podał się do dymisji i wrócił do Rosji (z której pochodzi; z terytorium obecnej Ukrainy nie ma żadnych rodzinnych związków).
W Moskwie próbował sił w polityce, założył własną partię. Ale bez wielkiego powodzenia, choć w 2014 roku wielu flirtowało z myślą, iż w pewnych okolicznościach ów watażka mógłby stanąć na czele jakiejś nacjonalistycznej, antykremlowskiej rewolty (wbrew temu, co z reguły sądzą Polacy, rosyjscy nacjonaliści i putiniści to dwa byty często przenikające się, ale nie tożsame). Jest monarchistą, fascynatem Białej Armii z okresu wojny domowej. Był też kiedyś czynny w środowisku rekonstruktorów bitew. A także autorem jednej powieści z gatunku fantasy.
W wywiadzie, udzielonym kazańskiemu portalowi Biznes Online, Striełkow (człowiek inteligentny) mówi rzeczy interesujące. Można je zapewne uznać za w jakiś sposób typowe dla nastrojów co najmniej części środowisk tych rosyjskich nacjonalistów, którzy z rozmachem zaangażowali się w realizację „projektu Noworosja”, by szybko poczuć rozczarowanie tym, co uznali za kunktatorstwo Putina. Przy czym warto podkreślić, że to rozczarowanie można uznać za efekt dość klasycznej sytuacji – oto dowódcy wojskowo-polityczni z pierwszej linii nie rozumieją decyzji głowy państwa, która jednak na wiele spraw i musi patrzeć szerzej niż oni, i ma wiedzę, której oni nie mają. Tym niemniej nie zmienia to faktu, że nawet jeśli tak, to część ich obserwacji może być trafna.
Tak więc według Striełkowa pod koniec kwietnia lub na początku maja 2014 roku Kreml podjął decyzję o ograniczeniu „noworosyjskiej” awantury. W efekcie ograniczono dostawy dla separatystów, i co może ważniejsze – Rosja uznała legalność wyboru Poroszenki na prezydenta Ukrainy. Było to w jego ocenie zadanie śmiertelnego ciosu separatystom, czy przynajmniej ich dalej zakrojonym planom, i skazanie ich „republik” na wegetację. Bo – według Striełkowa – od tego momentu armia ukraińska, która przedtem była w całkowitej rozsypce, zaczęła przejawiać skłonność do walki i wykonywać rozkazy Kijowa.
Czy Striełkow nie przecenia przy tym wpływu uznania Poroszenki przez Moskwę na postawę ukraińskich oficerów? Dla mnie to kwestia otwarta. W każdym razie daje on wyraz przekonaniu, że wtedy, we wczesnym okresie konfliktu, separatyści mogli pójść na Kijów. I zajęliby go, „wychodząc ze Słowiańska z setką żołnierzy, a docierając do Kijowa ze stutysięczną armią – której część przyłączyłaby się do nas dla idei, a większość – dla korzyści osobistej”.
Potem było już tylko coraz gorzej, aż do utraty Słowiańska w czerwcu 2014 roku, kiedy stało się jasne, że Rosja nie wesprze separatystów tak, jak oni tego oczekiwali. Nad faktem, że kilka miesięcy potem to właśnie wsparcie zza wschodniej granicy i regularne oddziały regularnej armii rosyjskiej ocaliły separatystów od ostatecznej klęski, Striełkow nie rozwodzi się, a dziennikarze nie pytają… Ogólnie stało się w każdym razie bardzo źle. Można było bowiem według Striełkowa co najmniej zająć wówczas obszar Noworosji (tereny Ukrainy północnowschodniej, wschodniej i południowej od Charkowa po Odessę, zamieszkałe w większości przez ludność rosyjskojęzyczną). A być może – całą Ukrainę. To, że tak się nie stało, jest w opinii oficera nieszczęściem, bowiem pozwolenie na realne odejście Ukrainy i Białorusi oznacza jego zdaniem, że „Rosja nie ma przyszłości”. Umocnienie się ukraińskiej tożsamości to bowiem „wyrok na Rosję jako na samodzielne państwo”. A pod wpływem wojny ta tożsamość, mówi Striełkow, wykuwa się w krwi.
Jego zdaniem Putin zgrzeszył, nie idąc na Ukrainie na całość. Wojna była bowiem szansą na przerwanie siłą procesu formowania się ukraińskiej tożsamości. Ale jeśli już WWP uważał, że na całość z tych czy innych względów pójść nie może, to z dwojga złego z punktu widzenia rosyjskich interesów lepiej było nic nie robić, w ogóle nie zajmować Krymu ani Donbasu – mówi Striełkow. Od siebie dodam, że w tym względzie trudno się z nim nie zgodzić.
Jednak zajęcie całej Ukrainy, czy przynajmniej „Noworosji” – uważa Striełkow – musiałoby pociągnąć za sobą zmiany w samej Rosji. Jakie? Striełkow mówi wyłącznie o „skruszeniu liberalnej piątej kolumny”, nie ukonkretnia, co poza tym. Sądzić można, że uważa, iż trzeba byłoby wtedy konsekwentniej niż dotąd przestawić całe państwo na tory rosyjskiego nacjonalizmu, nawiązującego do carskiej przeszłości. Putin – według Striełkowa-Girkina – wiedział o tym, i się cofnął. Stracił w ten sposób okazję, by „wejść do historii jak nowy Piotr Wielki, nowy Stalin”. Utracił ją bezpowrotnie. Striełkow nie może tego Putinowi darować. Rzuca aluzję: car Aleksander III miał rację, gdy zakazał przyjmować na wyższe uczelnie i do szkół wojskowych synów służby domowej. „Dzieci kucharek” – podkreśla ze smakiem. Bo ludzie pochodzący z rodzin służby domowej (nie w ogóle z ludu, tylko ze służby) mają niewolniczą psychikę. Szukają sobie pana, skłonni są odgadywać jego życzenia i postępować zgodnie z nimi bez względu na własną podmiotowość.
A Putin – wnuk kucharza, gotującego dla Lenina i Stalina, na skutek wstrzymanej w połowie ukraińskiej awantury, by obronić się przed USA podporządkował Rosję Chinom (Striełkow, żołnierz, używa ostrzejszej i dość wulgarnej metafory – „легли под Китай”, czyli „podłożyli się Chinom”). Teraz, gdy w Waszyngtonie do władzy przyszedł antychiński Trump, WWP miota się, chce według Girkina z kolei nawiązać antychiński sojusz z Ameryką. „Nasza elita realnie zajmuje się tylko tym, że biega i szuka, komu by zaoferować Rosję i siebie”. W efekcie doprowadzi do tego, że wybuchnie wojna chińsko-amerykańska, która toczyć będzie się na terytorium Rosji. Cała syryjska ekspedycja Moskwy nie jest według Striełkowa żadnym realizowaniem jakichkolwiek rosyjskich interesów, tylko poniżającym oferowaniem się Waszyngtonowi jako młodszy partner sojuszu.
W efekcie sytuacja Rosji jest według Striełkowa straszna. „Kraj jest jak koń, prowadzony przez właściciela do rzeźni. Rży, żegna się z życiem, wie gdzie go prowadzą ale nie stawia oporu, co najwyżej ma nadzieję, ze właściciel w ostatniej chwili się ulituje”. „Społeczeństwo jest pasywne, stagnacyjne, w powietrzu wisi poczucie nieuchronności wydarzeń, które muszą przyjść, choćby walić głową w ścianę”.
Jakie to wydarzenia? Ano, ni mniej ni więcej, tylko powtórka z 1991 roku, kiedy to – przypomnijmy – po nieudanym puczu rozpadł się Związek Radziecki. Przy czym według Striełkowa „daj Boże, żeby skończyło się tylko takim rozpadem, jak wtedy”. Bo bardziej prawdopodobny jest jego zdaniem rozpad autentyczny, pociągający za sobą dalszą degenerację już oddzielnie każdego sukcesyjnego organizmu, stworzonego na części terytorium Rosji.
Możliwe jest też ocalenie jedności kraju, ale za cenę stworzenia w nim dyktatury typu oligarchicznego. Ta jest czymś bardzo złym, i zakończyć może się też tylko albo rozpadem Rosji, albo – inną dyktaturą, narodową. Ta ostatnia podobałaby się Striełkowowi, ale byłaby realizowana już w bardzo złych warunkach. Złych, gdyż – tego Girkin nie konkretyzuje, ale można się domyślać – do tego czasu państwo osłabnie już w stopniu ogromnym. I na zewnątrz i wewnątrz. Bo niestety „zbyt wielkie są siły przeciwnika, a zbyt małe i skłócone siły tych patriotów, którzy naprawdę starają się o dobro kraju”.
Te wywody są niezwykle subiektywne, nacechowane poczuciem rozczarowania i negatywnymi emocjami wobec sprawcy tego rozczarowania, czyli Putina i jego otoczenia. Bardzo wiele można w nich zakwestionować. Przecież Striełkow mówi o krachu Rosji w momencie, w którym ceny ropy idą w górę, a na Zachodzie siły prorosyjskie stają się coraz silniejsze. Warto też zauważyć, iż Striełkow przedstawia politykę putinowską jako niekonsekwentną wtedy, kiedy na świecie modne jest raczej postrzeganie jej jako wzoru konsekwencji. Tym niemniej trzeba dostrzec kilka ważnych momentów w udzielonym przez watażkę wywiadzie.
Po pierwsze to, iż otwarcie mówi on że na Ukrainie trwa proces umacniania się własnej tożsamości i dlatego staje się ona na zawsze już dla Rosji stracona.
Po drugie trzeba odnotować, iż Striełkow chyba jako pierwszy w rosyjskiej polityce stwierdza, że Moskwa jest na drodze do stania się wasalem Pekinu.
Po trzecie, że rosyjską scenę polityczną postrzega on jako, jak to określa, pole meczu między siłami oligarchicznymi a liberałami. W tym meczu, jego zdaniem, nacjonalistom wskazano jedynie miejsce na trybunach.
I wreszcie po czwarte – charakterystyczny jest niepokój o przyszłość. I daleko posunięty fatalizm.
Jego przeczucia nie muszą być słuszne. Ale sam fakt, że dziś, gdy my skłonni jesteśmy do postrzegania Rosji jako zwyciężczyni partii, wielu Rosjan, i to wcale nie z obozu demokratycznej opozycji, ma intuicje przeciwne, coś mówi. I samo w sobie może być czynnikiem, wpływającym na rozwój sytuacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/323782-mogl-zostac-nowym-stalinem-ale-podporzadkowal-moskwe-chinom-i-teraz-rosja-kona-mowi-igor-strielkow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.