To się narobiło: w niemieckim dzienniku „Die Welt” pojawił się komentarz, którego autor dowodzi, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Diabeł, czyli PiS, a imiennie były premier, prezes Jarosław Kaczyński. Mało tego, jak wieść niesie po teutońskim lesie, kanclerz Angela Merkel wkrótce odwiedzi Polskę i planowana jest jej rozmowa z szefem partii rządzącej…
Właściwie mógłbym napisać nieskromnie, a nie mówiłem…? Już kilka lat temu zwracałem uwagę na podobieństwa współrzadzących w Niemczech chadeków i PiS, zwłaszcza bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej. Pisałem o tym w Tygodniku wSieci w 2014r., a więc dwa lata przed wyborami do Sejmu, w tekście pt.: „Niemcom z trudem przychodzi pogodzenie się z myślą, że PiS niewiele się różni od CDU/CSU”.
Namawiałem przy tym partię Jarosława Kaczyńskiego do nawiązania dialogu z niemieckimi chadekami. W polityce liczy się bowiem nie tylko obrona własnych interesów, lecz także budowanie mostów. Nie trzeba chyba nikomu uzmysławiać (poza cierpiącymi na nieuleczalną germanofobię, którzy twierdzą, że dobry Niemiec, to martwy Niemiec), iż lepiej mieć z sąsiadami dobre relacje, niż drzeć koty. Takim samym truizmem będzie stwierdzenie, że - z niemieckiego punktu widzenia - lepszy jest taki rząd w naszym kraju, który bez szemrania dostosowuje się do polityki Berlina. Nic więc dziwnego, że niemieccy politycy hołubili spółkę PO-PSL, z jej pamiętnym „hołdem berlińskim” czołobitnego szefa MSZ Radosława Sikorskiego, otwarcie domagającego się przywództwa Niemiec w Europie, i z premierem polskiego rządu, obcałowującym dłonie kanclerz Angeli Merkel, z czego de facto drwiły nawet niemieckie media. Zwracałem jednakże uwagę, że Niemcy są pragmatykami i, nawet jeśli ze zgrzytaniem zębów, będą starali się w miarę możliwości ułożyć choćby poprawne stosunki bilateralne. Tak było np. z zaproszoneniem szefa węgierskiego rządu Viktora Orbána przez szefa siostrzanej partii CDU, bawarskiej CSU, premiera Horsta Seehofera, i to w czasie, gdy na linii Berlina i Budapesztu słychać było (za sprawą mediów), same dysonanse. Ot, taka wyprobówana gra w złego i dobrego policjanta…
Także PiS ma w Niemczech kiepską prasę, przy walnym wkładzie - co konstatuję z ubolewaniem - pozbawionych przywilejów kauzyperdów spółki PO-PSL, dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i nie tylko. Mniejsza z tym, i na ten temat wylaliśmy już hektolitry atramentu. Dziś, nie bez przeszkód, wracamy powoli do normalności. Dowodem jest właśnie tekst Gerharda Gnaucka w „Die Welt” sprzed kilku dni. Przyznam, że z redaktorem Gnauckiem znamy się od dawna i od dawna dziwiła mnie jego postawa, bo nie jest to bezmózgowiec, który nie potrafi ocenić rzeczywistości. Komentator tego opiniotwórczego dziennika zaapelował w swym najnowszym, długim eseju do władz RFN o podjęcie konstruktywnego dialogu z rządem PiS, nie omieszkał także zwrócić uwagi niemieckich czytelników na sukcesy rządu Beaty Szydło po zaledwie roku pełnienia władzy w naszym kraju. Co więcej, docenił prezesa PiS, jako jedynego na naszej scenie politycznej, który „ma plan” i wie, co robi. Rzecz jasna, jedna jaskółka nie czyni jeszcze wiosny. Ale, jak nie patrzeć, ją zwiastuje. Niemcy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że uczniowskie podporządkowanie władz w Polsce ich dezyderatom „se ne vrati”, że spolegliwym wobec nich, odsuniętym od władzy frustratom z PO i jej mutanta, partii tzw. Nowoczesnej nie uda się dokonać przewrotu, że PiS porządzi w naszym kraju jeszcze przez ładnych parę lat, a może i dłużej. Powtórzę jeszcze raz: będąc pragmatykami Niemcy dostosowują swoją Realpolitk do okoliczności. Czas uścisków przed kamerami, patriarchalnych, czy matriarchalnych zależności i klientystycznej postawy się skończył. W niemiecko-polskich relacjach nastała pora prawdziwie pertnerskiej konfiguracji.
Nie należy spodziewać się, że odtąd z Warszawy do Berlina i odwrotnie popłynie rzeka miodu. Usuwanie szkód, które narobiła Platforma z nazwy Obywatelska będzie wymagało czasu, cierpliwości i konsekwencji. Największą naszą, obustronną szkodą jest to, że straszenie „faszystowskim” PiS-em obudziło po obu stronach Odry stare demony, wzajemne uprzedzenia i stereotypy. A propos, jak mówi ludowe przysłowie, „mądry Polak po szkodzie” (ach, ta nasza skłonność do polonizowania przywar), co w języku niemieckim ma bardziej uniwersalny wymiar: „durch Schadem wird man klug” - „przez szkodę staje się mądrzejszym”…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/323418-przez-szkode-do-madrosci-w-niemiecko-polskich-relacjach-nastala-pora-prawdziwie-partnerskiej-konfiguracji