Kiedy byliśmy w oratorium salezjańskim, dyrektor pokazał nam swoje biurko. Miał na nim mnóstwo odłamków z rakiet, bomb. Powiedział, że to wszystko spadło na ich podwórko. Nie mogłem uwierzyć, że mimo ogromnego zagrożenia pracowali z dziećmi i młodzieżą. Odpowiedzieli, że nie mogą zostawić tych dzieciaków samych sobie, bo dla nich to jedyna odskocznia od wojny. W zachodnim Aleppo nie było nalotów, ale i tak czasami spadały tam bomby i ginęli ludzie, tak zginął jeden z dzieciaków czekających na salezjański autobus
— mówi operator filmowy i wolontariusz Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu Michał Król w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Co teraz dzieje się w syryjskim Aleppo? Jak wygląda sytuacja chrześcijan?
Michał Król: W Syrii byliśmy wspólnie z ks. Romanem Sikoniem i Darkiem Malejonkiem na przełomie października i listopada. Był to wyjazd w ramach Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu. Najpierw dotarliśmy do Damaszku, nie wiedzieliśmy czy uda nam się dotrzeć do Aleppo, pojechaliśmy tam, kiedy ogłoszono dwudniowy rozejm. Salezjanie w Aleppo zdecydowali, że jest na tyle bezpiecznie, że możemy do nich przyjechać. Kiedy trwał rozejm, w oddali sporadycznie było słychać strzały. Dom salezjański jest oddalony około dwóch kilometrów od linii ognia. Po zakończeniu rozejmu, wybuchy stały się częstsze, lotnictwo, były to chyba głównie siły Assada i lotnictwo rosyjskie, przeprowadzały naloty na wschodnią część miasta zajętą przez rebeliantów. Zachodnia część, w której żyje ponad milion osób, była pod kontrolą armii Baszara al-Assada, znajdowało się tam mnóstwo wojskowych punktów kontrolnych, tzw. checkpointów. Nie spotkaliśmy się z żadnymi dotkliwymi kontrolami, oczywiście nie mogliśmy filmować obiektów wojskowych czy checkpointów, ale nie po to tam pojechaliśmy.
Cały czas mam kontakt z salezjanami i chrześcijanami z Aleppo. Święta Bożego Narodzenia były dla nich pierwszymi od pięciu lat świętami, które obchodzili w pokoju, bez wybuchów bomb, bez wystrzałów karabinowych, bez ciągłego niebezpieczeństwa utraty życia. Po tym jak tydzień temu ostatecznie wyparto rebeliantów z miasta, jeden z młodych chrześcijan z Aleppo napisał mi na Facebooku, że to była pierwsza noc od pięciu lat, kiedy mógł spać spokojnie.
Po wyparciu rebeliantów, czyli kogo?
Nie che powtarzać tego, co słyszymy w mediach, mogę powiedzieć o tym, co powiedzieli nam ludzie w Aleppo. Stwierdzili, że sami nie wiedzą ile jest grup walczących po stronie rebeliantów. Rozmawialiśmy też z dwoma dziewczynami, które uciekły ze wschodniego do zachodniego Aleppo. Mówiły, że działa tam m.in. Jabbat al Nusra oraz ISIS, a także bardzo różne oddziały i ich frakcje, często nie noszące nawet nazw. Nie wiem czy działało tam Free Syrian Army.
Do mediów nie przedostawały się żadne informacje z zachodniego Aleppo, które było pod kontrolą wojsk prezydenta Syrii, Baszara al-Assada.
Kiedy tam byliśmy, żyło w nim ponad milion ludzi. Oni nadal tam żyją, nigdzie nie uciekają. Podział Aleppo na wschodni i zachodni wynikał z tego, że kilka dzielnic we wschodniej części zostało opanowanych przez rebeliantów, zachodnia część była pod kontrolą wojsk Assada, w centrum miasta powstała linia ognia, która podzieliła miasto na dwie części. Chodziliśmy wzdłuż tej linii po stronie zachodniej. Kazano nam się poruszać blisko budynków, żeby nie wystawiać się na strzały snajperów. Domy po stronie zachodniej były pod ciągłym ostrzałem rebeliantów, strzelali do budynków cywilnych i wojskowych, strzelali do szkół, domów i kościołów. Byliśmy w czterech totalnie zrujnowanych kościołach.Mieszkańcy Aleppo mówili, że świątynie zostały zniszczone przez rakiety skonstruowane domowym sposobem przez rebeliantów. Przywieźliśmy do Polski „na pamiątkę” część takiej rakiety. Zdziwiło nas, że w Aleppo ulice są poprzesłaniane plandekami, okazało się, że płachty mają chronić ludzi przed ogniem snajperów ukrytych po wschodniej stronie. Strzelali nie tylko do żołnierzy Assada, również do cywilów. Zrobiłem zbliżenie kamerą na płachtę, okazało się, że była podziurawiona jak sito.
Co ludzie mówili o syryjskim konflikcie?
Pytaliśmy się ich, o co w nim chodzi. Nie wiem na ile to było prawdziwe, a na ile wymuszone, ale mówili nam, że nie rozumieją, o co w nim chodzi. Po stronie zachodniej większość ludzi popiera Assada, bo daje im ochronę przed rebeliantami. Ludzie obawiali się, co będzie, kiedy armia syryjska straci kolejne dzielnice, cieszyli się kiedy wojska rządowe zdobywały wschodnią część miasta. Nie wiem, czy to była radość prawdziwa czy wymuszona, jednak prawda jest taka, że chrześcijanie i inne mniejszości religijne mogły żyć spokojnie jedynie na terenach zajętych przez syryjską armię rządową. Z terenów opanowanych przez rebeliantów chrześcijanie uciekali. To nie jest też tak, że chrześcijanie i mieszkańcy Aleppo popierają dyktaturę Assada, ale nikt inny ich nie chroni. Rozmawialiśmy z miejscowymi biskupami, oni doskonale wiedzą, że Assad nie jest świętym człowiekiem, że ma krew na rękach. Zgadzam się z tym, że to dyktator, który krwawo rozprawiał się z przeciwnikami, jednak sytuacja jest skomplikowana. Ludzie w Aleppo nie chcą wchodzić w wielką polityką, nie chcą o niej mówić, pragną żeby wrócił ład i porządek. Wspominają z nostalgią czasy sprzed wojny, mówili, że Syria się rozwijała, ludziom żyło się dobrze, chrześcijanie z muzułmanami żyli praktycznie bez większych konfliktów. Potwierdzali, że przeciwnicy Assada byli prześladowani, czasem znikali bez śladu.
Wasz przyjazd do Aleppo był ważnym doświadczeniem dla was i dla ludzi, którym tam spotkaliście.
Tak, często musiałem odkładać kamerę i rozmawiać z nimi, nikt tam ich nie odwiedzał, dziennikarze chyba mieli tam zakaz wstępu. Syryjczycy z Aleppo bardzo nam dziękowali, że zainteresowaliśmy się ich życiem. Wielokrotnie słyszałem, że informacje podawane na ich temat przez media zachodnie są niepełne. Mają dostęp do internetu, śledzą media, mówili, że gloryfikuje się w nich rebeliantów, a prawda wygląda jednak trochę inaczej. Kiedy robiliśmy z Witkiem Gadowskim i Maćkiem Grabysą film „Insha Allah – Krew męczenników” szwedzki dziennikarz Nuri Kino mówił nam, że żadnej informacji na temat Syrii nie można przyjmować bezrefleksyjnie i bez analizy, bo tam nic nie jest czarne ani białe. Wszystko, co dzieje się w Syrii jest trochę czarne i trochę białe, nie można powiedzieć, że ten jest zły, a ten dobry, albo stwierdzić, że ta strona jest dobra, a ta zła, w jednych aspektach jedni są dobrzy, a w innych zła i odwrotnie.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Kiedy byliśmy w oratorium salezjańskim, dyrektor pokazał nam swoje biurko. Miał na nim mnóstwo odłamków z rakiet, bomb. Powiedział, że to wszystko spadło na ich podwórko. Nie mogłem uwierzyć, że mimo ogromnego zagrożenia pracowali z dziećmi i młodzieżą. Odpowiedzieli, że nie mogą zostawić tych dzieciaków samych sobie, bo dla nich to jedyna odskocznia od wojny. W zachodnim Aleppo nie było nalotów, ale i tak czasami spadały tam bomby i ginęli ludzie, tak zginął jeden z dzieciaków czekających na salezjański autobus
— mówi operator filmowy i wolontariusz Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu Michał Król w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Co teraz dzieje się w syryjskim Aleppo? Jak wygląda sytuacja chrześcijan?
Michał Król: W Syrii byliśmy wspólnie z ks. Romanem Sikoniem i Darkiem Malejonkiem na przełomie października i listopada. Był to wyjazd w ramach Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu. Najpierw dotarliśmy do Damaszku, nie wiedzieliśmy czy uda nam się dotrzeć do Aleppo, pojechaliśmy tam, kiedy ogłoszono dwudniowy rozejm. Salezjanie w Aleppo zdecydowali, że jest na tyle bezpiecznie, że możemy do nich przyjechać. Kiedy trwał rozejm, w oddali sporadycznie było słychać strzały. Dom salezjański jest oddalony około dwóch kilometrów od linii ognia. Po zakończeniu rozejmu, wybuchy stały się częstsze, lotnictwo, były to chyba głównie siły Assada i lotnictwo rosyjskie, przeprowadzały naloty na wschodnią część miasta zajętą przez rebeliantów. Zachodnia część, w której żyje ponad milion osób, była pod kontrolą armii Baszara al-Assada, znajdowało się tam mnóstwo wojskowych punktów kontrolnych, tzw. checkpointów. Nie spotkaliśmy się z żadnymi dotkliwymi kontrolami, oczywiście nie mogliśmy filmować obiektów wojskowych czy checkpointów, ale nie po to tam pojechaliśmy.
Cały czas mam kontakt z salezjanami i chrześcijanami z Aleppo. Święta Bożego Narodzenia były dla nich pierwszymi od pięciu lat świętami, które obchodzili w pokoju, bez wybuchów bomb, bez wystrzałów karabinowych, bez ciągłego niebezpieczeństwa utraty życia. Po tym jak tydzień temu ostatecznie wyparto rebeliantów z miasta, jeden z młodych chrześcijan z Aleppo napisał mi na Facebooku, że to była pierwsza noc od pięciu lat, kiedy mógł spać spokojnie.
Po wyparciu rebeliantów, czyli kogo?
Nie che powtarzać tego, co słyszymy w mediach, mogę powiedzieć o tym, co powiedzieli nam ludzie w Aleppo. Stwierdzili, że sami nie wiedzą ile jest grup walczących po stronie rebeliantów. Rozmawialiśmy też z dwoma dziewczynami, które uciekły ze wschodniego do zachodniego Aleppo. Mówiły, że działa tam m.in. Jabbat al Nusra oraz ISIS, a także bardzo różne oddziały i ich frakcje, często nie noszące nawet nazw. Nie wiem czy działało tam Free Syrian Army.
Do mediów nie przedostawały się żadne informacje z zachodniego Aleppo, które było pod kontrolą wojsk prezydenta Syrii, Baszara al-Assada.
Kiedy tam byliśmy, żyło w nim ponad milion ludzi. Oni nadal tam żyją, nigdzie nie uciekają. Podział Aleppo na wschodni i zachodni wynikał z tego, że kilka dzielnic we wschodniej części zostało opanowanych przez rebeliantów, zachodnia część była pod kontrolą wojsk Assada, w centrum miasta powstała linia ognia, która podzieliła miasto na dwie części. Chodziliśmy wzdłuż tej linii po stronie zachodniej. Kazano nam się poruszać blisko budynków, żeby nie wystawiać się na strzały snajperów. Domy po stronie zachodniej były pod ciągłym ostrzałem rebeliantów, strzelali do budynków cywilnych i wojskowych, strzelali do szkół, domów i kościołów. Byliśmy w czterech totalnie zrujnowanych kościołach.Mieszkańcy Aleppo mówili, że świątynie zostały zniszczone przez rakiety skonstruowane domowym sposobem przez rebeliantów. Przywieźliśmy do Polski „na pamiątkę” część takiej rakiety. Zdziwiło nas, że w Aleppo ulice są poprzesłaniane plandekami, okazało się, że płachty mają chronić ludzi przed ogniem snajperów ukrytych po wschodniej stronie. Strzelali nie tylko do żołnierzy Assada, również do cywilów. Zrobiłem zbliżenie kamerą na płachtę, okazało się, że była podziurawiona jak sito.
Co ludzie mówili o syryjskim konflikcie?
Pytaliśmy się ich, o co w nim chodzi. Nie wiem na ile to było prawdziwe, a na ile wymuszone, ale mówili nam, że nie rozumieją, o co w nim chodzi. Po stronie zachodniej większość ludzi popiera Assada, bo daje im ochronę przed rebeliantami. Ludzie obawiali się, co będzie, kiedy armia syryjska straci kolejne dzielnice, cieszyli się kiedy wojska rządowe zdobywały wschodnią część miasta. Nie wiem, czy to była radość prawdziwa czy wymuszona, jednak prawda jest taka, że chrześcijanie i inne mniejszości religijne mogły żyć spokojnie jedynie na terenach zajętych przez syryjską armię rządową. Z terenów opanowanych przez rebeliantów chrześcijanie uciekali. To nie jest też tak, że chrześcijanie i mieszkańcy Aleppo popierają dyktaturę Assada, ale nikt inny ich nie chroni. Rozmawialiśmy z miejscowymi biskupami, oni doskonale wiedzą, że Assad nie jest świętym człowiekiem, że ma krew na rękach. Zgadzam się z tym, że to dyktator, który krwawo rozprawiał się z przeciwnikami, jednak sytuacja jest skomplikowana. Ludzie w Aleppo nie chcą wchodzić w wielką polityką, nie chcą o niej mówić, pragną żeby wrócił ład i porządek. Wspominają z nostalgią czasy sprzed wojny, mówili, że Syria się rozwijała, ludziom żyło się dobrze, chrześcijanie z muzułmanami żyli praktycznie bez większych konfliktów. Potwierdzali, że przeciwnicy Assada byli prześladowani, czasem znikali bez śladu.
Wasz przyjazd do Aleppo był ważnym doświadczeniem dla was i dla ludzi, którym tam spotkaliście.
Tak, często musiałem odkładać kamerę i rozmawiać z nimi, nikt tam ich nie odwiedzał, dziennikarze chyba mieli tam zakaz wstępu. Syryjczycy z Aleppo bardzo nam dziękowali, że zainteresowaliśmy się ich życiem. Wielokrotnie słyszałem, że informacje podawane na ich temat przez media zachodnie są niepełne. Mają dostęp do internetu, śledzą media, mówili, że gloryfikuje się w nich rebeliantów, a prawda wygląda jednak trochę inaczej. Kiedy robiliśmy z Witkiem Gadowskim i Maćkiem Grabysą film „Insha Allah – Krew męczenników” szwedzki dziennikarz Nuri Kino mówił nam, że żadnej informacji na temat Syrii nie można przyjmować bezrefleksyjnie i bez analizy, bo tam nic nie jest czarne ani białe. Wszystko, co dzieje się w Syrii jest trochę czarne i trochę białe, nie można powiedzieć, że ten jest zły, a ten dobry, albo stwierdzić, że ta strona jest dobra, a ta zła, w jednych aspektach jedni są dobrzy, a w innych zła i odwrotnie.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/321597-nasz-wywiad-co-robi-teraz-syryjka-znana-z-sdm-wolontariusz-stwierdzila-ze-musi-wrocic-do-aleppo-i-przekazywac-dobra-nowine-wideo