17 listopada ukraiński parlament odmówił ratyfikacji konwencji Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Przypomnijmy, że w Polsce konwencja ta została ratyfikowana w lutym 2015 roku głosami PO, PSL (a więc dwu partii należących do chadeckiej międzynarodówki) oraz SLD i Twojego Ruchu. Inaczej głosowało Prawo i Sprawiedliwość.
Przeciwnicy dokumentu argumentowali, że zawiera on nie tylko zapisy mówiące o zapobieganiu przemocy wobec kobiet, lecz również wprowadza do prawodawstwa pojęcie gender i logikę charakterystyczą dla tej ideologii. Zdecydowanie przeciw implementowaniu genderyzmu do polskiego prawa zaprotestował Episkopat w specjalnym liście duszpasterskim. Mimo to głos przeciwników konwencji, w tym wielu organizacji pozarządowych, np. prorodzinnych, został zupełnie zignorowany.
Ukraińscy politycy okazali się bardziej odporni na ideologię gender od polskich. Odrzucili kontrowersyjny dokument, który do tej pory ratyfikowało już 20 europejskich krajów. Głosowały przeciw temu jednogłośnie wszystkie ugrupowania opozycji oraz koalicji rządowej (jedynie Blok Petra Poroszenki był w tej kwestii podzielony, ale i tak większość członków tej partii była przeciw konwencji). Deputowani argumentowali, że nie można wprowadzać do ukraińskiego prawa pojęć, które są w nim nieobecne, takich jak “gender” czy “orientacja seksualna”. Ich zdaniem oznacza to otwarcie drzwi do obdarzania przywilejami małżeńskimi par jednopłciowych oraz w dłuższej perspektywie destrukcję tradycyjnej rodziny. Przeciwnicy konwencji odwoływali się również do argumentów religijnych, twierdząc, że ideologia genderyzmu jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem.
Po głosowaniu w mediach liberalnych rozpętała się burza. Zwolennicy dokumentu alarmują, że Ukraina ostatecznie zamknęła sobie drogę do Europy. Że tylko ratyfikacja może zapewnić krajowi pomoc Zachodu w walce z Rosją. Że postawa ukraińskich deputowanych ostatecznie może doprowadzić w ten sposób do utraty Donbasu. Mało tego, pojawiają się argumenty, że ci, którzy głosowali przeciw konwencji, w rzeczywistości wspierają Putina – albo jako agenci wpływu, albo pożyteczni idiocy – ponieważ dziś tylko Kreml sprzeciwia się przyjmowaniu podstawowych zdobyczy cywilizacji europejskiej.
Wydarzenie to jest przykładem szerszego zjawiska. Byłe republiki sowieckie, które chcą się wyrwać spod wpływów Rosji i zbliżyć do Europy, są poddawane swoistemu szantażowi. Presja polega na wymuszaniu zmian obyczajowych i kulturowych poprzez zmianę obowiązującego prawa. Transformacja ma przebiegać tylko w jednym kierunku – odrzucenia tradycyjnych norm moralnych i społecznych opartych na aksjologii chrześcijańskiej.
Nie jest to tylko szantaż moralny mediów, lecz także szantaż polityczny zachodniej dyplomacji. Niektórzy ambasadorzy urzędujący w Kijowie niedwuznacznie sugerują, że jest to warunek wejścia Ukrainy do instytucji europejskich i stowarzyszenia z UE. Podobną politykę Zachód prowadził już zresztą wielokrotnie z sukcesem wobec krajów Trzeciego Świata, uzależniając pomoc finansową dla nich od wprowadzenia programów antynatalistycznych, np. legalizacji aborcji czy sterylizacji.
W ten sposób kraje takie, jak Ukraina, Mołdawia czy do niedawna jeszcze Gruzja, znajdują się w swoistym klinczu: z jednej strony chcą zrzucić z siebie jarzmo kolonizacji politycznej, gospodarczej i kulturowej ze strony Moskwy, a z drugiej nie zamierzają ulec innej kolonizacji – mentalnej, obyczajowej i kulturowej ze strony Zachodu. W tym drugim przypadku boją się dalszego osłabienia swej tożsamości i tradycji chrześcijańskiej, która i tak z trudem odbudowuje się po dziesięcioleciach ateistycznego zamordyzmu.
W tej sytuacji pojawia się zadanie dla polskiej polityki wschodniej. Z jednej strony powinniśmy – w imię własnego bezpieczeństwa – starać się pomóc Ukrainie wyrwać ostatecznie spod wpływów Moskwy. Z drugiej zaś powinniśmy dążyć do wzmacnienia w Europie wartości chrześcijańskich. Tak więc w imię wierności religii katolickiej, jak i polskiej racji stanu powinniśmy przeciwstawiać się tym tendencjom, które warunkują pomoc w uniezależnieniu się od Rosji od przyjęcia praw radykalnie przeciwstawiających się chrześcijaństwu. Oczywiście, polska dyplomacja ma ograniczone możliwości skutecznego działania w tym kierunku. Być może powinniśmy więc budować koalicję państw, głównie Europy Środkowej, które sprzeciwią się tej niebezpiecznej dla nas polityce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/316155-ukraina-miedzy-kolonializmem-politycznym-a-kolonializmem-kulturowym