Przede wszystkim Donald Trump chyba nie będzie chciał słuchać unijnych bajek i akceptować UE jako wiecznego dziecka na utrzymaniu mamusi (Włosi nazywają takich „mammoni”). Trump zechce na nowo zdefiniować relacje USA-UE, w tym europejską odpowiedzialność za bezpieczeństwo Zachodu czy choćby Europy. Unia Junckera, Tuska i Schulza wyraźnie cierpi na syndrom Piotrusia Pana, przynajmniej wobec Stanów Zjednoczonych. Skądinąd na ten syndrom w najbardziej widoczny sposób cierpi Donald Tusk, co było już widoczne, gdy przez siedem lat funkcjonował jako premier w Polsce, a jeszcze bardziej przed rokiem 2007. Funkcjonowanie w roli Piotrusia Pana jest wygodne i może być beztroskie w czasach spokoju i prosperity, natomiast w czasach kryzysowych jest wielkim zagrożeniem. A takie czasy mamy obecnie, więc Unia Europejska kierowana przez ludzi z syndromem Piotrusia Pana naraża się na liczne niebezpieczeństwa. Na tym tle błazeńskie obrazki z Junckerem poklepującym po policzkach różnych ważnych ludzi są nie tylko groteskowe, ale też pokazują nieprzystawalność zagrożeń do klasy i poziomu przywódców UE, którzy mają na te zagrożenia reagować. Na szczęście ta błazenada i syndrom Piotrusia Pana nie przenoszą się na rządzących w większości państw członkowskich UE, co było widoczne np. w reakcji poszczególnych rządów na wybór Donalda Trumpa.
Konkluzje z wyboru Donalda Trumpa płyną takie, że Unia Europejska musi jak najszybciej porzucić filozofię mammoni, czyli wiecznych niedorostków na utrzymaniu mamusi. Musi poważnie i odpowiedzialnie podjąć temat własnej współodpowiedzialności za bezpieczeństwo całego Zachodu. I powinna zrezygnować z „mammoni” i ludzi dotkniętych syndromem Piotrusia Pana na kluczowych stanowiskach w europejskich instytucjach. Maminsynki nie nadają się ani na przywódców na ciężkie czasy, ani na wizjonerów. „Mammoni” nadają się na realizatorów filozofii ciepłej wody w kranie, stąd zapewne dokooptowanie Donalda Tuska do tej europejskiej oligarchii (poza jego oczywistym orientowaniem się na interesy Niemiec i w mniejszym stopniu Francji). Tyle że UE nie może realizować filozofii ciepłej wody w kranie, bo to dla niej i niewystarczające, i niebezpieczne. I w tym kontekście nie ma sensu popierać Donalda Tuska na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, gdyż obecnych liderów unijnej oligarchii trzeba rozpędzić na cztery wiatry. Jeśli do tego nie dojdzie, UE stanie przed jeszcze większymi kłopotami. Unijne instytucje potrzebują nowych liderów, zupełnie odmiennych od obecnych i mających dużo więcej w głowie niż ci obecni.
Bo tylko tacy ludzie zrozumieją zagrożenia, przygotują adekwatną diagnozę i podejmą stosowne środki zaradcze. Wybór Donalda Trumpa jest dobrym impulsem, żeby te zmiany szybko rozpocząć i przeprowadzić.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przede wszystkim Donald Trump chyba nie będzie chciał słuchać unijnych bajek i akceptować UE jako wiecznego dziecka na utrzymaniu mamusi (Włosi nazywają takich „mammoni”). Trump zechce na nowo zdefiniować relacje USA-UE, w tym europejską odpowiedzialność za bezpieczeństwo Zachodu czy choćby Europy. Unia Junckera, Tuska i Schulza wyraźnie cierpi na syndrom Piotrusia Pana, przynajmniej wobec Stanów Zjednoczonych. Skądinąd na ten syndrom w najbardziej widoczny sposób cierpi Donald Tusk, co było już widoczne, gdy przez siedem lat funkcjonował jako premier w Polsce, a jeszcze bardziej przed rokiem 2007. Funkcjonowanie w roli Piotrusia Pana jest wygodne i może być beztroskie w czasach spokoju i prosperity, natomiast w czasach kryzysowych jest wielkim zagrożeniem. A takie czasy mamy obecnie, więc Unia Europejska kierowana przez ludzi z syndromem Piotrusia Pana naraża się na liczne niebezpieczeństwa. Na tym tle błazeńskie obrazki z Junckerem poklepującym po policzkach różnych ważnych ludzi są nie tylko groteskowe, ale też pokazują nieprzystawalność zagrożeń do klasy i poziomu przywódców UE, którzy mają na te zagrożenia reagować. Na szczęście ta błazenada i syndrom Piotrusia Pana nie przenoszą się na rządzących w większości państw członkowskich UE, co było widoczne np. w reakcji poszczególnych rządów na wybór Donalda Trumpa.
Konkluzje z wyboru Donalda Trumpa płyną takie, że Unia Europejska musi jak najszybciej porzucić filozofię mammoni, czyli wiecznych niedorostków na utrzymaniu mamusi. Musi poważnie i odpowiedzialnie podjąć temat własnej współodpowiedzialności za bezpieczeństwo całego Zachodu. I powinna zrezygnować z „mammoni” i ludzi dotkniętych syndromem Piotrusia Pana na kluczowych stanowiskach w europejskich instytucjach. Maminsynki nie nadają się ani na przywódców na ciężkie czasy, ani na wizjonerów. „Mammoni” nadają się na realizatorów filozofii ciepłej wody w kranie, stąd zapewne dokooptowanie Donalda Tuska do tej europejskiej oligarchii (poza jego oczywistym orientowaniem się na interesy Niemiec i w mniejszym stopniu Francji). Tyle że UE nie może realizować filozofii ciepłej wody w kranie, bo to dla niej i niewystarczające, i niebezpieczne. I w tym kontekście nie ma sensu popierać Donalda Tuska na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, gdyż obecnych liderów unijnej oligarchii trzeba rozpędzić na cztery wiatry. Jeśli do tego nie dojdzie, UE stanie przed jeszcze większymi kłopotami. Unijne instytucje potrzebują nowych liderów, zupełnie odmiennych od obecnych i mających dużo więcej w głowie niż ci obecni.
Bo tylko tacy ludzie zrozumieją zagrożenia, przygotują adekwatną diagnozę i podejmą stosowne środki zaradcze. Wybór Donalda Trumpa jest dobrym impulsem, żeby te zmiany szybko rozpocząć i przeprowadzić.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/315246-wybor-trumpa-odslania-degrengolade-oligarchii-rzadzacej-ue-oraz-syndrom-piotrusia-pana-u-takich-ludzi-jak-tusk?strona=2