Nieprzypadkowo chłodno, a wręcz niemądrze na wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA zareagowali dwaj najważniejsi urzędnicy Unii Europejskiej, czyli szef Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.
Znacznie rozsądniej zareagował natomiast sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Skądinąd ani Junckera, ani Tuska nie wybrano w wyborach powszechnych, lecz poprzez dogadanie się elit, i to bardzo wąskich elit. I politycy mający bardzo skromny, a wręcz wyjątkowo słaby mandat do pouczania kogokolwiek czy wypowiadania się w imieniu pół miliarda obywateli 28 państw członkowskich Unii Europejskiej zachowują się tak jakby byli do tego upoważnieni. Nie są, a przypominają władców feudalnych, i to tych najbardziej „zakutych”. Stoltenberg jest mądrzejszy, bo przewodniczy organizacji zbudowanej na militarnej potędze Stanów Zjednoczonych, bez której NATO byłoby wydmuszką. W tym kontekście niemądre reakcje Tuska i Junckera pokazują, że zapomnieli oni, iż gospodarcza potęga UE nie byłaby możliwa bez parasola ochronnego NATO, czyli de facto Stanów Zjednoczonych. Wydając mało pieniędzy na obronę (poza Wielką Brytanią i częściowo Francją) członkowie UE mogli przez dziesięciolecia budować państwa dobrobytu i szerokiej opieki socjalnej. I gdy teraz Juncker czy Tusk z przekąsem mówią o zwycięzcy amerykańskich wyborów, w jakimś sensie sikają na buty przyszłego przywódcy państwa, któremu członkowie UE (szczególnie państwa założycielskie) zawdzięczają sporą część dobrobytu i prawie 100 proc. bezpieczeństwa.
Juncker i Tusk to przedstawiciele europejskiej oligarchii statusu, która swoją pozycję zdobyła wskutek układów zawieranych pod stołem. Z demokracją i demokratycznym wyborem nie ma to nic wspólnego, więc tym bardziej żenujące jest, gdy tacy ludzie pouczają prezydenta elekta Stanów Zjednoczonych, co to są standardy demokracji. Europejscy oligarchowie przez lata funkcjonowania pod parasolem bezpieczeństwa rozpiętym przez USA stali się bezgranicznie pyszni i bezczelni. I uważają, że psim obowiązkiem USA jest chronienie dobrobytu ich państw oraz całej wspólnoty potęgą militarną Stanów Zjednoczonych. Chronienie bezwarunkowe. To pokazuje jak europejska urzędnicza oligarchia oderwała się od rzeczywistości. A to z kolei nakazuje wątpić, czy unijne elity dowodzone przez takich ludzi jak Juncker, Tusk bądź Schultz wiedzą, do czego zmierzają i jaką przyszłość gotują Unii Europejskiej. Śmiem twierdzić, że obecna unijna oligarchia nawet nie potrafi zarządzać swego rodzaju masą upadłościową, jaką stała się Unia Europejska po kryzysach, które wstrząsają nią regularnie od 2008 r., a których finałem jest przeprowadzany obecnie Brexit. Pod rządami obecnych oligarchów urzędasów nie widać żadnej myśli ożywiającej instytucje Unii Europejskiej czy przestawiającej ją na nowe tory. Jest tylko doraźne reagowanie na te kryzysy, wyjątkowo nieudolne, co pokazuje przede wszystkim rozwiązywanie problemu tzw. uchodźców.
Unijna oligarchia urzędasów to prawie bez wyjątku ludzie wypaleni, miałcy, znudzeni i zblazowani, niezdolni do tworzenia wielkich idei i planów, więc tym bardziej niezdolni do ich implementacji. Oferta takich ludzi jak Juncker, Tusk czy Schulz absolutnie nie przystaje do wyzwań, a właściwie na rynku idei i pomysłów nie ma żadnej ich oferty. Czyli mamy to, co zwykle w wypadku oligarchii: wykorzystywanie pozycji uzyskanej zakulisowymi, niedemokratycznymi układami i trwanie na tych uprzywilejowanych pozycjach. Co dodatkowo działa na niekorzyść Unii Europejskiej, a więc także jej 28 państw członkowskich, to zdecydowanie gorsza jakość jej obecnego przywództwa od poprzedniego, spod znaku szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso i przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana van Rompuya. Rację ma więc prezes PiS Jarosław Kaczyński, gdy mówi, że UE powinna, a wręcz musi się zmienić, nawet gdyby na razie parły do tego tylko Polska i Węgry. Inaczej UE po prostu nie przetrwa. A wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA tylko powinien przyspieszyć konieczne zmiany. Trump nie należy bowiem do tradycyjnej klasy politycznej, do establishmentu politycznego, więc nie będzie się kierował tym, co dla tego establishmentu (także po jego europejskiej stronie) wydawało się jedynym możliwym kanonem zasad myślenia i reguł postepowania.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nieprzypadkowo chłodno, a wręcz niemądrze na wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA zareagowali dwaj najważniejsi urzędnicy Unii Europejskiej, czyli szef Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.
Znacznie rozsądniej zareagował natomiast sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Skądinąd ani Junckera, ani Tuska nie wybrano w wyborach powszechnych, lecz poprzez dogadanie się elit, i to bardzo wąskich elit. I politycy mający bardzo skromny, a wręcz wyjątkowo słaby mandat do pouczania kogokolwiek czy wypowiadania się w imieniu pół miliarda obywateli 28 państw członkowskich Unii Europejskiej zachowują się tak jakby byli do tego upoważnieni. Nie są, a przypominają władców feudalnych, i to tych najbardziej „zakutych”. Stoltenberg jest mądrzejszy, bo przewodniczy organizacji zbudowanej na militarnej potędze Stanów Zjednoczonych, bez której NATO byłoby wydmuszką. W tym kontekście niemądre reakcje Tuska i Junckera pokazują, że zapomnieli oni, iż gospodarcza potęga UE nie byłaby możliwa bez parasola ochronnego NATO, czyli de facto Stanów Zjednoczonych. Wydając mało pieniędzy na obronę (poza Wielką Brytanią i częściowo Francją) członkowie UE mogli przez dziesięciolecia budować państwa dobrobytu i szerokiej opieki socjalnej. I gdy teraz Juncker czy Tusk z przekąsem mówią o zwycięzcy amerykańskich wyborów, w jakimś sensie sikają na buty przyszłego przywódcy państwa, któremu członkowie UE (szczególnie państwa założycielskie) zawdzięczają sporą część dobrobytu i prawie 100 proc. bezpieczeństwa.
Juncker i Tusk to przedstawiciele europejskiej oligarchii statusu, która swoją pozycję zdobyła wskutek układów zawieranych pod stołem. Z demokracją i demokratycznym wyborem nie ma to nic wspólnego, więc tym bardziej żenujące jest, gdy tacy ludzie pouczają prezydenta elekta Stanów Zjednoczonych, co to są standardy demokracji. Europejscy oligarchowie przez lata funkcjonowania pod parasolem bezpieczeństwa rozpiętym przez USA stali się bezgranicznie pyszni i bezczelni. I uważają, że psim obowiązkiem USA jest chronienie dobrobytu ich państw oraz całej wspólnoty potęgą militarną Stanów Zjednoczonych. Chronienie bezwarunkowe. To pokazuje jak europejska urzędnicza oligarchia oderwała się od rzeczywistości. A to z kolei nakazuje wątpić, czy unijne elity dowodzone przez takich ludzi jak Juncker, Tusk bądź Schultz wiedzą, do czego zmierzają i jaką przyszłość gotują Unii Europejskiej. Śmiem twierdzić, że obecna unijna oligarchia nawet nie potrafi zarządzać swego rodzaju masą upadłościową, jaką stała się Unia Europejska po kryzysach, które wstrząsają nią regularnie od 2008 r., a których finałem jest przeprowadzany obecnie Brexit. Pod rządami obecnych oligarchów urzędasów nie widać żadnej myśli ożywiającej instytucje Unii Europejskiej czy przestawiającej ją na nowe tory. Jest tylko doraźne reagowanie na te kryzysy, wyjątkowo nieudolne, co pokazuje przede wszystkim rozwiązywanie problemu tzw. uchodźców.
Unijna oligarchia urzędasów to prawie bez wyjątku ludzie wypaleni, miałcy, znudzeni i zblazowani, niezdolni do tworzenia wielkich idei i planów, więc tym bardziej niezdolni do ich implementacji. Oferta takich ludzi jak Juncker, Tusk czy Schulz absolutnie nie przystaje do wyzwań, a właściwie na rynku idei i pomysłów nie ma żadnej ich oferty. Czyli mamy to, co zwykle w wypadku oligarchii: wykorzystywanie pozycji uzyskanej zakulisowymi, niedemokratycznymi układami i trwanie na tych uprzywilejowanych pozycjach. Co dodatkowo działa na niekorzyść Unii Europejskiej, a więc także jej 28 państw członkowskich, to zdecydowanie gorsza jakość jej obecnego przywództwa od poprzedniego, spod znaku szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso i przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana van Rompuya. Rację ma więc prezes PiS Jarosław Kaczyński, gdy mówi, że UE powinna, a wręcz musi się zmienić, nawet gdyby na razie parły do tego tylko Polska i Węgry. Inaczej UE po prostu nie przetrwa. A wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA tylko powinien przyspieszyć konieczne zmiany. Trump nie należy bowiem do tradycyjnej klasy politycznej, do establishmentu politycznego, więc nie będzie się kierował tym, co dla tego establishmentu (także po jego europejskiej stronie) wydawało się jedynym możliwym kanonem zasad myślenia i reguł postepowania.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/315246-wybor-trumpa-odslania-degrengolade-oligarchii-rzadzacej-ue-oraz-syndrom-piotrusia-pana-u-takich-ludzi-jak-tusk