Zwycięstwo Donalda Trumpa pokazuje jak kruszeje panujący w ostatnich dekadach establishment w wielu krajach. Przy wszystkich różnicach między nami a Stanami, z których część stanowi przepaść, analogia z Polską przejawia się na kilku poziomach. Przeciwko „buntowi tłumu”, jak określili to mainstreamowi publicyści polityczni, którego konsekwencją jest wynik wyborów, natychmiast, bo już w następne godziny, nastąpił - by posłużyć się bliską kalką - „bunt establishmentu”. Objawił się m.in. hasłem jakże nam znanym z własnego podwórka: - „To nie jest nasz prezydent”, „To nie jest nasza władza”.
Wypowiadają je celebryci artyści ze świata muzyki, gwiazdy filmowe, a nawet sportowi idole amerykańskiej społeczności - koszykarze NBA. Już zapowiedzieli, że złamią tradycję uświęconą latami. Mistrzowska drużyna najwspanialszej ligi świata po zakończeniu najbliższego sezonu odrzuci zaproszenie prezydenta Trumpa do złożenia wizyty w Białym Domu.
Pierwszej nocy po wyborach tysiące ludzi protestowało na ulicach amerykańskich miast przeciwko zwycięstwu Donalda Trumpa. Największe demonstracje miały miejsce w Nowym Jorku i Chicago, ale protesty odbywały się też m.in. w Waszyngtonie, Filadelfii, Bostonie, Los Angeles, Dallas, Kansas City i Atlancie.
Zwróćmy uwagę, z jaką skrupulatnością i dbałością protesty te nagłaśniane są w naszych mediach, sprzyjających obecnej opozycji politycznej. Czy nie ma w tym jakichś intencji? Czy nie są te relacje przypadkiem zachętą dla naszego KOD. Ameryka, kraj o ugruntowanej demokracji mobilizuje się przeciwko złemu wyborowi dokonanemu przez falę prymitywów, prostaków o niskim wykształceniu z małych miast i miasteczek. To nie jest elektorat reprezentujący prawdziwą Amerykę. Ich wybór jest skażony brakami, które nie pozwalają, by go można uznać za prawidłowy. Jakże bliski ten punkt widzenia jest słowom Bronisława Komorowskiego w wieczór po jego przegranej w drugiej turze wyborów.
Jeśli wybór na nowego prezydenta Donalda Trumpa dla establishmentu amerykańskiego jest po prostu nie do strawienia, to dla europejskiego jego odpowiednika jest gorzką pigułką trudną do przełknięcia.
Szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini nie może spać po nocach, bo czuje, że niektóre ważne pomysły Trumpa mogą stanąć na przekór świętym i doskonałym dla całej ludzkiej rasy europejskim zasadom.
O krok dalej w tych lękach poszedł przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, wysuwając zarzut, że nowy prezydent Stanów Zjednoczonych stanowi zagrożenie dla stosunków Unii Europejskiej z USA. Nie tylko „może stanowić”, ale przesądzone jest, że „już stanowi zagrożenie”. To mówi Juncker jako jasnowidz. Ma też jednak kwalifikacje pedagoga i przewodnika, które chce wykorzystać, by wyedukować takiego niebezpiecznego ślepca jakim jest Trump: „Będziemy musieli nauczyć prezydenta elekta, czym jest Unia i jak funkcjonuje.
Pewnie Juncker będzie chciał to zrobić na kursie podwyższenia kwalifikacji dla nowych prezydentów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/315153-bunt-i-lek-establishmentu-po-amerykanskich-wyborach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.