Po zwycięstwie Donalda Trumpa na razie interesują mnie wyłącznie konsekwencje tej wygranej dla Polski. O tym, dlaczego sukces Trumpa był przesądzony, mówiłem 7 listopada 2016 r. w Klubie Ronina (wraz z prof. Zbigniewem Lewickim) oraz w komentarzu dla naszego portalu, więc odsyłam do tych nagrań. Teraz najważniejsze jest hasło „Trump a sprawa polska”. Przede wszystkim, o czym już publicznie mówiłem, uważam, że Trump będzie lepszym prezydentem niż był kandydatem na prezydenta. Donald Trump nie popełni błędów, które popełniłaby Hillary Clinton, która wcześniej w wielu sprawach dotyczących bezpieczeństwa się myliła. Trump nie ma wprawdzie doświadczenia, ale czy doświadczenie pani Clinton było takie wartościowe, skoro doprowadziło do licznych katastrof, szczególnie na Bliskim Wschodzie. Prezydent elekt jest za to wolny od terroru politycznej poprawności i narzucania tej poprawności innym, co „niepoprawnej” Polsce rokuje wyłącznie dobrze.
CZYTAJ WIĘCEJ: Donald Trump ogłasza zwycięstwo: Rozpoczniemy odbudowę amerykańskiego marzenia! RELACJA NA ŻYWO
USA są naszym głównym partnerem w kwestiach bezpieczeństwa i to one decydują o tym, co w tej sprawie zrobi NATO. Jeśli Trump będzie twardo obstawał przy obowiązku wydawania 2 proc. PKB na obronę w państwach członkowskich, NATO się wzmocni, szczególnie w Europie, co Polsce wyjdzie tylko na dobre. Tym bardziej że Polska należy do nielicznej grupy państw wypełniających swoje zobowiązania, co już docenił Donald Trump jako kandydat na prezydenta. Mówi się, że Władimir Putin to bardzo doświadczony, bezwzględny i przebiegły gracz, a w USA będzie miał politycznego żółtodzioba, który może nie wiedzieć jak reagować na prowokacje Rosji, co doprowadzi np. do jakichś zaborów terytorialnych, dotyczących także państw członków NATO, co byłoby bardzo groźne dla Polski. Tyle tylko, że nieprzewidywalny z powodu małego doświadczenia prezydent Trump, będzie nieprzewidywalny także dla Putina, co może być lepsze niż w wypadku przewidywalnej Hillary Clinton. Putin może po prostu bać się ryzykować, i to bać bardziej niż wypadku Baracka Obamy czy Hillary Clinton w roli jego następcy. Poza tym nie znikają dowódcy sił zbrojnych i sama US Army, nie znikają CIA, NSA, NSC i wszelkie inne służby, nie zmieniają się strategiczne interesy USA, więc nie ma najmniejszego powodu, by wątpić w wypełnianie sojuszniczych zobowiązań Stanów Zjednoczonych oraz w ciągłość instytucjonalną, strategiczną czy każdą inną. Dotyczy to także amerykańskich instalacji antyrakietowych w Redzikowie oraz obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce (razem z żołnierzami z innych państw członkowskich NATO). Nie ma żadnych dowodów na to, że prezydent Trump będzie miękki wobec prezydenta Putina ani, że będzie naiwny czy niezdecydowany. Na dłuższą metę mogą się zmienić niektóre priorytety, ale nie te dotyczące bezpieczeństwa wolnego świata. Na to nie pozwoli sobie żaden prezydent USA, więc tym bardziej Donald Trump. Opowieści o końcu NATO i odbudowie przez Rosję strefy wpływów z czasów komunizmu nie mają żadnego realnego uzasadnienia.
Prezydentura Trumpa pozwoli Polsce odetchnąć od natrętnej polityki wychowywania naszego kraju w duchu poprawniactwa i lewicowej idei postępu. Wprawdzie USA to nie UE, lecz prezydentura Trumpa wpłynie także na Unię, tym bardziej że mamy Brexit, i ochłodzi dążenia do zrobienia z niej postępowego eurokołchozu. A to oznacza zelżenie wojny z Polską, a nawet jej zakończenie, bo UE będzie jednak miała znacznie poważniejsze i realniejsze problemy. I ma perspektywę wyborów parlamentarnych w Niemczech oraz prezydenckich we Francji i Austrii, a one mogą wiele zmienić, a to przecież nie koniec ewentualnych przemian na Starym Kontynencie. Kandydat Donald Trump w kampanii spotkał się z Polonią (w przeciwieństwie do Hillary Clinton) i złożył ważne deklaracje, więc perspektywa dobrych stosunków Polski z jego administracją jest bardzo realna. Tym bardziej że Donald Trump nie jest obciążony tym, co administracja Baracka Obamy robiła wobec rządu Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy, wysyłając do Warszawy wyjątkowo niegrzecznych rewizorów w rodzaju Victorii Nuland czy Daniela Frieda. Nie ma żadnych przesłanek, że stosunki polsko-amerykańskie będą za Trumpa gorsze niż za Obamy, a jest wiele, że będą lepsze. Choćby dlatego, że Trump nie jest obciążony wszystkimi tymi uprzedzeniami, jakie wobec rządów PiS hodowano w Waszyngtonie oraz podsycano w lewicowo-liberalnych mediach w USA. Te media zresztą doznały największej porażki w swojej historii, podobnie jak celebryci czy Hollywood. I te media się w dużym stopniu zmienią, bo wygrana Trumpa pokazała ich całkowite oderwanie od rzeczywistości. A bujając w obłokach, nawet w opozycji do rządów Trumpa, te media stracą rację bytu. Zatem także one zapewne zmienią swoją fiksację czy wręcz psychozę na punkcie Polski (a przynajmniej część z nich).
Na przyszłość i bezpieczeństwo Polski za prezydentury Donalda Trumpa patrzmy z optymizmem. Gorzej już było, a teraz może być już tylko lepiej. Tym bardziej że w Departamencie Stanu przestanie się słuchać takich ludzi jak Anne Applebaum, a pośrednio także jej męża Radosława Sikorskiego, choć ustosunkowana publicystka „Washington Post” jest tu znacznie ważniejsza. A to oznacza stopniową marginalizację ludzi wyjątkowo Polsce szkodzących w ostatnim roku. Prezydentura Donalda Trumpa to dla Polski szansa, nie zagrożenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/314798-prezydent-trump-przynajmniej-nie-bedzie-sluchal-takich-ludzi-jak-anne-applebaum-i-jej-maz