Amerykański mechanizm polityczny się zacina i głównym pytaniem jest, czy nowy prezydent będzie w stanie go naprawić
— mówi portalowi wPolityce.pl Jarosław Guzy.
wPolityce.pl: Zakończyła się kampania wyborcza, która przez wielu została okrzyknięta „historyczną”. Zanim jednak przejdziemy do niej, chciałbym poprosić o podsumowanie innej również „historycznej” kadencji Baracka Obamy. Jakim prezydentem z perspektywy Polski był pierwszy czarny prezydent Stanów Zjednoczonych?
Jarosław Guzy, ekspert ds. międzynarodowych i bezpieczeństwa: Wybór na prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy, był z pewnością dla Polski niepokojący, stawiał mnóstwo znaków zapytania. W tamtym czasie Europa Środkowo-Wschodnia zaczęła mniej interesować USA, czego potwierdzeniem był wybór Obamy. Był to pierwszy prezydent, który nie miał zbyt wielu politycznych doświadczeń związanych z Europą, a już szczególnie z naszym regionem środkowo-europejskim. Szczególny niepokój budził brak doświadczenia i znajomości problematyki naszych relacji z Rosją. Wygrana Obamy zbiegła się w czasie z inwazją Rosji na Gruzję, więc polska administracja mogła czuć słuszny niepokój, że w Waszyngtonie nie będą mieli świadomości zagrożeń ze strony Rosji, których obawiano się w Warszawie. Jak się później okazało, niepokój był słuszny. Stany Zjednoczone rozpoczęły proces wycofywania się z polityki interwencjonistycznej nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale również w Europie. Administracja Obamy była przekonana, że Europa jest kontynentem pokoju i jej wszystkie problemy są rozwiązane. Dla Waszyngtonu Bliski Wschód stał się ważniejszy niż relacje transatlantyckie, później niestety mogliśmy oglądać tego konsekwencje. Byliśmy zaskoczeni Arabską Wiosną i wydarzeniami w Syrii, które były jej wynikiem. Okazało się, że Stany Zjednoczone nie mogą wycofać się z niektórych regionów świata. Powstała pustka, którą w wyniku pasywności Waszyngtonu natychmiast wypełniła Rosja. Kreml widząc, że Obama jest zajęty rozwiązywaniem wewnętrznych konfliktów i problemów w USA, rozpoczął odbudowywanie swojej dawnej imperialnej polityki. Rosja rzuciła Stanom wyzwanie, rozpoczynając zimną wojnę, w niektórych miejscach przypominającą wojny zastępcze z czasów ZSRR, czego przykładem są wydarzenia na Zakaukaziu i na Ukrainie. Obama, mimo początkowych trudności, okazał się w końcówce kadencji prezydentem, który reprezentuje amerykańską rację stanu. W mojej opinii jego prezydenturę z polskiej perspektywy należy oceniać w mieszany sposób. Większość obu kadencji to seria błędów w polityce zagranicznej zwłaszcza wobec Rosji (reset, Syria). Natomiast końcówka kadencji, reakcja na agresję rosyjską na Ukrainie, decyzje szczytu NATO i o obecności wojskowej na wschodniej flance - była zdecydowanie lepsza. Należy się cieszyć, że pewne sprawy w polityce zagranicznej zostały w korzystny dla Polski załatwione a przynajmniej zapoczątkowane. Obama pozostawia swojemu następcy wytyczne, które można kontynuować i miejmy nadzieję, że będą kontynuowane, mówię tutaj szczególnie o postanowieniach szczytu NATO w Warszawie.
Czego możemy spodziewać się po obu kandydatach jeżeli wygrają wybory?
Należy podkreślić, że kondycja polityczna Stanów Zjednoczonych nie jest w najlepsza. Amerykański mechanizm polityczny się zacina i głównym pytaniem jest, czy nowy prezydent będzie w stanie go naprawić. Na pewno czas kampanii prezydenckiej nie jest odpowiednim czasem, aby cokolwiek zmieniać i naprawiać. Z obojgiem kandydatów wiążą się poważne obawy. Donald Trump doskonale spisuje się w roli wyraziciela uzasadnionych resentymentów wobec waszyngtońskich elit. W rzeczywistości jest populistą, a nawet wręcz celebrytą na wzór Berlusconiego. Miliarder pokazał, że jest wstanie zorganizować swoją kampanię w sposób doskonały pod względem marketingowym. Z kolei jego umiejętności rządzenia, które zdaje się opierać na swoich biznesowych dokonaniach są nie najlepsze. Można założyć, że Trump nie spełni oczekiwań swoich wyborców i niewiele zmieni. Z drugiej strony, jeżeliby zaczął coś zmieniać, mógłby prędzej coś zepsuć, niż naprawić, czego boją się wyborcy Clinton, którzy wbrew pozorom, niekoniecznie za nią przepadają.
Z kolei patrząc na prezydenturę Hillary Clinton, możemy być pewni, że nic się nie zmieni. Jej prezydentura jest bezpieczna, dlatego że jest przewidywalna, nie zmienia to jednak faktu, że Ameryka potrzebuje zmian i prezydenta, który tych korekt będzie wstanie dokonać. Podstawową cechą, która wyróżnia obecną kampanię na tle wielu innych jest fakt, że oboje kandydatów jest skrajnie niewiarygodnych, z czego blisko 80 proc. amerykańskich wyborców zdaje sobie sprawę. Jest to wyjątkowa sytuacja, kiedy większość Amerykanów zdaje sobie sprawę, że żaden z nich nie jest dobrym wyborem dla obywateli Stanów Zjednoczonych.
Wielu obserwatorów mówi, że dla Polski korzystniejsza jest wygrana Hillary Clinton. Argumentują to „przewidywalnością” kandydatki Demokratów. Jak jest Pana zdaniem?
Bez wątpienia kandydatura Clinton jest bezpieczniejsza. Możemy być pewni, że gdyby to właśnie ona została prezydentem, trendy wobec NATO i Rosji zostaną podtrzymane. Trzeba pamiętać, że Clinton ma duże doświadczenie ws. Europy Środkowo-Wschodniej, co jest ważne z naszej perspektywy. Inaczej jest w przypadku Donalda Trumpa, wobec którego jest wiele znaków zapytania i niepokoju. Bardzo duże znaczenie mają tu jego rosyjskie koneksje, które nie budzą zaufania wobec kandydata Republikanów. Oliwy do ogania dolewają rosyjskie próby wpływania na proces wyborczy w Stanach Zjednoczonych, czym niepokoją się amerykańscy wyborcy. Wielu wyborców Clinton niepokoi się po prostu, że Trump jest kandydatem prorosyjskim. Pamiętajmy jednak, że prezydent w USA nie jest monarchą absolutnym, jego przeciwwagą jest choćby Kongres, który skutecznie może blokować jego decyzje. Nie jest więc całkowicie pewne i jasne, że w obliczu wygranej Trumpa, będziemy świadkami zawiązania nowych relacji pomiędzy Rosją a USA. Wśród różnych możliwości nie można wykluczyć także i tej, że Trump podejmie rękawice rzuconą przez Kreml i rozpocznie rywalizację z Rosją o pozycję hegemona w niektórych regionach świata. Polaków może szczególnie niepokoić, ewentualny powrót Trumpa do polityki izolacjonizmu, co wiązałoby się ze zmniejszeniem zainteresowania kwestiami międzynarodowymi. W takim przypadku Europa Środkowo-Wschodnia byłaby pierwszym regionem, który najwięcej by stracił.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Amerykański mechanizm polityczny się zacina i głównym pytaniem jest, czy nowy prezydent będzie w stanie go naprawić
— mówi portalowi wPolityce.pl Jarosław Guzy.
wPolityce.pl: Zakończyła się kampania wyborcza, która przez wielu została okrzyknięta „historyczną”. Zanim jednak przejdziemy do niej, chciałbym poprosić o podsumowanie innej również „historycznej” kadencji Baracka Obamy. Jakim prezydentem z perspektywy Polski był pierwszy czarny prezydent Stanów Zjednoczonych?
Jarosław Guzy, ekspert ds. międzynarodowych i bezpieczeństwa: Wybór na prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy, był z pewnością dla Polski niepokojący, stawiał mnóstwo znaków zapytania. W tamtym czasie Europa Środkowo-Wschodnia zaczęła mniej interesować USA, czego potwierdzeniem był wybór Obamy. Był to pierwszy prezydent, który nie miał zbyt wielu politycznych doświadczeń związanych z Europą, a już szczególnie z naszym regionem środkowo-europejskim. Szczególny niepokój budził brak doświadczenia i znajomości problematyki naszych relacji z Rosją. Wygrana Obamy zbiegła się w czasie z inwazją Rosji na Gruzję, więc polska administracja mogła czuć słuszny niepokój, że w Waszyngtonie nie będą mieli świadomości zagrożeń ze strony Rosji, których obawiano się w Warszawie. Jak się później okazało, niepokój był słuszny. Stany Zjednoczone rozpoczęły proces wycofywania się z polityki interwencjonistycznej nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale również w Europie. Administracja Obamy była przekonana, że Europa jest kontynentem pokoju i jej wszystkie problemy są rozwiązane. Dla Waszyngtonu Bliski Wschód stał się ważniejszy niż relacje transatlantyckie, później niestety mogliśmy oglądać tego konsekwencje. Byliśmy zaskoczeni Arabską Wiosną i wydarzeniami w Syrii, które były jej wynikiem. Okazało się, że Stany Zjednoczone nie mogą wycofać się z niektórych regionów świata. Powstała pustka, którą w wyniku pasywności Waszyngtonu natychmiast wypełniła Rosja. Kreml widząc, że Obama jest zajęty rozwiązywaniem wewnętrznych konfliktów i problemów w USA, rozpoczął odbudowywanie swojej dawnej imperialnej polityki. Rosja rzuciła Stanom wyzwanie, rozpoczynając zimną wojnę, w niektórych miejscach przypominającą wojny zastępcze z czasów ZSRR, czego przykładem są wydarzenia na Zakaukaziu i na Ukrainie. Obama, mimo początkowych trudności, okazał się w końcówce kadencji prezydentem, który reprezentuje amerykańską rację stanu. W mojej opinii jego prezydenturę z polskiej perspektywy należy oceniać w mieszany sposób. Większość obu kadencji to seria błędów w polityce zagranicznej zwłaszcza wobec Rosji (reset, Syria). Natomiast końcówka kadencji, reakcja na agresję rosyjską na Ukrainie, decyzje szczytu NATO i o obecności wojskowej na wschodniej flance - była zdecydowanie lepsza. Należy się cieszyć, że pewne sprawy w polityce zagranicznej zostały w korzystny dla Polski załatwione a przynajmniej zapoczątkowane. Obama pozostawia swojemu następcy wytyczne, które można kontynuować i miejmy nadzieję, że będą kontynuowane, mówię tutaj szczególnie o postanowieniach szczytu NATO w Warszawie.
Czego możemy spodziewać się po obu kandydatach jeżeli wygrają wybory?
Należy podkreślić, że kondycja polityczna Stanów Zjednoczonych nie jest w najlepsza. Amerykański mechanizm polityczny się zacina i głównym pytaniem jest, czy nowy prezydent będzie w stanie go naprawić. Na pewno czas kampanii prezydenckiej nie jest odpowiednim czasem, aby cokolwiek zmieniać i naprawiać. Z obojgiem kandydatów wiążą się poważne obawy. Donald Trump doskonale spisuje się w roli wyraziciela uzasadnionych resentymentów wobec waszyngtońskich elit. W rzeczywistości jest populistą, a nawet wręcz celebrytą na wzór Berlusconiego. Miliarder pokazał, że jest wstanie zorganizować swoją kampanię w sposób doskonały pod względem marketingowym. Z kolei jego umiejętności rządzenia, które zdaje się opierać na swoich biznesowych dokonaniach są nie najlepsze. Można założyć, że Trump nie spełni oczekiwań swoich wyborców i niewiele zmieni. Z drugiej strony, jeżeliby zaczął coś zmieniać, mógłby prędzej coś zepsuć, niż naprawić, czego boją się wyborcy Clinton, którzy wbrew pozorom, niekoniecznie za nią przepadają.
Z kolei patrząc na prezydenturę Hillary Clinton, możemy być pewni, że nic się nie zmieni. Jej prezydentura jest bezpieczna, dlatego że jest przewidywalna, nie zmienia to jednak faktu, że Ameryka potrzebuje zmian i prezydenta, który tych korekt będzie wstanie dokonać. Podstawową cechą, która wyróżnia obecną kampanię na tle wielu innych jest fakt, że oboje kandydatów jest skrajnie niewiarygodnych, z czego blisko 80 proc. amerykańskich wyborców zdaje sobie sprawę. Jest to wyjątkowa sytuacja, kiedy większość Amerykanów zdaje sobie sprawę, że żaden z nich nie jest dobrym wyborem dla obywateli Stanów Zjednoczonych.
Wielu obserwatorów mówi, że dla Polski korzystniejsza jest wygrana Hillary Clinton. Argumentują to „przewidywalnością” kandydatki Demokratów. Jak jest Pana zdaniem?
Bez wątpienia kandydatura Clinton jest bezpieczniejsza. Możemy być pewni, że gdyby to właśnie ona została prezydentem, trendy wobec NATO i Rosji zostaną podtrzymane. Trzeba pamiętać, że Clinton ma duże doświadczenie ws. Europy Środkowo-Wschodniej, co jest ważne z naszej perspektywy. Inaczej jest w przypadku Donalda Trumpa, wobec którego jest wiele znaków zapytania i niepokoju. Bardzo duże znaczenie mają tu jego rosyjskie koneksje, które nie budzą zaufania wobec kandydata Republikanów. Oliwy do ogania dolewają rosyjskie próby wpływania na proces wyborczy w Stanach Zjednoczonych, czym niepokoją się amerykańscy wyborcy. Wielu wyborców Clinton niepokoi się po prostu, że Trump jest kandydatem prorosyjskim. Pamiętajmy jednak, że prezydent w USA nie jest monarchą absolutnym, jego przeciwwagą jest choćby Kongres, który skutecznie może blokować jego decyzje. Nie jest więc całkowicie pewne i jasne, że w obliczu wygranej Trumpa, będziemy świadkami zawiązania nowych relacji pomiędzy Rosją a USA. Wśród różnych możliwości nie można wykluczyć także i tej, że Trump podejmie rękawice rzuconą przez Kreml i rozpocznie rywalizację z Rosją o pozycję hegemona w niektórych regionach świata. Polaków może szczególnie niepokoić, ewentualny powrót Trumpa do polityki izolacjonizmu, co wiązałoby się ze zmniejszeniem zainteresowania kwestiami międzynarodowymi. W takim przypadku Europa Środkowo-Wschodnia byłaby pierwszym regionem, który najwięcej by stracił.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/314747-nasz-wywiad-jaroslaw-guzy-o-wyborach-w-usa-bez-watpienia-kandydatura-clinton-jest-bezpieczniejsza