Pytanie: co się stanie, gdy Marine rzeczywiście zasiądzie w Pałacu Elizejskim? Amatorska organizacja jej kampanii, chaos w partyjnych finansach i brak odpowiedzi choćby na palącą kwestię, co będzie po tym jak Francja już wyjdzie z UE i NATO oraz zrezygnuje z euro – wskazują na równie amatorskie rządy. Program FN można podsumować tak: silna militarnie i gospodarczo, scentralizowana, etatystyczna, laicka Francja w wielobiegunowym świecie. Zawiera jednak postulaty miejscami absurdalne, jak choćby pasaż o walce Francji pod rządami FN, jednocześnie z imperializmem chińskim, amerykańskim, izraelskim i islamskim. Republika ma się także stać pod rządami Marine mocarstwem jednocześnie kontynentalnym i morskim, oraz wielkim mediatorem w konfliktach międzynarodowych i usytuować się na osi „Berlin-Paryż-Moskwa”. Na podstawie tej osi ma powstać Unia Paneuropejska „wspólnie z Rosją i Szwajcarią”. Walka z imperializmem chińskim łączy się w programie Marine z rekonkwistą Afryki, „tradycyjną strefą wpływów Francji”, a walka z imperializmem amerykańskim z rekonkwistą Azji i państw regionu, związanych sojuszami z Waszyngtonem. Cel jest jasny: Francja ma stać się potęgą na równi z USA, Rosją czy Chinami. A nawet je zastąpić. Jest to cel ambitny, tylko droga do niego nie jest oczywista. Tym bardziej, że podbój świata ma być powiązany z wielkimi i kosztownymi reformami wewnętrznymi – Marine chce upaństwowić przemysł i sektor bankowy. Uczynił to w latach 80. François Mitterand i źle się to dla francuskiej gospodarki skończyło. Następny rząd wszystko odkręcał. W jaki sposób Marine chce jednocześnie z nacjonalizacją gospodarki zmniejszyć zadłużenie państwa (wynosi obecnie prawie 100 proc. PKB), także pozostaje owiane tajemnicą. Trudno się oprzeć wrażeniu, że francuscy lokaliści chcą cofnąć czas, wrócić do przeszłości, do czasów de Gaulle’a, okresu postkolonialnego, gdy Francja była silna gospodarczo i zachowywała duże wpływy w Azji i Afryce. Świat się jednak zmienił. Trudno sobie też wyobrazić, by pozostałe mocarstwa oddały Francji pole całkowicie bez walki.
Wielka niewiadoma
Kolejnym problemem jest to, kto miałby ten ambitny program realizować. Gros działaczy FN, z wyjątkiem Marine, nie ma większego politycznego doświadczenia. Skarbnik FN Wallerand de Saint-Just zostałby pewnie ministrem gospodarki czy finansów (choć ma kłopoty z poprawnym prowadzeniem kont partii i zdobyciem środków na kampanię), Florian Philippot, rzecznik partii, jak oceniają francuscy eksperci, pewnie za wierne usługi zostałby premierem. Bruno Gollnisch, były oficer marynarki, otrzymałby rolę ministra obrony, a Robert Ménard, były trockista, który jako mer Beziers wyrzucał imigrantów z nielegalnie przez nich zajmowanego squatu, rolę szefa MSW. Gilbert Collard, z zawodu adwokat, mógłby zostać ministrem sprawiedliwości, a Philippe Martel, były funkcjonariusz państwowy, ministrem pracy. Na tym lista się kończy.
Utworzenie rządu FN zakłada oczywiście, że partia Le Pen wygra nie tylko wybory prezydenckie, ale i parlamentarne. Jeśli tak nie będzie, prezydent Marine musiałaby zmagać się z kohabitacją, czyli z nieprzychylnym rządem centroprawicowym albo lewicowym. Doświadczył tego Chirac z rządem Jospina. Wynikiem były dwie sprzeczne ze sobą polityki zagraniczne i blokada prezydenckich reform w izbie niższej oraz senacie. W przypadku zwycięstwa Marine, Francuzów czeka więc na wiosnę w najlepszym przypadku wielka niewiadoma, w najgorszym zaś pięć lat chaosu i zastoju. Można oczywiście argumentować, że doświadczenia nabiera się wraz z rządzeniem, jednak program, który chce zrealizować Marine będzie miał poważne konsekwencje dla Europy. Wyjście Francji z UE i NATO osłabi więzi transatlantyckie i może doprowadzić do ostatecznego rozpadu Unii. A pomysł utworzenia strefy euroazjatyckiej wraz z Rosją również nie napawa optymizmem. Byłoby to dla Polski bardzo niekorzystne.
Ta nieprzewidywalność powoduje, że lepiej by było, gdyby zamiast Marine prezydentem został globalista, gotowy realizować choćby część lokalistycznych postulatów FN, Sarkozy lub Juppé. Prowadziliby politykę przewidywalną, a jak wiadomo lepszy znany diabeł niż diabeł, którego nie znasz.
-
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pytanie: co się stanie, gdy Marine rzeczywiście zasiądzie w Pałacu Elizejskim? Amatorska organizacja jej kampanii, chaos w partyjnych finansach i brak odpowiedzi choćby na palącą kwestię, co będzie po tym jak Francja już wyjdzie z UE i NATO oraz zrezygnuje z euro – wskazują na równie amatorskie rządy. Program FN można podsumować tak: silna militarnie i gospodarczo, scentralizowana, etatystyczna, laicka Francja w wielobiegunowym świecie. Zawiera jednak postulaty miejscami absurdalne, jak choćby pasaż o walce Francji pod rządami FN, jednocześnie z imperializmem chińskim, amerykańskim, izraelskim i islamskim. Republika ma się także stać pod rządami Marine mocarstwem jednocześnie kontynentalnym i morskim, oraz wielkim mediatorem w konfliktach międzynarodowych i usytuować się na osi „Berlin-Paryż-Moskwa”. Na podstawie tej osi ma powstać Unia Paneuropejska „wspólnie z Rosją i Szwajcarią”. Walka z imperializmem chińskim łączy się w programie Marine z rekonkwistą Afryki, „tradycyjną strefą wpływów Francji”, a walka z imperializmem amerykańskim z rekonkwistą Azji i państw regionu, związanych sojuszami z Waszyngtonem. Cel jest jasny: Francja ma stać się potęgą na równi z USA, Rosją czy Chinami. A nawet je zastąpić. Jest to cel ambitny, tylko droga do niego nie jest oczywista. Tym bardziej, że podbój świata ma być powiązany z wielkimi i kosztownymi reformami wewnętrznymi – Marine chce upaństwowić przemysł i sektor bankowy. Uczynił to w latach 80. François Mitterand i źle się to dla francuskiej gospodarki skończyło. Następny rząd wszystko odkręcał. W jaki sposób Marine chce jednocześnie z nacjonalizacją gospodarki zmniejszyć zadłużenie państwa (wynosi obecnie prawie 100 proc. PKB), także pozostaje owiane tajemnicą. Trudno się oprzeć wrażeniu, że francuscy lokaliści chcą cofnąć czas, wrócić do przeszłości, do czasów de Gaulle’a, okresu postkolonialnego, gdy Francja była silna gospodarczo i zachowywała duże wpływy w Azji i Afryce. Świat się jednak zmienił. Trudno sobie też wyobrazić, by pozostałe mocarstwa oddały Francji pole całkowicie bez walki.
Wielka niewiadoma
Kolejnym problemem jest to, kto miałby ten ambitny program realizować. Gros działaczy FN, z wyjątkiem Marine, nie ma większego politycznego doświadczenia. Skarbnik FN Wallerand de Saint-Just zostałby pewnie ministrem gospodarki czy finansów (choć ma kłopoty z poprawnym prowadzeniem kont partii i zdobyciem środków na kampanię), Florian Philippot, rzecznik partii, jak oceniają francuscy eksperci, pewnie za wierne usługi zostałby premierem. Bruno Gollnisch, były oficer marynarki, otrzymałby rolę ministra obrony, a Robert Ménard, były trockista, który jako mer Beziers wyrzucał imigrantów z nielegalnie przez nich zajmowanego squatu, rolę szefa MSW. Gilbert Collard, z zawodu adwokat, mógłby zostać ministrem sprawiedliwości, a Philippe Martel, były funkcjonariusz państwowy, ministrem pracy. Na tym lista się kończy.
Utworzenie rządu FN zakłada oczywiście, że partia Le Pen wygra nie tylko wybory prezydenckie, ale i parlamentarne. Jeśli tak nie będzie, prezydent Marine musiałaby zmagać się z kohabitacją, czyli z nieprzychylnym rządem centroprawicowym albo lewicowym. Doświadczył tego Chirac z rządem Jospina. Wynikiem były dwie sprzeczne ze sobą polityki zagraniczne i blokada prezydenckich reform w izbie niższej oraz senacie. W przypadku zwycięstwa Marine, Francuzów czeka więc na wiosnę w najlepszym przypadku wielka niewiadoma, w najgorszym zaś pięć lat chaosu i zastoju. Można oczywiście argumentować, że doświadczenia nabiera się wraz z rządzeniem, jednak program, który chce zrealizować Marine będzie miał poważne konsekwencje dla Europy. Wyjście Francji z UE i NATO osłabi więzi transatlantyckie i może doprowadzić do ostatecznego rozpadu Unii. A pomysł utworzenia strefy euroazjatyckiej wraz z Rosją również nie napawa optymizmem. Byłoby to dla Polski bardzo niekorzystne.
Ta nieprzewidywalność powoduje, że lepiej by było, gdyby zamiast Marine prezydentem został globalista, gotowy realizować choćby część lokalistycznych postulatów FN, Sarkozy lub Juppé. Prowadziliby politykę przewidywalną, a jak wiadomo lepszy znany diabeł niż diabeł, którego nie znasz.
-
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/313345-front-narodowy-u-wrot-francja-czeka-na-niezwykle-wybory-podzial-lewicaprawica-przestal-byc-osia-francuskiej-polityki-analiza?strona=2