Bardzo interesująca informacja z Wielkiej Brytanii. Oto Royal Bank of Scotland, nie żadna tam firma-krzak, tylko instytucja finansowa z kilkusetletnia tradycją, celowo…. doprowadzał do upadku część swoich własnych biznesowych klientów. Po co? Żeby przez jakiś czas zmuszać ich do płacenia wyższych odsetków od kredytów i innych związanych z nimi opłat (jako zaciągniętych przez firmy zagrożone bankructwem), a potem przejąć za bezcen udziały w tych spółkach i sprzedać je z zyskiem.
Co jeszcze ciekawsze – zdarzało się, że na „listę śmierci” wciągano firmy bez wyraźnego powodu – innego niż fakt, iż właściciel przedsiębiorstwa … spierał się o coś z bankiem. A z ujawnionych przez brytyjskie media służbowych maili wynika, że pracownicy banku byli do takich działań zachęcani przez kierownictwo.
Skomentować można to krótko. Tak było w Wielkiej Brytanii, w kraju w którym tradycja i etos biznesowy są autentyczne, utrwalane przez pokolenia. W banku, istniejącym już setki lat, choć od kilku przeżywającym głęboki kryzys (opisywane fakty miały miejsce głównie wtedy; teraz na skutek kryzysu większość udziałów w banku przejęło państwo). Banku, niegdyś przez moment największym na świecie, a przez dłuższy czas – drugim w Europie.
Jeśli tak, to chyba zasadne jest pytanie – co w takim razie mogło się dziać lub dzieje się w bankach polskich? W kraju, gdzie realnie nie istnieje nic takiego jak tradycja biznesowej uczciwości? I gdzie ludzie i firmy są wielokrotnie biedniejsi i biedniejsze niż w UK, a zatem przewaga banku nad klientem jest też wielokrotnie mniejsza? Mam pod tym względem, mówiąc eufemistycznie, pesymistyczne intuicja.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/311973-skoro-tak-bylo-w-wielkiej-brytanii-to-u-nas-sprawa-royal-bank-of-scotland