Węgierskie media uważają, że sposobem na demobilizację elektoratu była niedawna wypowiedź szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera. Stwierdził on, że Bruksela wycofuje się ze swych planów walki z kryzysem imigracyjnym, w tym narzucania krajom unijnym obowiązkowych kwot. Gdyby okazało się to prawdą – jak pisze część węgierskich publicystów – referendum stałoby się bezprzedmiotowe. Inni z kolei uważają, że jedna deklaracja brukselskiego dygnitarza nie oznacza wcale ostatecznej rezygnacji z wcześniejszych planów, natomiast może sprawić, iż część wyborców pozostanie w domach.
Jak powiedział mi Attila Szalai, pracownik Instytutu Badań i Archiwum Transformacji Ustrojowej, w tej rozgrywce Orbán gra o większą stawkę. Zwycięstwo w referendum może bowiem ośmielić inne siły w Unii Europejskiej, przeciwne polityce imigracyjnej Berlina i Brukseli, oraz stać się dla nich impulsem do działania.
Triumf Fideszu będzie też zarazem zwycięstwem państw Grupy Wyszehradzkiej, ponieważ zarówno rządy, jak i większość obywateli Polski, Słowacji i Czech mówi w sprawie kryzysu imigracyjnego tym samym głosem co Węgrzy.
Viktor Orbán uważa też, że jeśli powiedzie mu się w referendum, to będzie miał mocniejszą pozycję na forum europejskim, by zaproponować zmianę traktatu lizbońskiego UE. Zależy mu bowiem na nowym dokumencie, który wzmacniałby podmiotowość państw narodowych w Unii. Jak powiedział rzecznik węgierskiego rządu Zoltán Kovács:
Stanowisko premiera nie uległo zmianie: od czasu przyjęcia traktatu w Lizbonie zmieniło się kilka zasadniczych okoliczności, na które Europa nie była przygotowana.
Kovács sprecyzował, że chodzi np. o Brexit czy kryzys imigracyjny. To sprawia, że konieczna staje się rewizja traktatu lizbońskiego.
Nic więc dziwnego, że za tydzień oczy całej Europy zwrócone będą na Węgry.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Węgierskie media uważają, że sposobem na demobilizację elektoratu była niedawna wypowiedź szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera. Stwierdził on, że Bruksela wycofuje się ze swych planów walki z kryzysem imigracyjnym, w tym narzucania krajom unijnym obowiązkowych kwot. Gdyby okazało się to prawdą – jak pisze część węgierskich publicystów – referendum stałoby się bezprzedmiotowe. Inni z kolei uważają, że jedna deklaracja brukselskiego dygnitarza nie oznacza wcale ostatecznej rezygnacji z wcześniejszych planów, natomiast może sprawić, iż część wyborców pozostanie w domach.
Jak powiedział mi Attila Szalai, pracownik Instytutu Badań i Archiwum Transformacji Ustrojowej, w tej rozgrywce Orbán gra o większą stawkę. Zwycięstwo w referendum może bowiem ośmielić inne siły w Unii Europejskiej, przeciwne polityce imigracyjnej Berlina i Brukseli, oraz stać się dla nich impulsem do działania.
Triumf Fideszu będzie też zarazem zwycięstwem państw Grupy Wyszehradzkiej, ponieważ zarówno rządy, jak i większość obywateli Polski, Słowacji i Czech mówi w sprawie kryzysu imigracyjnego tym samym głosem co Węgrzy.
Viktor Orbán uważa też, że jeśli powiedzie mu się w referendum, to będzie miał mocniejszą pozycję na forum europejskim, by zaproponować zmianę traktatu lizbońskiego UE. Zależy mu bowiem na nowym dokumencie, który wzmacniałby podmiotowość państw narodowych w Unii. Jak powiedział rzecznik węgierskiego rządu Zoltán Kovács:
Stanowisko premiera nie uległo zmianie: od czasu przyjęcia traktatu w Lizbonie zmieniło się kilka zasadniczych okoliczności, na które Europa nie była przygotowana.
Kovács sprecyzował, że chodzi np. o Brexit czy kryzys imigracyjny. To sprawia, że konieczna staje się rewizja traktatu lizbońskiego.
Nic więc dziwnego, że za tydzień oczy całej Europy zwrócone będą na Węgry.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/309621-korespondencja-z-wegier-za-tydzien-referendum-imigracyjne-ktore-bedzie-sprawdzianem-dla-viktora-orbana?strona=2