Olimpiada i niedokończona historia Brazylii

EPA/PAP
EPA/PAP

Tekst ukazał się w serwisie sdp.pl.

Kilka dni temu, w ramach obsługi letniej Olimpiady w Rio, kanał Planete + pokazał dokument, który utkwił mi w pamięci. To „Brazylia. Przebudzenie giganta” w reżyserii Annette i Klausa Scheurichów. Miał interesując konstrukcję: zestawiono dwa przeplatające się wątki, losy rodzin baronów kawowych „z wielkiego domu” i  służącej w posiadłości, przybyłej kiedyś z interioru. Relacje członków obu familii kreśliły historię ostatnich 40 lat Brazylii z zupełnie innych punktów widzenia!

90-letnia dona Lourdes opowiadała o wiejskiej, a potem miejskiej biedzie, o tworzącej się w Rio klasie robotniczej, potem o awansie społecznym jej córek i wnuczek do klasy średniej, o życzliwości „państwa z wielkiego domu”, wspierającego ambicje jej rodziny. Jej córki i wnuczki otwarcie mówiły o nierównościach społecznych, o ich eksploatacji przez wyższe klasy, w tym „państwo z dużego domu”, o relacjach feudalnych, jak z  „Przeminęło z wiatrem”, upominały się o należne im prawa obywatelskie. No i  właściciele „dużego domu” – on, znany architekt, z rodziny producentów kawy i generałów armii, ona – profesor bodaj geografii, wykładająca na uniwersytecie w Rio. Światli ludzie, świadomi brazylijskich problemów ekonomicznych, zacofania i nierówności społecznych, ekonomicznych, otwarci na reformy. Ale bez żadnych rewolucji, burzącej jak w Rosji cały porządek świata, lecz krok po kroku, drogą ewolucji. Ich narracja była oczywiście zupełnie różna od tej dony Lourdes i jej córek.

A o czym opowiadał architekt i jego żona? Ze już w latach 20. XX wieku, z inspiracji Kominternu, zaczęło się zainteresowanie Sowietów tym regionem, Ameryką Łacińską. Jak grzyby po deszczu powstawały partie lewicowe, anarchiści, syndykaliści, radykalni socjaliści i komuniści. I wszystkie te ugrupowania miały bezpośredni kontakt i były wyrazicielami polityki Kremla. Ta  lewicowa mieszanka wybuchowa już w latach 30. próbowała przejąć w Brazylii władzę. Sprawę ułatwiały autentyczne nierówności społeczne, prawdziwy wyzysk biedaków przez bogaczy, eksploatacja złóż naturalnych przez firmy zagraniczne, wszechobecna korupcja. Tyle, że lokalna lewica, posługująca się hasłami równości i sprawiedliwości społecznej, to była w istocie V Kolumna Moskwy, kolejny kandydat na kolonizatora! A co brazylijski architekt mówił o słynnym „krwawym zamachu” z 1964 roku? Niepokoje w kraju, anarchiści, trockiści, maoiści, coraz szersze wpływy Kuby. Setki radzieckich „doradców” i broń, przesyłana z Rosji Sowieckiej, często poprzez kubańskich companeros. I Brazylia miała do wyboru dwie drugi – pozwolić Sowietom na „lewicowy krwawy zamach stanu” i pójść drogą Kuby, albo, jak w Chile, zapobiec rebelii. Wybrała tę drugą opcję. Kto miał rację? Spójrzmy dziś na gospodarkę brazylijską i chilijską, oraz na kompletny upadek kubańskiej czy wenezuelskiej. Czy nie jest to najlepszy komentarz do zarzutów lewicy, wciąż mającej pretensję o tamten przewrót, który zresztą tylko o włos wyprzedził lewicowy coup d’etat?

Żeby było jasne, jestem absolutnie przeciwna używaniu siły przeciw procedurom demokratycznym – tak się dziś nie uprawia polityki. Ale to wszystko działo się 50 lat temu, kiedy nie była jeszcze skompromitowana idea wojny zaczepnej i kiedy na zbrojny przewrót odpowiadało się zbrojnym przewrotem. Tak więc przyczynami zamachu w Brazylii w 1964 roku była wciąż pogarszająca się sytuacja ekonomiczna, zacofanie społeczne i technologiczne, korupcja i niepopularne reformy. Ale przede wszystkim obawy przynajmniej połowy społeczeństwa, że polityka lewicowca Joao Goularta, prowadząca prostą drogą do sowietyzacji, zniszczy kraj. Jednak najciekawsze nastąpiło potem. Otóż wkrótce po przewrocie, w latach 60., i 70. nastąpiła seria reform, która dała podstawy Brazylii, dzisiejszego Ekonomicznego Giganta. Gwałtowna industrializacja, budowa autostrady Via Amazonica, która dała pracę masom bezrobotnych, tysiące inżynierów jedzie do interioru, aby budować nową stolicę Brasilię, wzrost ekonomiczny sięgający 10%, powstawała klasa średnia, napędzająca konsumpcjonizm. W Brazylii obserwowało się podobny fenomen co w Chile, gdzie gen. Augusto Pinochet wyprowadził leżącą na obie łopatki gospodarkę chilijską na pierwsze miejsce na kontynencie – dopóki nie zdystansowała jej brazylijska. Przypomnijmy, że słynny lewicowy prezydent Luiz Ignacio Lula de Silva doszedł do władzy, zresztą za czwartym podejściem, dopiero w 2002 roku, kiedy brazylijska gospodarka już goniła światowych czempionów. Czy taki sukces byłby możliwy, gdyby w Brazylii rzeczywiście dyktatura goniła dyktaturę, pucz następował za puczem, ciągły stan wyjątkowy – jak opisują owe dekady podręczniki do historii? Nie sądzę.

Znamienne jest to, że te dwa wątki dokumentu, dwie relacje wcale się nie wykluczały, raczej uzupełniały. Oto dona Lourdes: ”Lula da Silva dał nam nadzieję…To było dobre dla Brazylii, zwycięstwo Luli”. I  jej córka, nowa klasa średnia, której poprzednie „dyktatorskie” rządy dały najpierw edukację, a potem dobrą pracę: „W życiu trzeba domagać się sprawiedliwości społecznej…To sprawia, że kraj się rozwija, rośnie, dojrzewa”. A obok architekt z „dużego domu”: „ Od końca lat 50. w całej Ameryce Łacińskiej, także w Brazylii powstawały zbrojne ruchy partyzanckie, organizowane i  finansowane przez Związek Sowiecki. I  jego przyczółki na Kubie, w Chile, Wenezueli, w Salvadorze, w Boliwii, na Dominikanie, które prowadziły partyzantkę, miejską i wiejską przeciw legalnym władzom. Trzeba pamiętać, przez kilka dekad Ameryka Łacińska stała w ogniu! W Brazylii w  1967 roku w regionie Goias toczyła się regularna wojna wywołana przez maoistowską Komunistyczną Partię Brazylii, a w dużych miastach szalały miejskie guerille, m.in. Armia Wyzwolenia Narodowego. Trudno byłoby negocjować z kałasznikowami.” Ale już na początku lat 70. wielki brazylijski boom gospodarczy zyskał sobie poparcie narodu, amnestia dokonała reszty.

Prawda o Brazylii, o całej Ameryce Łacińskiej nie jest taka prosta, jak opisuje ją „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” czy „La Unita”. Potęgę ekonomiczną, rozwój, nowe relacje społeczne budowały obie strony barykady, te 200 mln ludzi, którzy sprawili, że Brazylia zaistniała na mapie świata, więcej, dołączyła do czołówki. Ale podręczniki do historii, polskie, francuskie czy amerykańskie wciąż pełne są  informacji o „krwawych dyktatorach”, gen. Franco, Augusto Pinochecie czy Ernesto Geiselu, oraz „bohaterach” - Che Guevarze, Fidelu Castro, prezydentach Allende czy Hugo Chavezie. Na szczęście już wiemy, jak to w istocie było, znamy także skutki reżimów lewicowych, patrz: kartki na cukier na Kubie, niegdyś światowym liderze produkcji cukru czy głód w bogatej Wenezueli, której obywatele podróżują do sąsiedniej Kolumbii, aby nabyć artykuły codziennego użytku. Trzeba pamiętać, że powodem przewrotów w Chile, Brazylii, etc. był lęk przed tym, co stało się w Rosji, w Meksyku, na Kubie czy w Wenezueli. Chodzi o to, aby pełna prawda o tym kontynencie i o tych czasach przedarła się wreszcie do świadomości publicznej i znalazła swoje miejsce w podręcznikach i mediach.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.