Turcja nie wygra ani pokoju, ani wojny przeciw Zachodowi. Nie ma przyjaznego otoczenia i innowacyjności dającej potęgę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Ultimatum postawiła Turcja Ameryce – głoszą państwowe media Rosji, przeznaczone dla zagranicy, po wizycie prezydenta Recepa Erdogana u prezydenta Władimira Putina w Petersburgu. Erdogan rzeczywiście powiedział, że daje Stanom Zjednoczonym wybór: albo Turcja, albo Gülen. Turecki duchowny islamski Fethullah Gülen – sławny i wpływowy wśród umiarkowanych sunnickich muzułmanów świata, między innymi w Egipcie – był dawniej bliskim współpracownikiem Erdogana, lecz teraz jest oskarżany przez władze Turcji o kierowanie ruchem terrorystycznym i puczem. Gülen mieszka w Pensylwanii, a władze USA odmawiają ekstradycji.

Ale sam Erdogan nie użył słowa ultimatum. Naród turecki nie jest gotowy na Turexit – wyjście z NATO – ani na wojnę z Ameryką. Prawdziwe ultimatum musi zawierać nie tylko żądania, także dwa inne składniki: termin i groźbę reakcji wymuszającej posłuszeństwo, jeśli żądania nie zostaną spełnione. Groźba najczęściej ma charakter militarny, również gdy jest dyplomatycznie zawoalowana jako „podjęcie wszelkich koniecznych środków”. Nawet rosyjskie media milczą o terminie i groźbie Turcji dla Stanów Zjednoczonych. Czy Turcja miałaby jasną przyszłość poza NATO i Zachodem, lub w konflikcie z nimi?

Kod kulturowy nowoczesnej Turcji – przede wszystkim kod jej kultury bezpieczeństwa narodowego – zachowuje mocne składniki antyzachodnie i prorosyjskie z epoki założycielskiej po I wojnie światowej. Jeszcze wcześniej – w epoce sułtanatu – było odwrotnie: przez stulecia panowała wrogość, a wschodząca Rosja licznymi wojnami osłabiła i pomniejszała Imperium Otomańskie. Lecz gdy sułtan przegrał I wojnę światową w sojuszu z cesarzami Niemiec i Austro-Węgier, niespodziewana pomoc od Rosji Sowieckiej pozwoliła nowej Republice Turcji – której naczelnym założycielem był Mustafa Kemal Atatürk – obronić niepodległość i terytorium etniczne przed koalicją Imperium Brytyjskiego, Francji, Włoch i Grecji, popieranymi przez Stany Zjednoczone. Republika tworzyła się nie w ramach Zachodu, lecz przeciw Zachodowi, i nie przeciw Rosji, lecz w sojuszu z Rosją.

Turcja była neutralna w II wojnie światowej – dopiero na samym końcu dołączyła do obozu zwycięzców. Ale późniejsze wielkie wydarzenia historyczne pokazały limit tureckiej potęgi i samodzielności. Rosja Sowiecka za Lenina potrzebowała Turcji jako zapory i dywersji antyzachodniej – wzmocniony Związek Sowiecki za Stalina chciał wprost włączyć Turcję do bloku wschodniego. Stalin zażądał części terytorium na wschodzie Turcji. Zażądał także zgody na założenie sowieckich baz wojskowych nad cieśninami z Morza Czarnego na Morze Śródziemne. W polityce Stalina zakładanie baz w obcych państwach miało zawsze ciąg dalszy: pozbawienie ich niepodległości formalnej lub realnej. Turcja musiała przemóc kulturowe uprzedzenie i uciec się pod opiekę Zachodu. Głównie dlatego dostała gwarancję bezpieczeństwa od USA, a potem członkostwo NATO.

Drugie, nowe i dziś trwające wydarzenie historyczne o podobnym znaczeniu to wojna w sąsiadującej z Turcją Syrii od 2011 roku, coraz bardziej zlewająca się z wojną w także sąsiednim Iraku. Źródło zagrożenia jest inne: nie Rosja, lecz siły dżihadystyczne, kurdyjskie, irańskie, proirańskie i inne sunnickie, szyickie i świeckie, oraz ogólny chaos wojenny o nieobliczalnych skutkach. Turcja ma drugą w sojuszu północnoatlantyckim liczbę żołnierzy i siedemnaste w świecie nakłady obronne (dane za 2015 rok według SIPRI – Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem), ale nie może mieć wszystkiego, co potrzebne dla bezpieczeństwa. O obronę antyrakietową musiała prosić NATO. Stany Zjednoczone, Niemcy i Holandia – kraje „zgniłego Zachodu” i „rozpadającej się Europy” – przysłały baterie antyrakiet Patriot z własnymi żołnierzami nad południową granicę Turcji. Co najważniejsze, Turcja nie potrafi uzyskać istotnego wpływu na bieg wojen syryjskiej i irackiej. Jest w nich obecna, podejmuje ograniczone interwencje siłami powietrznymi i rzadziej lądowymi, ale nie może osiągnąć żadnego rozstrzygnięcia. Musi czekać, aż rozstrzygną potężniejsze kraje z Ameryką włącznie.

Jednocześnie propaganda Erdogana głosi – w co już uwierzyło wielu Turków – że puczystom pomagała właśnie Ameryka, podstępnie i cicho przy pomocy służb wywiadu. Turexit byłby logicznym wnioskiem. Ale Turcja nie ma innego poza NATO dużego środowiska geopolitycznego i geostrategicznego, które byłoby jej przyjazne. Erdogan wykorzystuje więzi etniczno-kulturowe do tworzenia małego bloku w części Azji Środkowej. Dalej na północ, wschód i południe widać tylko konkurentów i przeciwników. Rosja rozgrywa własne gry regionalne i globalne, a Putin ceni Stalina. Szyicki Iran to kulturowe przeciwieństwo Turcji. Potencjalnie najbliższy sojusznik islamski – Arabia Saudyjska, sunnicka jak Turcja – jest fundamentalistyczna i ambitna nadmiernie dla tureckich islamistów Erdogana.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych