Niemiecka prasa o szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego: "NATO zmienia się - nie po raz pierwszy w swojej historii"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Komentatorzy największych niemieckich gazet zgodnie podkreślają kluczowe znaczenie utrzymania jedności przez NATO wobec licznych konfliktów na świecie, którym Sojusz musi stawić czoła; różnią się w ocenie relacji z Rosją, akcentując odstraszanie lub dialog.

Dozbrojenie i odstraszanie to najwłaściwszy sygnał, jaki można wysłać (prezydentowi Rosji Władimirowi) Putinowi

— pisze Christoph B. Schiltz w „Die Welt”.

Drugi dzień szczytu NATO w Warszawie. Na początek sesje na temat Ukrainy i Afganistanu. NASZA RELACJA

Moskwa stanowi poważne militarne zagrożenie

— ocenia niemiecki dziennikarz i ostrzega, że „powtarzając frazesy o wartości dialogu, jakbyśmy byli na seminarium z socjologii, daleko nie zajedziemy”.

Zdaniem komentatora wysłanie czterech batalionów w pobliże granicy rosyjskiej i utworzenie grup szybkiego reagowania jest „odpowiednią reakcją defensywną na agresywną postawę Rosji”.

Podjęte przez NATO kroki nie byłyby w stanie skutecznie powstrzymać inwazji na kraje bałtyckie, jednak zwiększyłyby koszt takiego ataku dla agresora

— pisze Schiltz.

Właśnie tak funkcjonuje odstraszanie” - zauważa.

Aby być wiarygodnym sojuszem, NATO musi jednak zainwestować w logistykę i uzbrojenie, a to oznacza spore wydatki, także dla Niemiec

— przypomina komentator „Die Welt”.

Sueddeutsche Zeitung” podkreśla, że „NATO udała się sztuka, której nie potrafiła dokonać UE” - członkowie Sojuszu zrozumieli, że „siła zależy od jedności”.

Nie jest to wcale oczywiste w organizacji składającej się z 28 krajów, które w czasach wojen, terroru i wypędzeń mają 28 różnych opinii na temat bezpieczeństwa

— ocenia szef działu zagranicznego gazety Stefan Kornelius.

Jak zastrzega, decyzja o wysłaniu czterech rotacyjnych batalionów na wschodnią flankę Sojuszu nie oznacza „wynalezienia NATO na nowo”.

Te oddziały nie stanowią zagrożenia dla nikogo, są co najwyżej znakiem ostrzegawczym dla Rosji, że inwazja na jedno państwo NATO będzie miała konsekwencje

— wyjaśnia Kornelius.

Bataliony na Wschodzie mogą działać jak „moralne spoiwo”, jednak nie mogą zastąpić „kompleksowej strategii Sojuszu” - zauważa komentator „SZ”. Jego zdaniem NATO nie jest obecnie w stanie odpowiedzieć na zasadnicze pytania o swoją zasadność i sposób funkcjonowania.

NATO reaguje tylko na wydarzenia i musi przyznać się do braku wytyczonej orientacji

— uważa Kornelius.

Terroryzm, migracje, wojna w Syrii, relacje z Rosją i bezprecedensowe wewnętrzne reformy przy rosnącym co prawda, ale stosunkowo niskim budżecie, a w dodatku konieczność osiągnięcia konsensusu wśród 28 krajów - tyle niepewności to za dużo nawet dla sojuszu mającego gwarantować bezpieczeństwo

— czytamy w „SZ”.

Jedność jest „wartością samą w sobie” - przypomina Kornelius. Komentator apeluje, by NATO kierowało się rozsądkiem w poszukiwaniu właściwej drogi w relacjach z Rosją, w celu znalezienia „równowagi między odstraszaniem a dialogiem”. Jego zdaniem Putin dlatego jest silny, bo „NATO dostarcza mu obrazu wroga, bez którego nie mógłby utrzymać w ryzach swojego systemu”.

Odstraszanie „na podstawowym poziomie” jest potrzebne, choćby dlatego, by „zapewnić minimum bezpieczeństwa krajom na Wschodzie, które w przeciwnym razie mogłyby się szybko zradykalizować”. Należy jednak uważać, by kraje NATO „nie wpadły w pułapkę militarnej eskalacji” - ostrzega Kornelius. Jak zaznacza, Sojusz dysponuje „na szczęście” także instrumentami innymi niż militarne, np. ekonomicznymi środkami nacisku.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych