Morderczy atak islamskiego fundamentalisty w nocnym klubie w Orlando stawia znów z mocą pytanie o przyszłość naszego bezpieczeństwa.
Odpowiem na to pytanie nieco przewrotnie: powinniśmy się otworzyć szerzej. Powinniśmy przygotować się na falę uchodźców. Nie z południa, nie z Syrii, z Afganistanu, z Libii czy z Iraku (choć z każdego z tych krajów mamy obowiązek moralny przyjmować tych, którzy jako chrześcijanie uciekać muszą stamtąd przed realizowaną już groźbą ludobójstwa) – ale przede wszystkim z zachodu, z coraz bardziej przerażonego Zachodu, zwłaszcza tego nam najbliższego: europejskiego.
Zachęca mnie do poważnego rozważenia takiej możliwości niedawna rozmowa z grupą niemieckich bankowców, z Badenii-Wirtembergii. Kolejne ich grupki (około dwudziestoosobowe) przyjeżdżają do nas regularnie od kilku lat – poznawać kraj sąsiadów, potencjalnych klientów sektora finansowego jednego z najbogatszych landów niemieckich. Niemieccy goście słuchają wykładów o polskiej gospodarce, ale także o polskiej historii i kulturze. Przede wszystkim jednak poznają osobiście (bez tendencyjnego przekazu „dziennikarzy” – pracowników europejskiego frontu ideologicznego) nasz kraj: jak tu się mieszka, żyje, pracuje, odpoczywa. I są pod wielkim, pozytywnym wrażeniem. W tym roku wrażenie to kontrastuje z doświadczeniami z ich własnych miast w zachodnich Niemczech.
Jeden z organizatorów cyklu tych wyjazdów opowiada, jak w ciągu ostatniego roku dwa razy napastowana była przez „anonimowych uchodźców” jego żona – w spokojnym maleńkim miasteczku koło Stuttgartu. Inny relacjonuje z przygnębieniem „przygodę”, jakiej doświadczyła kilka tygodni temu jego koleżanka. Zostawiła w czasie zakupów w supermarkecie otwarte auto. Kiedy wrócił, zastała w nim trójkę uchodźców, którzy spokojnie zażądali, by zawieźć ich do oddalonego o ok. 150 km miasta. Kiedy kobieta zadzwoniła na policję, ta stwierdziła swoją bezradność (przecież uchodźcy tylko „proszą”) i poradziła spełnić ich żądanie. Policja zaoferowała tylko swoją eskortę do owej niechcianej przez właścicielkę wozu „wycieczki”.
Uczestnicy grupy bankowców mówią z niepokojem o możliwym połączeniu wybuchowego potencjału miliona czy półtora miliona nowych „uchodźców” w ich kraju z kilkoma milionami już mieszkających w Niemczech Turków i Kurdów – zwłaszcza w kontekście nasilającej się arogancji Ankary, która otwarcie chce traktować swoich pobratymców z niemieckim paszportem jako „zasób” tureckiej polityki. Po przyjęciu przez Bundestag uchwały potępiającej ludobójstwo tureckie na Ormianach w setną rocznicę tego ponurego wydarzenia, prezydent Erdogan zaapelował, by zbadać krew tych posłów do Bundestagu tureckiego pochodzenia, którzy głosowali za tą rezolucją, i ustalić: czy są prawdziwymi Turkami. Moi niemieccy rozmówcy są tym zaszokowani, podobnie jak apelem jak wspieranym przez burmistrza Ankary internetowym listem gończym za „nielojalnymi” (wobec Turcji) posłami do Bundestagu. Nie rozumieją sensu decyzji kanclerz Merkel, który otwarł na kilka miesięcy (a praktycznie na stałe) śluzy niekontrolowanej imigracji „uchodźców”.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Morderczy atak islamskiego fundamentalisty w nocnym klubie w Orlando stawia znów z mocą pytanie o przyszłość naszego bezpieczeństwa.
Odpowiem na to pytanie nieco przewrotnie: powinniśmy się otworzyć szerzej. Powinniśmy przygotować się na falę uchodźców. Nie z południa, nie z Syrii, z Afganistanu, z Libii czy z Iraku (choć z każdego z tych krajów mamy obowiązek moralny przyjmować tych, którzy jako chrześcijanie uciekać muszą stamtąd przed realizowaną już groźbą ludobójstwa) – ale przede wszystkim z zachodu, z coraz bardziej przerażonego Zachodu, zwłaszcza tego nam najbliższego: europejskiego.
Zachęca mnie do poważnego rozważenia takiej możliwości niedawna rozmowa z grupą niemieckich bankowców, z Badenii-Wirtembergii. Kolejne ich grupki (około dwudziestoosobowe) przyjeżdżają do nas regularnie od kilku lat – poznawać kraj sąsiadów, potencjalnych klientów sektora finansowego jednego z najbogatszych landów niemieckich. Niemieccy goście słuchają wykładów o polskiej gospodarce, ale także o polskiej historii i kulturze. Przede wszystkim jednak poznają osobiście (bez tendencyjnego przekazu „dziennikarzy” – pracowników europejskiego frontu ideologicznego) nasz kraj: jak tu się mieszka, żyje, pracuje, odpoczywa. I są pod wielkim, pozytywnym wrażeniem. W tym roku wrażenie to kontrastuje z doświadczeniami z ich własnych miast w zachodnich Niemczech.
Jeden z organizatorów cyklu tych wyjazdów opowiada, jak w ciągu ostatniego roku dwa razy napastowana była przez „anonimowych uchodźców” jego żona – w spokojnym maleńkim miasteczku koło Stuttgartu. Inny relacjonuje z przygnębieniem „przygodę”, jakiej doświadczyła kilka tygodni temu jego koleżanka. Zostawiła w czasie zakupów w supermarkecie otwarte auto. Kiedy wrócił, zastała w nim trójkę uchodźców, którzy spokojnie zażądali, by zawieźć ich do oddalonego o ok. 150 km miasta. Kiedy kobieta zadzwoniła na policję, ta stwierdziła swoją bezradność (przecież uchodźcy tylko „proszą”) i poradziła spełnić ich żądanie. Policja zaoferowała tylko swoją eskortę do owej niechcianej przez właścicielkę wozu „wycieczki”.
Uczestnicy grupy bankowców mówią z niepokojem o możliwym połączeniu wybuchowego potencjału miliona czy półtora miliona nowych „uchodźców” w ich kraju z kilkoma milionami już mieszkających w Niemczech Turków i Kurdów – zwłaszcza w kontekście nasilającej się arogancji Ankary, która otwarcie chce traktować swoich pobratymców z niemieckim paszportem jako „zasób” tureckiej polityki. Po przyjęciu przez Bundestag uchwały potępiającej ludobójstwo tureckie na Ormianach w setną rocznicę tego ponurego wydarzenia, prezydent Erdogan zaapelował, by zbadać krew tych posłów do Bundestagu tureckiego pochodzenia, którzy głosowali za tą rezolucją, i ustalić: czy są prawdziwymi Turkami. Moi niemieccy rozmówcy są tym zaszokowani, podobnie jak apelem jak wspieranym przez burmistrza Ankary internetowym listem gończym za „nielojalnymi” (wobec Turcji) posłami do Bundestagu. Nie rozumieją sensu decyzji kanclerz Merkel, który otwarł na kilka miesięcy (a praktycznie na stałe) śluzy niekontrolowanej imigracji „uchodźców”.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/296387-o-polska-wilkommenskultur-powinnismy-sie-otworzyc-na-fale-uchodzcow-z-coraz-bardziej-przerazonego-zachodu