Austria pokazuje, co może czekać Niemcy i Francję. Europa, krok po kroku, nieubłaganie, przesuwa się na prawo

Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Oprócz pani Wöhrl, która Austriakom zarzuciła, mniej czy bardziej bezpośrednio, głupotę, odezwał się także niezawodny szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, który orzekł, że to „bolesna nauczka dla tradycyjnych partii, by nie pozostawiać pola do popisu populistom”. A Niemcy mają się czego bać. Wielkie koalicje, przedstawiane jako bezalternatywne, to ich specjalność. W Austrii można zobaczyć, co za kilka lat może czekać Niemcy, jeżeli Alternatywnie dla Niemiec (AfD) uda się wykreować podobnie charyzmatycznego polityka, jakim na swój sposób w FPÖ był Jörg Haider. Już teraz AfD, wzmocniona serią dwucyfrowych wyników w wyborach regionalnych, trzyma tradycyjne partie w garści zmuszając je do przejęcia, co najmniej częściowo, jej postulatów.

Unia Europejska zresztą przyczyniła się znacznie do dobrego wyniku Norberta Hofera w wyborach prezydenckich. Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker oświadczył, jeszcze przed II turą, że z takimi ludźmi jak Hofer „się nie rozmawia, nie prowadzi się z nimi dialogu”. „Ja ich nie lubię” – zadeklarował Juncker z typową dla siebie arogancją. Austriacy, podobnie jak Polacy, nie lubią gdy im się mówi na kogo mają głosować. No ale towarzystwo urzędujące w Brukseli już dawno straciło wyczucie polityczne i kontakt z rzeczywistością.

I co zrobi Unia jeśli Austriacy znów nie wybiorą tak jak trzeba? Nałożą na Austrię sankcje, jak w 2000 roku, gdy ówczesny lider FPÖ Jörg Haider wszedł do rządu kanclerza Schüssela? Wówczas doprowadziło to do wyraźnego wzrostu eurosceptycyzmu w Austrii. W 2008 r. były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder przyznał, że „było to poważnym błędem”. Najwyraźniej europejski establishment polityczny nie uczy się na błędach, bo teraz podobnymi sankcjami grozi Polsce, zgodnie z zasadą: „jak nie chcą to trzeba ich zmusić”.

Porażka Hofera nie przyniesie liberalnym kręgom europejskim zresztą żadnej ulgi. Wówczas znacznie wzrośnie bowiem prawdopodobieństwo, że kanclerzem za dwa lata zostanie lider FPÖ Heinz-Christan Strache. Tak twierdzi też sam Hofer. „Są dwie możliwości. Albo zostanę jutro prezydentem, albo Strache za dwa lata kanclerzem a ja za cztery zasiądę w Hofburgu (siedziba prezydenta Austrii-red.)” – oświadczył polityk wczoraj na wieczorze wyborczym. Przez ostatnie dziesięciolecia Austriacy wybierali bowiem zawsze „antagonistycznie”, jeśli ÖVP stanowiła kanclerza to wybierali Socjaldemokratę na prezydenta. Ta logika także i tym razem może dojść do skutku.

Może to być początek fali – w maju przyszłego roku Francuzi wybierają prezydenta, obecnie urzędujący Socjalista François Hollande dołuje w sondażach, a kandydatka Frontu Narodowego Marine Le Pen stale zyskuje na popularności. Na jesieni przyszłego roku zaś odbędą się wybory do Bundestagu w Niemczech. Jeśli AfD uzyska w nich dobry wynik, tradycyjne partie będą miały poważny problem.

Europa, krok po kroku, nieubłaganie, przesuwa się na prawo.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.