Niemiecki dziennikarz: krytykowanie Polski to hipokryzja. W radach nadzorczych niemieckich mediów publicznych zasiadają politycy

fot, wPolityce
fot, wPolityce

Znany niemiecki dziennikarz Felix Steiner na łamach portalu Deutsche Welle skrytykował atakowanie przez media jego kraju nowej polskiej władzy za „zdobycie” publicznej telewizji i radia.

„Jest w tym nieco hipokryzji, kiedy niemieccy politycy przypominają innym krajom demokratycznym, że media państwowe nie mają prawa bytu”

-– napisał. I stwierdził, że „to nie przypadek, że prawie wszyscy dyrektorzy rozgłośni publicznych w Niemczech mają legitymację partyjną”

Steiner przypomniał, że w radach nadzorczych niemieckich mediów publicznych zasiadają politycy. I nie ograniczają się do biernego zasiadania – wywierają wpływ na program. Mogą to czynić skutecznie, ponieważ podlegającym im szefom tych mediów zależy na reelekcji, a ta jest w rękach rad.

Ta sytuacja obecnie zaczyna się zmieniać, ale dopiero zaczyna i tylko w pewnym stopniu. Jest to efekt zeszłorocznej decyzji Trybunału Konstytucyjnego, który uznał dotychczasowy wpływ przedstawiciel partii i władz państwowych na media za zbyt duży, i nakazał stopniowe (w ciągu dwóch lat) zredukowanie odsetka polityków w radach do jednej trzeciej.
Stało się tak w wyniku tzw. sprawy Brendera. Nikolaus Brender, przez dwie kadencje redaktor naczelny telewizji ZDF ujawnił w 2012 r. w „Die Zeit”, że politycy, zwłaszcza chadeccy, często telefonowali bezpośrednio do dziennikarzy i wywierali wpływ na kształt ich materiałów. Sam Brender stracił stanowisko (nie wybrano go na następną kadencję), gdyż nie chciał się zgodzić na te praktyki. Skutecznie zadziałał więc przeciw niemu ówczesny premier Hesji, Roland Koch z CDU.

Ale werdykt Federalnego Trybunału Konstytucyjnego nie skończył z problemem – pisze Steiner. Na przykład w Nadrenii-Palatynacie i Badenii-Wirtembergii SPD i Zieloni otwarcie interweniowali w planowanie programu rozgłośni SWR (Suedwestrundfunk). Rozgłośnia chciała bowiem – podobnie jak w wyborach przed pięcioma laty – zaprosić do studia czołowych kandydatów tych partii, które najprawdopodobniej wejdą do lokalnego parlamentu. Wśród nich znalazła się antyimigrancka (i przy okazji prorosyjska…) Alternatywa dla Niemiec (AfD). Premierzy obu landów i ich zastępcy z mniejszych partii koalicyjnych zagrozili jednak, że jeśli AfD weźmie udział w dyskusji w TV, oni z niej zrezygnują.

Ostatecznie debata została odwołana. Można uznać, że w ten sposób idea bezstronności mediów została uratowana. Ale (to już nie Steiner, tylko ja – PS) można też zinterpretować sytuację odwrotnie – że cel rządzących został osiągnięty. Bo antyestablishmentowa partia nie zdołała przedstawić się odbiorcom SWR, a przecież to właśnie nowe byty polityczne znacznie bardziej niż ugrupowania mainstreamowe potrzebują kontaktu z wyborcami… Nie jestem zdania, że argument „a u was to biją Murzynów)” jest szczytem intelektualnej polemiki. Ale zawsze dobrze wiedzieć, że ktoś, kto nas krytykuje, stosuje podwójną miarkę. I robi wszystko, by nie dostrzec, że sam ma coś w oku, nawet jeśli rozmiary tego czegoś są nieco mniejsze niż belka.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.