Po przyjęciu Czarnogóry NATO wraz z UE opanuje cały atlantycki i śródziemnomorski brzeg Europy

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Mocny powód skłonił NATO, aby zaprosić Czarnogórę do wstąpienia do członkostwa, więc wziąć praktyczną odpowiedzialność za jej bezpieczeństwo militarne, niepodległość i granice. Powodem nie jest potencjał własny małego kraju nad Adriatykiem – tak nikły, że tylko symbolicznie zwiększający sumę zasobów sojuszu północnoatlantyckiego. Nakłady na obronę narodową – najlepsza pojedyncza miara potencjału wojskowego – wynoszą w Czarnogórze 78,5 miliona dolarów amerykańskich rocznie, zatem 134 razy mniej, niż w Polsce (dane SIPRI – Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem – za 2014 rok). Czarnogóra ma ludność dziewięć razy mniejszą, a terytorium trzy razy mniejsze od województwa mazowieckiego. Powód zaproszenia przerasta samą Czarnogórę, a nawet całą byłą Jugosławię, całe Bałkany i cały region Morza Śródziemnego.

Powodem jest globalna geopolityka wraz z geostrategią. Strategia NATO – jeszcze mało znana i słabo rozumiana w Polsce – opiera się na trzech głównych i nierozłącznych filarach: atomowym, morskim i powietrznym. Przez Północny Atlantyk i jego przestrzeń powietrzną prowadzą trasy przerzutu broni jądrowej i konwencjonalnej, oraz innych zasobów militarnych i ekonomicznych między Ameryką Północną a Europą podczas pokoju i wojny. Sojusz północnoatlantycki rozwija myśl niezwykle wpływowych intelektualnie i politycznie Amerykanów: geostrateg i admirał Alfred Thayer Mahan głosił, że panowanie na oceanie światowym daje władzę nad światem, a geopolityk i politolog Nicholas Spykman, że Rimland – wybrzeża Eurazji otaczające jej wnętrze, czyli Heartland – to klucz do globalnego układu sił. Dlatego logo sojuszu północnoatlantyckiego przedstawia różę wiatrów na ciemnobłękitnym tle symbolizującym morze i marynarkę wojenną.

Przyjęcie Czarnogóry praktycznie zakończy realizację wielkiego geostrategicznego planu NATO. Całe europejskie wybrzeża Atlantyku i sąsiedniego Morza Śródziemnego – które ma znaczenie militarne, polityczne, gospodarcze i kulturowe zbliżone do oceanów – będzie należeć do sojuszników: od Norwegii na skraju Oceanu Arktycznego po Turcję na granicy Azji.

Wyjątkiem pozostanie szwedzki odcinek wybrzeża Morza Północnego, ale Szwecja jest kulturowo i politycznie zachodnia, należy do Unii Europejskiej i coraz bardziej skłania się do wstąpienia do NATO, z którym od dawna blisko współpracuje. Bośnia i Hercegowina posiada małą zatokę na wybrzeżu Adriatyku, ale tylko z prawem przejścia (przepływu) przez wody terytorialne Chorwacji, fizycznie zamykające dostęp do otwartego morza. Przyjęcie Bośni i Hercegowiny do NATOUE nie nastąpi w przewidywalnej przyszłości, lecz kraj istnieje jako de facto protektorat obu organizacji zachodnich. Członkami Unii są wszystkie państwa wyspiarskie Europy spoza sojuszu północnoatlantyckiego: Irlandia na Atlantyku oraz Malta i Cypr na Morzu Śródziemnym (dodatkowo na Cyprze działają brytyjskie i tureckie bazy wojskowe).

Rosja w Europie posiada dostęp jedynie do Oceanu Arktycznego na dalekiej północy i do takich mórz, które – inaczej niż Morze Północnego i Adriatyk – są oddzielone od Atlantyku i Morza Śródziemnego wąskimi cieśninami pod fizycznym panowaniem NATO. Wyjście z Bałtyku zamykają Cieśniny Duńskie, a z Morza Czarnego – Cieśniny Tureckie. Ani nad Bałtykiem, ani nad Morzem Czarnym Rosja nie ma żadnego sojusznika. Przeciwnie – narobiła sobie wrogów. Czarnomorskie wybrzeże Rosji otaczają z jednej strony Ukraina, a z drugiej Gruzja – ofiary rosyjskich agresji, a jednocześnie oficjalni kandydaci do NATO i aktywni uczestnicy Partnerstwa Wschodniego UE. Na Bałtyku Rosja jest jeszcze bardziej samotna naprzeciw grona członków NATO i (lub) UE, włącznie z Finlandią o polityce podobnej do szwedzkiej. Lecz pod prezydenturą Władimira Putina Rosja odpowiada wzmożonym wysiłkiem zbrojeniowym i testowaniem północnoatlantyckiej solidarności.

„Po co Polsce marynarka wojenna?” – zapytał kiedyś na posiedzeniu Rady Ministrów byłej koalicji rządzącej ówczesny minister finansów, późniejszy wicepremier Jan Vincent-Rostowski. A przecież odpowiedź można znaleźć nawet na ciepłych i malowniczych plażach Czarnogóry. Wkrótce pod znakiem róży wiatrów.

CZYTAJ TEŻ: Obama i Normandia 1944 – najważniejsza bitwa w dziejach świata. Perspektywa Zachodu, której nie uczą polskie szkoły i uczelnie

CZYTAJ TEŻ: Większość Szwedów po raz pierwszy w historii za wejściem do NATO

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas

Autor jest ekspertem od spraw międzynarodowych, ukończył Georgetown University i Johns Hopkins University w Waszyngtonie, był dyrektorem w MSZMON.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych