Religijny komunizm. Pojęcie demokracji jest dla islamskich fundamentalistów równie atrakcyjne, jak dla diabła perspektywa kąpieli w święconej wodzie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Koszmar! Tu fotografia trupów pod prześcieradłami i zakrwawionej ofiary, ocalałej z zamachu islamskich szaleńców, obok zdjęcia roznegliżowanej panienki jakiegoś piłkarza, i przepis na zupę pomidorową, z barwną ilustracją, zbiegiem okoliczności, też czerwoną… - cóż za „pyszny” koktajl!

Gdy oglądam ten multimedialny handel emocjami po masakrze w Paryżu, ten międzynarodowy happening podświetlonych we francuskich barwach różnorakich obiektów, wszystkich tych polityków, którzy nawet w tej sytuacji usiłują zbić kapitał popularności, reporterów przydających blasku samym sobie na tle tej makabry, aż ciśnie mi się na usta: ileż uroku może mieć mord… Nic tak nie ożywia polityków i mediów jak trup. Niedopuszczalny sarkazm? A pamiętacie tę feerię po zamachu na nowojorski World Trade Center?

Można rzec: kalka. I dziś słychać zewsząd głosy spierających się „znawców przedmiotu”, czy islam to zaraza, czy taka sama religia monoteistyczna jak inne, nie mająca nic wspólnego z gwałtem, a przede wszystkim, czy trwać w ułudzie o wspólnocie multikulti, czy też raczej zatrzasnąć drzwi chrześcijańskiej Europy przed muzułmańskimi imigrantami?

Dyskusja stara jak islam i nasza wiara, która odbiła się m.in. głośnym i płomiennym echem dosłownie i w przenośni po pamiętnym wykładzie Benedykta XVI sprzed jedenastu lat Dla przypomnienia, papież odniósł się w Ratyzbonie do „świętej wojny” - przytoczył mianowicie słowa Manuela II Paleologa, które bizantyjski cesarz miał wypowiedzieć w dyskusji z uczonym Persem na temat chrześcijaństwa i islamu w obozie zimowym pod Ankarą w 1391 roku:

Pokaż mi, co nowego wniósł Mahomet, a znajdziesz tylko rzeczy złe i niehumanitarne, jak nakaz szerzenia wiary, którą głosił, z pomocą miecza”.

Choć cytowany cesarz uzasadniał irracjonalność stosowania przemocy w imię wiary - „Bóg nie ma upodobania we krwi, a działanie inne niż zgodne z rozumem, jest sprzeczne z naturą Boga”, choć sam Benedykt XVI podkreślał, że „Boga nie cieszy krew”, a „religia nie jest przymusem”, choć z jego referatu wynikała jedynie ta konstatacja, iż islamiści powinni sami rozsądzić swój stosunek do przemocy i wyznaniowej tolerancji, w tym inkulturacji, efektem tego wykładu była fala podpaleń kościołów i ataków na chrześcijan, jaka przetoczyła się wówczas przez kraje arabskie. Nawiasem mówiąc, sekretarz generalny Centralnej Rady Muzułmanów w Niemczech Aiman Mazyek nie doszukał się prowokacji w słowach Ojca Świętego.

Podczas gdy wyznawcy islamu w tolerancyjnej Europie mają całkowitą swobodę praktykowania swej religii i wznoszą w nowe meczety, w krajach islamskich do dziś giną katoliccy księża. Co więcej, muzułmańscy imigranci do Europy usiłują zaprowadzić u nas kulturę, od której sami uciekli. Jak na ironię, demokratyczna Europa umożliwia radykalnym imamom szerzenie fundamentalistycznej litery wiary wśród nowych, muzułmańskich obywateli UE… W efekcie dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, jak np. wysunięte w tym roku, tuż przed Wielkanocą, przez Centralna Radę Muzułmanów żądania ustawowego wprowadzenia w Niemczech obchodów świąt islamskich i dni wolnych od pracy, np. ramadanu czy Święta Ofiar.

Jeśli kraje islamskie zwalczają u siebie zachodnią cywilizację i odrzucają ekumeniczny dialog, to czy w ogóle możliwa jest ich demokratyzacja? Bo, mówiąc otwartym tekstem, właśnie stamtąd wywodzi się krwawy terroryzm? Co symptomatyczne, na ten sam temat rozmawialiśmy kilkanaście lat temu z prof. Bassamem Tibim, Syryjczykiem z urodzenia, muzułmaninem, wykładowcą renomowanych uczelni, m.in. Harvard University, uniwersytetów w Berkeley, Princeton, Michigan, Ankarze, St. Gallen, i byłym szefem katedry Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie w Getyndze. Tibi, który przez wiele lat znajdował się na liście skazanych na śmierć przez radykalnych muzułmanów, przekonywał mnie wówczas, że demokratyzacja państw islamskich jest możliwa, pod tymi wszak warunkami, że zostanie w nich ukształtowana kultura polityczna na wzór zachodni, możliwość dokonywania wolnych wyborów, których podporą będą instytucje gwarantujące praktykowanie demokracji. Jak zastrzegał, „łatwo nie będzie”, gdyż pojęcie demokracji jest dla islamskich fundamentalistów równie atrakcyjne, jak dla diabła perspektywa kąpieli w święconej wodzie.

Zainteresowanych tą rozmowa odsyłam do archiwum tygodnika „Wprost”. Z czasem optymizm tego autora projektu działań mających na celu walkę z islamskim fundamentalizmem, opracowanego dla American Academy of Arts and Sciences, oraz książek tłumaczonych na wiele języków, m.in.: „Fundamentalizm religijny”, „Beczka prochu Bliski Wschód”, „Turcja między Europą i islamem”, czy „Pochód Dżihadu”, wyparował… W kontekście powstania Państwa Islamskiego i ostatnich zdarzeń Tibi stracił wiarę w ugruntowanie się na naszym kontynencie tak propagowanej przez niego odmiany „euroislamu”, czyli czegoś w rodzaju mahometanizmu po europejskim liftingu. Dziś mówi, jak na niedawnym spotkaniu w Offenburgu, z rezygnacją:

„To wizja, co do której nie mam nadziei, że kiedyś się zrealizuje”.

Jak dla mnie była to idea zbudowania religijnego komunizmu w Europie, mającego wielu orędowników w świecie polityki, głównie lewicy, niemożliwego do spełnienia choćby tylko z uwagi na przeciwieństwa zawarte w ich katechizmach. Zresztą sam Tibi w nawiązaniu do nauk Koranu zauważał, że:

„Islam jest arabski, kto zostaje muzułmaninem, musi przyjąć tę formę życia”,

co implikuje nieuchronną konfrontację z chrześcijaństwem. Europa, która pod wpływem lewicowych trendów zaczęła odcinać się od swych kulturowych korzeni, jest w tej konfrontacji skazana na przegraną. Już przegrywa. Czym bowiem jest krwawy zamach w Paryżu, nie pierwszy i zapewne nie ostatni w wydaniu – jak dla mnie - muzułmańskich faszystów, jeśli nie przegraną czerwonych socis i zielonych pacyfistów, „bardziej papieskich od papieża”…?

Europa jest chora. Stary Kontynent cierpi na zanik własnej tożsamości, na dychotomię, na wyhodowany przez siebie sztuczny podział na „katolicką konserwę” i rzekomych postępowców - rzeczników religijnego pluralizmu w skrajnej postaci. W efekcie europejscy chrześcijanie zaczęli czuć się jak goście we własnym domu. Wedle „postępowców”, całkowicie obcy nam kanon wiary, oparty na gwałcie i przemocy, w tym wobec kobiet, ma być naszym… „ubogaceniem”.

W rzeczy samej, za radykalizacją nastrojów w krajach Unii Europejskiej, której jesteśmy świadkami, nie stoją jacyś „katofundamentaliści”, przeciwnie, współwinę ponoszą właśnie ci, którzy korzystając z cywilizacyjnego dorobku Europy, skutecznie blokowali np. odniesienie do Boga w preambule tzw. eurokonstytucji, dla których Chrystus na krzyżu to dwa patyki z jakimś akrobatą, na użytek ciemnoty…

I tu koło się zamyka, mogę wrócić do początku komentarza: gdy oglądam ten multimedialny handel emocjami po masakrze w Paryżu, ten międzynarodowy happening…, aż ciśnie mi się na usta konstatacja: ileż uroku może mieć mord. Niedopuszczalny sarkazm? Tak, ale tylko wtedy, gdy na takim „festiwalu” się skończy, gdy znów górę wezmą ci, którzy w Europie wyzutej z własnej, chrześcijańskiej tożsamości nie dostrzegają żadnego zagrożenia ze strony wojującego islamu.

Co to wszystko ma wspólnego z otwarciem się na muzułmańskich uchodźców, którzy też są ofiarami religijnego zaślepienia w swych krajach? Ma i to wiele, bowiem - pomijając przerzucanie w tłumie wyszkolonych terrorystów - jest w tym zaprogramowany, negatywny scenariusz dla Europy:

  • po pierwsze, islamscy imigranci nie zostaną przyjęci z otwartymi rękami przez społeczeństwa krajów UE, lecz raczej z uzasadnioną niechęcią lub wręcz z wrogością, co już zwiastują nienagłaśniane, mnożące się podpalenia schronisk i ataki na obcokrajowców np. w Niemczech

  • po drugie, z uwagi na bariery językowe i z reguły brak przydatnego wykształcenia niełatwo będzie im znaleźć pracę, będą więc czuli się obywatelami trzeciej kategorii, żyjącymi w gettach. Życzenia ich integracji można włożyć miedzy bajki.

  • to po trzecie, z wszystkich tych względów muzułmańscy imigranci do Europy staną się znakomitym „materiałem” dla islamskich fundamentalistów do indoktrynacji i wykorzystania w atakach terrorystycznych.

Nam samym zaś zagraża stopniowe ograniczanie naszej wolności, powrót do Europy granic sprzed układu z Schengen, podzielonej zaporami z drutu kolczastego, i już widoczny wzrost notowań skrajnieprawicowych partii.

Cóż za „pyszny” koktajl…!

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych