25 tys. ludzi na ulicach, zawrzało w rumuńskim kotle. Niespodziewanie tuż obok źródła konfliktu znalazł się polski prezydent. Co z tego może wyniknąć? KORESPONDENCJA Z BUKARESZTU

Prezydent Duda i premier Ponta oraz sceny z ulic Bukaresztu. fot. M. Czutko/PAP/EPA
Prezydent Duda i premier Ponta oraz sceny z ulic Bukaresztu. fot. M. Czutko/PAP/EPA

Jeszcze wczoraj, gdy przybyliśmy do Bukaresztu z delegacją prezydenta Andrzeja Dudy, niewiele wskazywało na to, że tragiczne wydarzenia z klubu Colectiv mogą stać się przyczynkiem do czegoś więcej niż przeżywanej wspólnie przez Rumunów żałoby narodowej.

Gdy od razu po przylocie Andrzej Duda przybył pod klub, zgromadzone tam było kilkaset, a może nawet kilka tysięcy osób. Przed wejściem do budynku dywan ze zniczy i… cisza. Mimo takiego tłumu, cisza. Po cichu zapalane kolejne znicze, które trzeba było podać żandarmom za barierkę, aby ci ustawili je na właściwym miejscu. Andrzej Duda złożył hołd zmarłym, uklęknął, pochylił głowę. Ten gest okazał się dla Rumunów bardzo znaczący. Media z uznaniem odnotowały tę wizytę polskiego przywódcy w miejscu tragedii.

CZYTAJ TAKŻE: Andrzej Duda przybył do Bukaresztu. Prezydent oddał hołd ofiarom pożaru. ZDJĘCIA

Dzień następny, wtorek, to seria spotkań oficjalnych polskiego prezydenta. Między innymi z premierem Rumunii, który stał się właśnie publicznym wrogiem numer 1. To żądanie jego dymisji niósł na ustach 25-tysięczny tłum, który przeszedł przez Bukareszt. Manifestujący mówią o wszechobecnej korupcji. Dodają, że szef rządu nie zapobiegał jej wystarczająco skutecznie. A to ona doprowadziła do tego, że w miejscu, które nie spełniało żadnych standardów bezpieczeństwa (klub Colectiv) odbyła się impreza zakończona tragedią - śmiercią 32 osób i setkami rannych. W mediach w Rumunii nie ma teraz żadnego innego tematu. Stacje informacyjne na okrągło relacjonują sytuację w Bukareszcie. Wiadomo, że to nie koniec, bo ludzie skrzykują się przez facebook i protest będzie miał swój ciąg dalszy.

A więc Andrzej Duda spotkał się z Victorem Pontą. Zrobił dobrze, bo nie jest wszak naszą rolą rozstrzyganie wewnętrznych rumuńskich sporów. Zresztą to spotkanie było zaplanowane na długo wcześniej przed pożarem. Ponta był przygnębiony, bo choć ludzie żądając jego dymisji wyszli na ulice kilka godzin później, to przecież jakieś sygnały niezadowolenia już do niego dochodziły. Polski prezydent powtórzył deklarację złożoną wcześniej prezydentowi Klausowi Iohannisovi - zaoferował pomoc lekarzy z Siemianowic Śląskich, wybitnych specjalistów w leczeniu oparzeń. Mam wrażenie, że ten odruch (i serca, i rozumu) to było naprawdę wszystko, co należało zrobić. Nie oceniać, nie rozliczać, zaoferować pomoc.

CZYTAJ TAKŻE: Prezydent Duda do premiera Rumunii: „Ubolewam, że moja wizyta toczy się w cieniu tragedii z klubu Colectiv”. ZDJĘCIA ZE SPOTKANIA

ciąg dalszy na następnej stronie ==>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych