Świat skupia się na tylko jednym problemie w jednym czasie. Rok temu była to wojna Rosji z Ukrainą, potem rozprzestrzenianie się Państwa Islamskiego. Teraz całą uwagę skupia wędrówka ludów Afryki i Azji na Europę, a wkrótce problemem przesłaniającym wszystkie inne może stać się interwencja wojskowa Rosji w Syrii lub szersza na Bliskim Wschodzie. Lecz aby zrozumieć rzeczywistość i wpływać najskuteczniej na wydarzenia, trzeba widzieć wszystko naraz, a przynajmniej to, co dzieje się od Atlantyku aż do Pacyfiku.
Licząc od Afryki Zachodniej do rosyjskiego Dalekiego Wschodu, front wzbierających burz politycznych, wojennych, kulturowych, religijnych i ekonomicznych ma długość około 17 tysięcy kilometrów. Równo w połowie leży zapomniany na śmierć Afganistan.
Uroczyście zakończona przed rokiem paradami zwycięstwa NATO i Zachodu, wojna w Afganistanie wraca. Razem z teorią, że wojowanie jest sposobem życia Afgańczyków, tak jak pokój, gospodarka i rozrywki – pomysłem na życie większości innych ludów Ziemi. Ale nie wszystkich innych ludów.
Pierwszy raz od 14 lat talibowie – islamiści, którzy rządzili Islamskim Emiratem Afganistanu i gościli Osamę bin Ladena wraz z globalnym dowództwem Al-Kaidy od 1996 do 2001 roku – zajmują wielkie afgańskie miasto. Właśnie zdobyli Kunduz – jedno z pięciu największych miast kraju, strategicznie położone blisko granic Chin, Pakistanu i byłych sowieckich republik w Azji Środkowej, przez które prowadzi droga do Rosji. Miasto bogate – stolicę bogatego rolnictwem, kopalinami i handlem regionu także o nazwie Kunduz, znanego też jako Spichlerz Afganistanu.
Wojsko prozachodniej – głównie przez Stany Zjednoczone stworzonej – Islamskiej Republiki Afganistanu uległo talibom po ostrej walce. Nie pomogły przeprowadzone w ostatniej chwili amerykańskie ataki lotnicze – nawet supermocarstwo nie potrafi zwyciężać w wojnie lądowej bez używania sił lądowych. Gdy talibowie zdobyli wnętrze miasta, cała ludność cywilna stała się wielką żywą tarczą. Administracja regionalna i lokalna uciekła lub zeszła do podziemia. Młodzi żołnierze talibów – nowe pokolenie, dla którego ataki Al-Kaidy na Manhattan i Pentagon to mit o starożytnych bohaterach – paradują po Kunduzie w zdobytych pojazdach ONZ i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Uważają się za panów świata i pogromców cywilizacji Zachodu. W ich pojęciu – barbarzyństwa Zachodu. Dżihad wykazał wyższość.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Świat skupia się na tylko jednym problemie w jednym czasie. Rok temu była to wojna Rosji z Ukrainą, potem rozprzestrzenianie się Państwa Islamskiego. Teraz całą uwagę skupia wędrówka ludów Afryki i Azji na Europę, a wkrótce problemem przesłaniającym wszystkie inne może stać się interwencja wojskowa Rosji w Syrii lub szersza na Bliskim Wschodzie. Lecz aby zrozumieć rzeczywistość i wpływać najskuteczniej na wydarzenia, trzeba widzieć wszystko naraz, a przynajmniej to, co dzieje się od Atlantyku aż do Pacyfiku.
Licząc od Afryki Zachodniej do rosyjskiego Dalekiego Wschodu, front wzbierających burz politycznych, wojennych, kulturowych, religijnych i ekonomicznych ma długość około 17 tysięcy kilometrów. Równo w połowie leży zapomniany na śmierć Afganistan.
Uroczyście zakończona przed rokiem paradami zwycięstwa NATO i Zachodu, wojna w Afganistanie wraca. Razem z teorią, że wojowanie jest sposobem życia Afgańczyków, tak jak pokój, gospodarka i rozrywki – pomysłem na życie większości innych ludów Ziemi. Ale nie wszystkich innych ludów.
Pierwszy raz od 14 lat talibowie – islamiści, którzy rządzili Islamskim Emiratem Afganistanu i gościli Osamę bin Ladena wraz z globalnym dowództwem Al-Kaidy od 1996 do 2001 roku – zajmują wielkie afgańskie miasto. Właśnie zdobyli Kunduz – jedno z pięciu największych miast kraju, strategicznie położone blisko granic Chin, Pakistanu i byłych sowieckich republik w Azji Środkowej, przez które prowadzi droga do Rosji. Miasto bogate – stolicę bogatego rolnictwem, kopalinami i handlem regionu także o nazwie Kunduz, znanego też jako Spichlerz Afganistanu.
Wojsko prozachodniej – głównie przez Stany Zjednoczone stworzonej – Islamskiej Republiki Afganistanu uległo talibom po ostrej walce. Nie pomogły przeprowadzone w ostatniej chwili amerykańskie ataki lotnicze – nawet supermocarstwo nie potrafi zwyciężać w wojnie lądowej bez używania sił lądowych. Gdy talibowie zdobyli wnętrze miasta, cała ludność cywilna stała się wielką żywą tarczą. Administracja regionalna i lokalna uciekła lub zeszła do podziemia. Młodzi żołnierze talibów – nowe pokolenie, dla którego ataki Al-Kaidy na Manhattan i Pentagon to mit o starożytnych bohaterach – paradują po Kunduzie w zdobytych pojazdach ONZ i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Uważają się za panów świata i pogromców cywilizacji Zachodu. W ich pojęciu – barbarzyństwa Zachodu. Dżihad wykazał wyższość.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/266953-afganistan-dzihad-wraca-w-kraju-lezacym-posrodku-frontu-burz-wojennych-i-kulturowych-od-atlantyku-do-pacyfiku