Rząd austriacki ostrzega: kryzys migracyjny może doprowadzić do użycia siły

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.PAP/EPA
fot.PAP/EPA

Austria nie wyklucza użycia siły, jeśli z powodu zamknięcia granicy niemieckiej sytuacja z migrantami się pogorszy, a zabraknie szybkiej odpowiedzi ze strony Europy - poinformował we wtorek rząd austriacki.

Szefowa MSW Austrii Johanna Mikl-Leitner, zapytana, co będzie, jeśli Niemcy „uszczelnią granice”, odpowiedziała, że „wtedy w Austrii powstanie wielki zator” na granicy, a kraj będzie potrzebował działania państw UE. Zdaniem minister bez pomocy Unii Austria będzie miała dwie możliwości: albo będzie próbowała kontynuować swoją dotychczasową politykę, albo wprowadzi restrykcyjne kontrole na granicach. Mikl-Leitner ostrzegła jednak, że w takim wypadku „użycie siły będzie konieczne”.

Choć Niemcy przywróciły kontrole na granicach i ograniczyły ruchu kolejowy z Austrią, władze austriackie wciąż pozwalają na swobodny napływ migrantów z Węgier.

Na wtorkowej konferencji prasowej austriacki kanclerz Werner Faymann pozytywnie ocenił decyzję niemieckich władz o wznowieniu kontroli i oznajmił, że Austria powinna radzić sobie z nagromadzeniem uchodźców na jej terytorium, zanim zostaną oni wpuszczeni do Niemiec.

Zdaniem Faymanna Austria musi pokazać Niemcom, że sama także przyjmuje wielu ubiegających się o azyl. „Berlin nie może mieć wrażenia, że Austria po prostu transportuje ludzi tak jak Węgry” - dodał w odniesieniu do antyimigracyjnej polityki węgierskiego rządu. „Współpracując z Niemcami, musimy im pokazać, że wypełniamy nasz obowiązek” - powiedział niemiecki kanclerz, sugerując, że zależy mu na dobrych stosunkach z Berlinem.

Faymann powiedział, że spośród ponad 167 tys. migrantów, którzy dotarli do Austrii od początku września, 90 proc. podążyło na północ do Niemiec. Kraj ten, pierwsza gospodarka UE, spodziewa się w tym roku ok. 800 tys. imigrantów. Jak informuje agencja Reutera, we wtorek niemieckie władze ogłosiły, że liczba osób, które mogą przyjąć w kraju, jest ograniczona.

PAP/es

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych