Dramatyczna relacja z Lesbos: Imigranci doskonale wiedzą, gdzie jest Polska. Syryjczyk: „Tam mam brata, u was jest źle - ja jadę do Niemiec albo Szwecji”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Grecka wyspa Lesbos wciąż boryka się z masową falą imigrantów. Według danych ONZ na wyspę przybywa od tysiąca do trzech tysięcy nielegalnych imigrantów dziennie. Dramatyczną sytuację imigrantów od kilku dni relacjonuje Jakub Szymczuk – MIKROBLOG FOTOREPORTERA.

Wśród wstrząsających obrazów i relacji, Jakub Szymczuk wyjaśnia jak działa strefa, do której trafiają rzesze imigrantów.

Na Lesbos władze postawiły dwa tymczasowe obozy dla uchodźców. Po wylądowaniu na wyspie, każdy udawał się do takiego miejsca przynajmniej na chwilę, żeby się zarejestrować - to go upoważniało do zakupu biletu na prom do np. Aten lub Saloniki. Najciekawszy jest fakt, że zostały zbudowane dwa obozy. Podzielono Syryjczyków i resztę świata (Irakijczyków, Libańczyków, Afgańczyków, Pakistańczyków i wielu innych). Po pierwsze zmniejsza to ryzyko konfliktów, które wybuchały pomiędzy (zwłaszcza) Syryjczykami i Afgańczykami - pisałem o tym wcześniej, wielu uchodźców z Syrii jest wściekłych na imigrantów, że dostają się do Europy na fali ich ucieczki ze stref wojennych. Po drugie, prawdopodobnie pozwala to wstępnie oddzielić uchodźców od imigrantów - jest to dobry czas, dlatego, że na Lesbos większość imigrantów jest święcie przekonana, że Europa na nich czeka z otwartymi rękami, więc nie ma jeszcze masowego zjawiska „podszywania się” pod uchodźców. Mimo obozów i tak tysiące ludzi decyduje się spać w Mitylenie w mieście, porcie czy okolicznych parkach. Przychodzą jedynie dokonać rejestracji

— czytamy w relacji zamieszczonej na oficjalnym profilu na Facebooku.

To jednak nie wszystko. Autor wpisu wielokrotnie podkreśla, że ten dramat nie jest tylko czarno – biały, ale ma wiele odcieni. Każda sytuacja, każdy człowiek jest inny i kierują im inne motywacje: jedne - dramatyczne jak chęć przeżycia, inne – prozaiczne jak pieniądze i łatwe życie.

Zupełnie niezwykła i heroiczna wydaje się być postawa starszego mężczyzny, który ucieka by mógł żyć jego niepełnosprawny syn:

Przez obóz dla Afgańczyków spaceruje starszy mężczyzna z ciężko chorym synem na wózku inwalidzkim. Bardzo słabo mówi po angielsku, udało mi się z niego wyciągnąć, że chłopak jest śmiertelnie chory i urodził się bez nóg. Uciekli z Afganistanu - „bo tam takich jak on zabijają”. Mężczyzna ma nadzieje, że Niemcy pomogą zmniejszyć męki jego syna (wyleczyć?), któremu poświęcił całe życie.

Ale jest też inne oblicze tej samej imigracji:

Przy namiocie w obozie dla Syryjczyków na tekturach leży pięciu młodych mężczyzn. Kiedy widzą nas z aparatem, nie chcą zdjęć. Żartują coś po arabsku między sobą na mój temat. Jeden wstaje i podchodzi. „Potrzebujemy pieniędzy na prom, grecy są beznadziejni, każą nam spać w trudnych warunkach, nie dają nam ani pieniędzy ani jedzenia, za wszystko trzeba płacić” - nagle pokazuje ręce pokryte krostami. „Gryzą nas insekty, nie mamy opieki medycznej. Tego rób zdjęcia a nie nas, niech Europa wie jak ludzi traktują, jesteście dziennikarzami pokażcie to u siebie.” Po chwili podszedł jego kolega, nieprzyjemnie skrócił dystans i dość nachalnie zaczął wypytywać kolegi skąd jest. Odpowiedział, że z Polski. Jako jeden z niewielu spotkanych tutaj ludzi doskonale wiedział gdzie to jest: „Tam mam brata, u was jest źle - ja jadę do Niemiec albo Szwecji, jeszcze nie wiem”

— czytamy w relacji Jakuba Szymczuka.

mmil/Facebook

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych