Węgierski politolog: My nie bronimy Węgier, my bronimy Europy! "Jeśli Unia nie będzie potrafiła obronić swoich zewnętrznych granic, przestanie istnieć". NASZ WYWIAD

Fot. PAP/epa/fideszfigyelo.blog.hu
Fot. PAP/epa/fideszfigyelo.blog.hu

Obecna fala imigracji to dopiero początek. Za nią pójdą kolejne. Przyjadą miliony. I wtedy wszystko może się wydarzyć, włącznie z dezintegracją Unii - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl węgierski politolog i analityk spraw międzynarodowych, dyrektor związanego z rządzącym Fideszem think tanku „Perspective Institute” (Nézőpont Intézet) w Budapeszcie.

wPolityce.pl: Premier Węgier Viktor Orban jest krytykowany przez zachodnioeuropejskich polityków i media za jego postawę wobec imigrantów i stanowczą obronę węgierskich granic. Zarzuca się mu brak współczucia i zrozumienia dla tragedii ludzi uciekających przed wojną w Syrii i Iraku. Niesłusznie?

Agoston Mraz: Ludzie, którzy dotarli do Turcji, Grecji , Macedonii, Serbii, Węgier i Austrii są tam bezpieczni. Już dawno nie uciekają przed wojną, tylko zamienili się w imigrantów ekonomicznych. Ich celem są Niemcy, gdzie uważają czeka ich lepszy byt. Należy zadać sobie pytanie co jest ważniejsze: obrona własnych granic, bez których żadne państwo nie może istnieć czy, często fałszywe i wymuszone, współczucie. Węgierski rząd uważa, że ważniejsza jest obrona granic i zdecydowana większość Węgrów się z tym zgadza. Jak wynika z najnowszych sondaży dwie trzecie obywateli uważa, że imigranci stanowią zagrożenie dla kraju. Ludzie są przerażeni. A żaden rząd nie powinien ignorować obaw własnych obywateli. Zresztą granica, której bronimy, nie dzieli tylko nasz kraj od Serbii, ale jest także granicą zewnętrzną UE, której jesteśmy, zgodnie z unijnymi traktatami, zobowiązani bronić. Jest to także granica zewnętrzna strefy Schengen. Jeśli pozwolimy na to, by imigranci ją roznieśli w pył, możemy zostać wykluczeni ze strefy Schengen.

A otwarte granice wewnątrz UE, wolny przepływ ludzi i towarów, są dla nas bardzo ważne, są wręcz kluczowe dla naszej gospodarki. Unijne prawo także stanowi, że wszyscy imigranci musza zostać zarejestrowani, zanim będą mogli dalej podróżować po strefie Schengen. My po prostu trzymamy się prawa unijnego. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Nikt nam nie pomaga. Słyszymy tylko zewsząd krytykę, szczególnie ze strony Niemiec, a to przecież Berlin doprowadził do eskalacji sytuacji, ogłaszając, że przyjmie wszystkich imigrantów. Rozpoczął się regularny wyścig, i napór na granicę z Serbią się znacznie zwiększył. Zbliża się też zima i imigranci chcą dotrzeć do Niemiec, zanim temperatury wyraźnie spadną.

Rozumiem argument o konieczności obrony granic. Ale jeśli imigranci chcą do Niemiec i Austrii, czy nie lepiej ich przepuścić? Niech jadą. Premier Orban w końcu sam powiedział, że obecny kryzys imigracyjny to głównie problem Niemiec…

To niestety nie rozwiąże problemu. Jak już wspomniałem, zgodnie z umową Dublińską, uchodźcy mogą się starać o azyl polityczny wyłącznie w jednym kraju Unii. W pierwszym kraju, do którego trafili. Jeżeli dotarli na Węgry, a potem przyjechali pociągiem do Niemiec, wówczas Niemcy mają prawo i obowiązek odesłać ich z powrotem do nas. Może pani sobie wyobrazić, że nie ucieszy to ani ich, ani nas. Bo znów będziemy mieli ich na głowie, a oni przecież nie chcą tu być. A już teraz atmosfera jest bardzo napięta. Szczególnie odkąd Niemcy ogłosili, że przyjmą wszystkich imigrantów. To naprawdę utrudniło nasze starania o ochronę naszych granic i zaprowadzenie jako takiego porządku. Jeśli ich przepuścimy, ryzykujemy, że wrócą oraz wyślemy sygnał, że granica z Serbią w gruncie rzeczy nie istnieje, a my nie jesteśmy w stanie jej obronić. To nie byłoby moim zdaniem dobrym pomysłem. Bo imigranci odczytają to jako oznakę słabości Unii. I może to mieć katastrofalne skutki.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.