"Pisowski prezydent" jest szansą na odbudowanie równorzędnych relacji polsko-niemieckich. Pora zakończyć rządy lokajów

PAP/ EPA
PAP/ EPA

Rządy polityków pokroju Andrzej Duda, którzy do Niemiec nie podchodzą z pozycji politycznego lokaja, tak jak to działo się w ciągu ostatnich lat, są szansą na odbudowę prawdziwie partnerskich relacji polsko-niemieckich.

Polacy nie lubią zginać karku nawet przed tak silnym i pewnym swojej mocy krajem jak nasz zachodni sąsiad. Ale niestety nadwiślańskie „elity” polityczne, jak i medialne, namiętnie do zginania karków próbowały przekonać Polaków.

Ten niemiecki kompleks było dobrze widać po trzęsących się z niepokoju publicystach, którzy martwili się czy, aby „pisowski prezydent” nie zepsuje tych „dobrych relacji”.

Gdy Andrzej Duda dał wywiad we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, tak dobrze przyjęty w Niemczech, zapanowała konsternacja. Pojawiły się złośliwe uwagi ze strony przeciwników politycznych Andrzeja Dudy, że „zdradził on pisowskie idee”. Otóż nie tylko on nic nie zdradził, ale ma szanse na ich wcielenie w życie. Chodzi bowiem o doprowadzenie do sytuacji, aby Niemcy zaczęli wreszcie traktować Polskę nie jak rynek zbytu dla swoich towarów i rezerwuar taniej siły roboczej, ale jako państwo, z którym należy się liczyć.

Za przykład „niezdradzenia pisowskich ideałów” może świadczyć fakt, że prezydent spotkał się z przedstawicielami Polonii, co jest zapowiedzią walki o restytucję praw mniejszości. Komorowski i Tusk omijali środowiska polonijne w Niemczech szerokim łukiem…

Rzecz jasna wiele w postrzeganiu nas za Odrą zależy od poprawy sytuacji gospodarczej naszego kraju, abyśmy nie byli jedynie „niemiecką montownią”. Ale należy też zabiegać o to, aby Niemcy przestali nas traktować z góry i z arogancją, tak jak to miało miejsce do tej pory. A, że tak jesteśmy traktowani przez niemiecki establishment, może świadczyć dzisiejsza wypowiedź eksperta Fundacji Konrada Adenauera Jakoba Woellensteina.

Niemcy oczekują przede wszystkim, że wizyta prezydenta rozwieje wszelkie obawy przed powrotem złych nastrojów we współpracy polsko-niemieckiej, jak miało to miejsce za czasów rządów braci Kaczyńskich

— powiedział Woellenstein rozgłośni „Deutsche Welle”.

To jest bardzo typowe dla niemieckich elit ustawianie nas w roli rozbrykanego brzdąca, który może wreszcie dorósł i pojął swoje miejsce w szeregu. Ekspert z fundacji, w której Bronisław Komorowski dał na koniec swej prezydentury pokaz serwilizmu zrównując czyn Stauffenberga z walką żołnierzy Armii Krajowej - zdaje się nie pamiętać, że silne napięcia między jego krajem a Polską w latach 2005-2007 spowodowane były „specjalnymi stosunkami” Niemiec z Rosją, uwieńczonymi posadą dla byłego kanclerza w Gazpromie tuż po podpisaniu przez niego kontraktu na budowę gazociągu bałtyckiego omijającego Polskę.

Woellenstein nie chce pamiętać o tym, że zadrażnienia z Polską powstały jeszcze przed rządami braci Kaczyńskich, gdy Powiernictwo Pruskie zapowiedziało występowanie o odszkodowanie do Polski za „zagrabione mienie”. Powiernictwo to jakimś cudem nie wystąpiło w tej samej sprawie do Rosji…

Woellenstein wreszcie nie pamięta, że apogeum agresywnych wypowiedzi Eriki Steinbach na temat Polski, w tym tej, że to nasz kraj ponosi odpowiedzialność za wybuch wojny, przypadło w latach poprzedzających rządy PiS. Każdy szanujący się rząd nie nadstawia w takiej sytuacji drugiego policzka. I właśnie dlatego Niemcom tak szkoda rządu Tuska i prezydenta Komorowskiego, bo im aż zabrakło tych policzków…

W ciągu kilku lat sytuacja się zmieniła. Działania Rosji wstrząsnęły Niemcami. Rolą prezydenta Dudy jest wykorzystać zmianę tej postawy. Jest szansa, że Niemcy zauważą, że między nimi, a Rosją, są takie kraje jak nasz. Nie ma potrzeby utrzymywać natowskiej „szarej strefy” w naszym regionie. To bardzo dobrze, że Andrzej Duda ma dobre osobiste relacje z Niemcami, że ma w RFN znajomych, może przyjaciół. To może pomóc podnieść relacje międzypaństwowe na zadowalający dla polskich interesów poziom, gdyż zna mentalność naszych sąsiadów.

To może też pomóc stosunkom wewnątrz Polski. Oto jest szansa, że monopol na „ambasadorowanie” stracą środowiska czerpiące przyjemność (i profity finansowe w postaci płatnych wykładów i publikacji w niemieckich instytucjach i gazetach) z bycia „kelnerami” w relacjach polsko-niemieckich.

Pragmatyczni Niemcy mogą zadać sobie pytanie: po co nam płacić takim agresywnym osobnikom jak naczelny „Newsweeka”, skoro oni tylko szkodzą i drażnią? Polepszenie się relacji polsko-niemieckich odbierze „chleb” tym, którzy żyją z podminowanych stosunków między sąsiednimi krajami.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.