Chęć uspokojenia Rosji ustępstwami to nie jedyny powód, dla którego niemiecki rząd sprzeciwia się umieszczeniu w Polsce stałych amerykańskich baz wojskowych w ramach NATO.
Drugim powodem – nie najważniejszym, ale także istotnym – są wielkie bezpośrednie i pośrednie korzyści gospodarcze Niemiec ze stacjonowania sił zbrojnych USA w zachodnich landach. Amerykanie zapewniają Niemcom bezpieczeństwo militarne i na dodatek pokrywają wszystkie koszty, zwiększając niemiecki produkt krajowy i dochód narodowy. Amerykańska obecność wojskowa w Polsce oznaczałaby zmniejszenie obecności w Niemczech, zatem ekonomiczne straty.
Trzecim powodem jest specjalny status landów wschodnich, położonych na terytorium byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej, oraz landu Berlin, który powstał z Berlina Wschodniego i Zachodniego. Traktat o zjednoczeniu Niemiec („Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec”) z 1990 roku stwierdza, że w dawnej NRD i Berlinie „obce siły zbrojne i broń nuklearna lub środki jej przenoszenia nie będą stacjonowane ani rozmieszczane”. Dlatego na przykład dowództwo i sztab Wielonarodowego Korpusu Północny-Wschód z niemieckim udziałem mogą stacjonować w Szczecinie, lecz nie Berlinie albo Rostoku. Zmiana tego zapisu wymagałaby zgody wszystkich obok Niemiec stron traktatu zjednoczeniowego: USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji jako następcy prawnego ZSRS. Ponieważ traktat zjednoczeniowy ustanawia niemieckie granice, nie podlega zasadzie „okoliczności się zmieniły” („rebus sic stantibus”). Wypowiedzenie lub złamanie traktatu przez Niemcy unieważniłoby ich zjednoczenie i suwerenność, więc jest politycznie nieprawdopodobne.
Tymczasem pojawienie się sił konwencjonalnych USA i innych sojuszników zachodnich w Polsce i całej Europie Środkowo-Wschodniej czyni widoczną próżnię bezpieczeństwa wewnątrz Niemiec, włącznie ze stolicą zjednoczonego państwa. Próżnia kontrastuje nawet z obecnością ograniczoną do małych jednostek i „rotacyjną ciągłą” zamiast stałej. Tym wyraźniej widoczna byłaby geostrategiczna dziura wewnątrz sojuszu, gdyby na przykład w Polsce albo Rumunii pojawiła się również amerykańska broń nuklearna w ramach programu NATO przygotowywania wspólnego jej użycia na wypadek wojny. Dotąd w programie uczestniczą tylko sojusznicy zachodnioeuropejscy i śródziemnomorscy: Niemcy – broń znajduje się na zachodzie, nie wschodzie kraju – oraz Holandia, Belgia, Włochy i Turcja (dawniej uczestniczyły też Grecja i Kanada, oraz Wielka Brytania, dla której amerykańska broń jądrowa była uzupełnieniem własnej).
Przed rozszerzeniem NATO na Europę Środkowo-Wschodnią, państwa zachodnie i Rosja częściowo przeniosły specjalny status wschodnich landów niemieckich i Berlina na państwa kandydujące do sojuszu. Robiono to na zasadzie „o nich bez nich”. Układ Warszawski i Żelazna Kurtyna odżyły życiem upiorów. Stąd gwarancje dla Rosji, zawarte w „Akcie Założycielskim o Wzajemnych Stosunkach, Współpracy i Bezpieczeństwie między NATO a Federacją Rosyjską” – oświadczeniu politycznym z 1997 roku. W porównaniu z traktatem zjednoczeniowym, gwarancja dotycząca sił konwencjonalnych została złagodzona: „W obecnym i przewidywalnym przyszłym środowisku bezpieczeństwa” sojusz będzie wykonywał swoje zadania „poprzez zapewnianie interoperacyjności, integracji i zdolności wzmacniania, raczej niż przez dodatkowe stałe stacjonowanie większych sił bojowych”. Lecz „wysłanie sił może mieć miejsce, jeżeli będzie konieczne, w przypadku obrony przeciw groźbie agresji i w przypadku misji wsparcia pokoju”. W mniejszym stopniu, ale złagodzono także gwarancję jądrową: „Kraje NATO nie mają zamiaru, planu ani powodu rozmieszczać broń atomową na terytorium nowych członków” ani urządzać tam miejsca jej przechowywania. Brzmi to zasadniczo różnie od „nie będą”. Gwarancje wyrażone tak ostrożnie i warunkowo nie są rzeczywistymi gwarancjami.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Chęć uspokojenia Rosji ustępstwami to nie jedyny powód, dla którego niemiecki rząd sprzeciwia się umieszczeniu w Polsce stałych amerykańskich baz wojskowych w ramach NATO.
Drugim powodem – nie najważniejszym, ale także istotnym – są wielkie bezpośrednie i pośrednie korzyści gospodarcze Niemiec ze stacjonowania sił zbrojnych USA w zachodnich landach. Amerykanie zapewniają Niemcom bezpieczeństwo militarne i na dodatek pokrywają wszystkie koszty, zwiększając niemiecki produkt krajowy i dochód narodowy. Amerykańska obecność wojskowa w Polsce oznaczałaby zmniejszenie obecności w Niemczech, zatem ekonomiczne straty.
Trzecim powodem jest specjalny status landów wschodnich, położonych na terytorium byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej, oraz landu Berlin, który powstał z Berlina Wschodniego i Zachodniego. Traktat o zjednoczeniu Niemiec („Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec”) z 1990 roku stwierdza, że w dawnej NRD i Berlinie „obce siły zbrojne i broń nuklearna lub środki jej przenoszenia nie będą stacjonowane ani rozmieszczane”. Dlatego na przykład dowództwo i sztab Wielonarodowego Korpusu Północny-Wschód z niemieckim udziałem mogą stacjonować w Szczecinie, lecz nie Berlinie albo Rostoku. Zmiana tego zapisu wymagałaby zgody wszystkich obok Niemiec stron traktatu zjednoczeniowego: USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji jako następcy prawnego ZSRS. Ponieważ traktat zjednoczeniowy ustanawia niemieckie granice, nie podlega zasadzie „okoliczności się zmieniły” („rebus sic stantibus”). Wypowiedzenie lub złamanie traktatu przez Niemcy unieważniłoby ich zjednoczenie i suwerenność, więc jest politycznie nieprawdopodobne.
Tymczasem pojawienie się sił konwencjonalnych USA i innych sojuszników zachodnich w Polsce i całej Europie Środkowo-Wschodniej czyni widoczną próżnię bezpieczeństwa wewnątrz Niemiec, włącznie ze stolicą zjednoczonego państwa. Próżnia kontrastuje nawet z obecnością ograniczoną do małych jednostek i „rotacyjną ciągłą” zamiast stałej. Tym wyraźniej widoczna byłaby geostrategiczna dziura wewnątrz sojuszu, gdyby na przykład w Polsce albo Rumunii pojawiła się również amerykańska broń nuklearna w ramach programu NATO przygotowywania wspólnego jej użycia na wypadek wojny. Dotąd w programie uczestniczą tylko sojusznicy zachodnioeuropejscy i śródziemnomorscy: Niemcy – broń znajduje się na zachodzie, nie wschodzie kraju – oraz Holandia, Belgia, Włochy i Turcja (dawniej uczestniczyły też Grecja i Kanada, oraz Wielka Brytania, dla której amerykańska broń jądrowa była uzupełnieniem własnej).
Przed rozszerzeniem NATO na Europę Środkowo-Wschodnią, państwa zachodnie i Rosja częściowo przeniosły specjalny status wschodnich landów niemieckich i Berlina na państwa kandydujące do sojuszu. Robiono to na zasadzie „o nich bez nich”. Układ Warszawski i Żelazna Kurtyna odżyły życiem upiorów. Stąd gwarancje dla Rosji, zawarte w „Akcie Założycielskim o Wzajemnych Stosunkach, Współpracy i Bezpieczeństwie między NATO a Federacją Rosyjską” – oświadczeniu politycznym z 1997 roku. W porównaniu z traktatem zjednoczeniowym, gwarancja dotycząca sił konwencjonalnych została złagodzona: „W obecnym i przewidywalnym przyszłym środowisku bezpieczeństwa” sojusz będzie wykonywał swoje zadania „poprzez zapewnianie interoperacyjności, integracji i zdolności wzmacniania, raczej niż przez dodatkowe stałe stacjonowanie większych sił bojowych”. Lecz „wysłanie sił może mieć miejsce, jeżeli będzie konieczne, w przypadku obrony przeciw groźbie agresji i w przypadku misji wsparcia pokoju”. W mniejszym stopniu, ale złagodzono także gwarancję jądrową: „Kraje NATO nie mają zamiaru, planu ani powodu rozmieszczać broń atomową na terytorium nowych członków” ani urządzać tam miejsca jej przechowywania. Brzmi to zasadniczo różnie od „nie będą”. Gwarancje wyrażone tak ostrożnie i warunkowo nie są rzeczywistymi gwarancjami.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/262038-wiele-powodow-dla-ktorych-merkel-nie-chce-w-polsce-stalych-baz-amerykanskich-ani-broni-jadrowej-ale-wlasnie-niemcy-moglyby-bardzo-zyskac