John A. Heffern, szef działu europejskiego w Departamencie Stanu powiedział „Rzeczpospolitej”, że nie będzie stałych baz US Army w Polsce. Powiedział też dlaczego: bo nie zgadza się na to Berlin.
W tej samej „Rzeczpospolitej” miesiąc temu „anonimowy urzędnik”, odpowiedzialny w niemieckim rządzie federalnym zasugerował, że Berlin zgadza się na obecność baz USA w Polsce:
Nie wolno przeciwstawiać sobie Polski i Niemiec, bo na podziałach w sojuszu korzysta tylko Rosja. Jeśli do szczytu NATO w Warszawie latem 2016 r. wszyscy sojusznicy, a przede wszystkim USA, uznają za konieczne budowę stałych baz w Polsce, Niemcy nie będą tego blokować
Dziś wysokiej rangi urzędnik amerykańskim mówi „Rzeczpospolitej”, że baz w Polsce nie będzie ze względu na sprzeciw Niemców, którzy „nie chcą drażnić Rosji”.
O co więc chodzi? Jest kilka możliwych odpowiedzi. Być może faktycznie Niemcy nie zmienili stanowiska względem przesunięcia NATO do wschodnich członków sojuszu, a jakiś „anonimowy urzędnik” w „Rzeczpospolitej” nie istnieje, lub pobawił się z gazetą po kilku piwach. Mogła też sama Rzepa pobawić się z czytelnikami. Takie przypadki zdarzały się już mediom…
Musimy brać też pod uwagę, że Berlin faktycznie „zmiękł” i uznaje umowę z NATO-Rosja z 1997 r. za nieaktualną z powodu agresywnych zachowań Moskwy, ergo: nie ma nic przeciwko bazom natowskim czy amerykańskim nad Wisłą. Ale w tym przypadku musimy założyć, że oszukują nas Amerykanie, grając przy tym kartą „braku niemieckiej zgody”, wiedząc, że taki argument może w Polsce zostać uznany za prawdziwy.
O tym, że w Waszyngtonie rządzi niezbyt przychylna Polsce ekipa nie trzeba nikogo z obserwatorów wydarzeń przekonywać. Zawsze warto mieć z tyłu głowy obraz nie tylko uśmiechniętego sympatycznego ambasadora Stephena Mulla, ale i skupionego prezydenta Baracka Obamę, który w marcu 2012 r. mówił ściszonym głosem Dmitrijewowi Miedwiediewowi, żeby mu „zaufał w sprawie tarczy antyrakietowej”, bo po wyborach będzie miał większą swobodę manewru. Zadowolony z tej deklaracji Miedwiediew zapowiedział przekazanie info Władmimirowi Putinowi.
Trzeba uzmysłowić sobie jeden oczywisty fakt: jesteśmy popychadłem dla wielkich krajów. Tezy Komorowskiego, Tuska czy innych z tej ekipy o „znaczeniu Polski” w świecie są propagandową bajką mającą na celu poprawę samopoczucia wyborców.
O pozycję Polski trzeba twardo walczyć. I długo. Na każdym polu. Nie ma cudownych zaklęć, które to ułatwią. Wydawać by się mogło, że zagrożenie Rosją w tej części Europy zmieni postrzeganie naszego kraju w oczach Waszyngtonu i Berlina. Na to, że tak się stało, brak przekonujących dowodów. Propagandowy przejazd kolumny US Army z Łotwy do Niemiec miał rangę obwoźnego cyrku. Było kolorowo, wesoło,ale bez znaczenia.
Miejmy nadzieję, że z prawdziwej sytuacji geopolitycznej Polski zdaje sobie sprawę ekipa, która być może zdobędzie ster władzy. I będzie się ona starała poprawić ten stan rzeczy ciężką, organiczną pracą. Dosyć fajerwerków dla lemingów!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/260085-w-sprawie-baz-usa-w-polsce-ktos-nas-zwyczajnie-oszukuje-amerykanie-niemcy-lub-my-sami