"Wydaje się nam, że kim jesteśmy?" Parę słów o decyzji amerykańskiego SN ws. tzw. małżeństw homoseksualnych

PAP/EPA
PAP/EPA

Przeciwko „małżeństwom” homoseksualnym, których zakaz Sąd Najwyższy USA uznał w piątek za niekonstytucyjny, podniesiono już chyba wszystkie możliwe argumenty. Najpoważniejszy z nich – to oczywiście dobro dziecka (bo zgoda na formalizację związków jednopłciowych musi logicznie skończyć się zgodą na adopcję), wychowywanego bez obu wzorców, męskiego i żeńskiego, a przez to narażonego na szereg różnorakich zagrożeń.

Nie będę jednak przytaczał wszystkich tych, najczęściej słusznych, argumentów. Powiem może, dlaczego - niezależnie od nich - ja osobiście jestem gwałtownie przeciwny tej nowej instytucji.

Nie ze względu na niechęć wobec homoseksualizmu jako takiego. W odróżnieniu od wielu konserwatystów uważam, że tego rodzaju skłonności erotyczne są w wypadku wielu ludzi wrodzone (nieważne przy tym, czy mają podłoże genetyczne, czy inne). Historia ludzkości pokazuje nam, że seksualizm, zwrócony ku własnej płci, istniał zawsze i zawsze będzie istniał. Przy czym często nie kojarzył się z tym, z czym kojarzy się w naszej epoce – czyli z dekadencją i zniewieścieniem. Bywały narody bardzo wojownicze, wykuwające sobie imperia, w których był on bardzo powszechny (na przykład Grecy okresu Aleksandra Wielkiego, Turcy osmańscy, czy – w znacznie mniejszym natężeniu i w bardziej ukrytej formie, ale jednak – XIX-wieczne elity angielskie).

Tylko że – i tu zaczyna się mój sprzeciw – nigdy jeszcze w historii żadnego poważnego i odnoszącego sukcesy społeczeństwa nie próbowano mieszać homoseksualizmu z heteroseksualną rodziną. Tak, ta heteroseksualna rodzina też bywała różna. Nie chodzi przy tym o to, że dobra lub zła, tylko że przybierała różne formy, w tym inne niż współczesna. Ale zawsze - była. Zawsze to w niej rodziły się i wychowywały dzieci. A homoseksualizm, w większym lub mniejszym natężeniu, bardziej lub mniej powszechny – istniał obok. To były plany, które raczej się nie przenikały. A o tym, żeby stały się tożsame – tego nikt nawet nie potrafił sobie wyobrazić.

Przez wieki zmieniało się wszystko. Religie, formy rodziny. Systemy gospodarcze. Zanikało i wracało niewolnictwo. Jedna rzecz się nie zmieniała – to, że rodzina i homoseksualizm funkcjonowały osobno.

Sądzę, że sam fakt iż dotąd nawet społeczeństwa, w których homoseksualizm był rozpowszechniony i wręcz otwarty nie próbowały zmienić tej sytuacji o czymś świadczy. O tym mianowicie, że dotykamy tutaj czegoś bardzo podstawowego i fundamentalnego.

Czegoś, czego zmiana - to jest zmiana rozmiarów niemal kosmicznych. To jest eksperyment na czymś kompletnie kluczowym.

Prezes Sądu Najwyższego USA (zarazem „Chief Justice”, czyli zwierzchnik całego federalnego systemu sądownictwa) John Roberts, nie zgadza się z podjętą większością głosów decyzją, zakazującą poszczególnym stanom uniemożliwianie zawierania jednopłciowych związków. I powiedział o tej większości, że manifestacyjnie odrzuciła ona fundamentalną dla prawa zasadę ostrożności oraz pokory, otwarcie powołując się na własne pragnienie zmieniania społeczeństwa zgodnie z własnymi, bardzo subiektywnymi poglądami. Inny bardzo znany sędzia amerykańskiego SN, Antonin Scalia, chyba właśnie to miał na myśli, gdy określił decyzję Sądu jako „prawny pucz”.

W rezultacie, Sąd unieważnia prawo małżeńskie ponad połowy stanów i nakazuje zmianę instytucji społecznej, która tworzyła podstawę ludzkiego społeczeństwa przez tysiąclecia, od Buszmenów z pustyni Kalahari po Chińczyków, od Kartagińczyków po Azteków. Wydaje się nam, że kim jesteśmy? (by poważyć się na dokonanie tak drastycznej zmiany? – PS)

— pyta retorycznie sędzia Roberts.

I dotyka tu chyba najważniejszego aspektu całej sprawy. Zaczęliśmy na ślepo demontować skomplikowany mechanizm, którego zasad działania nie znamy, ale który przez tysiąclecia zapewniał nam funkcjonowanie. Naprawdę jesteśmy tacy pewni siebie? Naprawdę mamy pewność, że sobie nie zaszkodzimy?

Chciałbym móc napisać, że podziwiam tych, którzy mają taką pewność. Ale byłby to pusty zabieg retoryczny. Ja ich nie podziwiam, ja się ich raczej boję.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.