Niemiecka gazeta: Dawna linia podziału wyznaczona przez Kongres Wiedeński jest nadal widoczna

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.wikipedia
fot.wikipedia

Dziennik „FAS” uważa, że podział Polski na liberalny Zachód, który wybrał „otwartego Europejczyka” Bronisława Komorowskiego” i narodowy Wschód, gdzie wygrał „katolicki eurosceptyk” Andrzej Duda, ma swoje źródła w decyzjach Kongresu Wiedeńskiego w 1815 r.

Zastanawiając się nad przyczyną ujawnionych po raz kolejny w czasie niedawnych wyborów prezydenckich odmiennych preferencji wyborczych mieszkańców województw zachodnich i wschodnich Polski, autor analizy - warszawski korespondent „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” Konrad Schuller - wskazuje na decyzje Kongresu Wiedeńskiego jako praźródło tego zjawiska.

Materiał został opublikowany w „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”, niedzielnym wydaniu „FAZ”.

Niemiecki dziennikarz przypomina, że po pokonaniu Napoleona ówczesne zwycięskie mocarstwa przypieczętowały w Wiedniu w 1815 roku podział Polski, przy czym wschodnia część przypadła Rosji, południowa Austrii, a zachodnia Prusom.

Jak twierdzi autor, mapa z wynikami wyborów prezydenckich z maja 2015 roku pokrywa się z mapą zaborów Polski sprzed 200 lat.

Analizując przyczyny utrzymywania się przez dwa stulecia tego podziału, Schuller odrzuca popularne interpretacje tego zjawiska, będące jego zdaniem uproszczeniami.

Jak zaznacza, wbrew powszechnej opinii, różnica w politycznych postawach nie wynika z ekonomicznego podziału na Polskę A i Polskę B.

Wschód i Południe Polski są co prawda biedniejsze niż Zachód i Północ, ale ten obraz nie jest jednolity. W obu częściach znajdują się zarówno zdecydowanie biedne regiony w rodzaju Warmii i Mazur na Północy i województwa Podkarpackiego na Południu, jak i bogate”

— czytamy w „FAS”. Jak zaznacza, Mazowsze na Wschodzie i Górny Śląsk po zachodniej stronie linii podziału są ponadprzeciętnie zamożne, a pomimo to wybrały odmiennie - „Mazowsze narodowo, Górny Śląsk po europejsku”.

Niezupełnie słuszna jest też zdaniem Schullera teza, iż to dawny pruski zabór jest bardziej europejski i liberalny niż pozostała część Polski. Autor przyznaje, że Prusy były w 19. wieku „siłą napędową industrializacji”, podczas gdy Rosja i Austria „kulały” pod względem gospodarczym. Podkreśla, że gęsta sieć kolejowa i drogi z tamtych czasów istnieją do dziś, co powoduje, że europejskie koncerny „preferują lokalizację w byłym zaborze pruskim”. Schuller wymienia w tym kontekście fabrykę Volkswagena w Poznaniu, Toyoty pod Wrocławiem oraz Fiata i Forda pod Tychami.

Jednak ludzie, którzy przyczynili się do tych sukcesów gospodarczych, „mają niewiele lub wręcz nie mają nic wspólnego z niemiecką tradycją” - podkreśla Schuller. Jak tłumaczy, mieszkańcy zachodniej Polski byli „wypędzonymi, przesiedleńcami z historycznego Wschodu Polski, który wtedy był okupowany przez Związek Radziecki, a obecnie należy do Ukrainy, Białorusi i Litwy”.

Różnica pomiędzy Polską A i Polską B nie jest różnicą pomiędzy „niemiecką” a „polską”, czy nawet „rosyjską” Polską, lecz różnicą między Polakami, „którzy zachowali swoją ojczyznę”, i tymi, „którzy musieli ją zbudować od nowa”.

Na Wschodzie ludzi żyli nadal zintegrowani w swoich miastach i wsiach, w parafiach, zachowując więzi społeczne.

Tradycyjna Polska (przyznająca się) do hasła +Bóg, honor, ojczyzna+ zachowała siłę przyciągania” - czytamy w „FAS”. Na Zachodzie dawne więzy straciły zdaniem Schullera na znaczeniu. Tradycyjny polski patriotyzm, czerpiący siłę z „religii, mitologii i mocno zintegrowanych wspólnot”, „ustąpił miejsca nowemu, bardziej zachodniemu duchowi”

— wyjaśnia autor.

To właśnie ci ludzie, którzy „musieli wziąć los w swoje ręce”, pokazali z czasem, że są „niepokornymi poddanymi” - pisze Schuller, nadmieniając, że większość antykomunistycznych wystąpień miała miejsce na terenach dawnego pruskiego zaboru.

Dawna linia podziału wyznaczona przez Kongres Wiedeński jest nadal widoczna

— zaznacza niemiecki dziennikarz.

Oddziela ona Polskę katolickiego tradycjonalisty Dudy na Wschodzie od liberalnego centrysty Komorowskiego na Zachodzie

— stwierdza Schuller. Jak dodaje, o Rosjanach, Austriakach i Niemcach nie ma już mowy, ale wyznaczona 200 lat temu kreska jest ciągle obecna.

Tego, co cesarz, król i car naszkicowali na mapie, nie da się tak łatwo wymazać

— konkluduje Konrad Schuller, korespondent „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”.

ansa/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych