Afera „Dynastii” - koniec okołokremlowskich „liberałów”? Rosyjskie elity walczą o nowy podział dóbr

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

W Rosji coraz szerszy zakres przyjmuje proceder wpisywania kolejnych różnego rodzaju organizacji na „listę śmierci” – czyli do spisu tzw. „agentów zagranicy”.

Ostatnio weszło w życie nowe prawo, w myśl którego powstaje również odrębna lista – „organizacji niechcianych”. Za „niechcianą” – czyli taką, której działalność „stanowi zagrożenie dla podstaw ustroju konstytucyjnego, obronności lub bezpieczeństwa państwa”, władze mogą - całkowicie woluntarystycznie – uznać w zasadzie każdy zorganizowany podmiot, działający na terenie Federacji. Taki podmiot to może być stowarzyszenie, fundacja, ale także np. firma biznesowa.

Podmiot, wpisany na listę „agentów zagranicy”, teoretycznie może dalej kontynuować działalność, tyle że z tym hańbiącym piętnem na czole, i w bardzo utrudnionych prawnie warunkach. Natomiast znalezienie się w spisie „organizacji niechcianych” równa się zakazowi działalności.

Na to, co się w Moskwie w związku z tymi prawami obecnie wyprawia, zwróciło już uwagę wielu obserwatorów zagranicznych.

Kłopoty – co zrozumiałe – mają przede wszystkim podmioty, które prowadzą działalność sprzeczną z polityką Kremla, w tej liczbie słynny, dokumentujący zbrodnie stalinowskie „Memoriał”, czy antykorupcyjna Transparency International. Niewielu poza Rosją zwróciło jednak uwagę na fakt, iż kilka dni temu na listę „agentów” wciągnięta została instytucja zgoła inna. Chodzi o fundację „Dynastia”, finansowaną przez miliardera Dmitrija Zimina. „Dynastia” nie prowadzi działalności politycznej – zajmuje się głównie wspieraniem nauki. Choć, owszem, wspierała też w pewnym zakresie wydanie – przez inną organizację, Misję Liberalną – książki byłego (z lat 90) ministra finansów Jewgienija Jasina. Ale i ta pozycja była dość teoretyczną, dotyczyła organizacji instytucji państwowych. Trudno uznać ją za opozycyjny manifest.

Co jednak najważniejsze – „finansowanie zza granicy” „Dynastii” polegało na… przekazywaniu jej środków przez Zimina, miliardera jak najbardziej rosyjskiego. Te pieniądze byłą jak najbardziej prywatne i pochodzące z Rosji. Trzymane na kontach w zachodnich bankach, wracały w ten sposób do kraju.

O co tu chodzi?

Wydaje się, że o to, iż „Dynastia” była związana z kręgami moskiewskich tzw. „sistiemnych”, czyli wewnątrzsystemowych (chodzi oczywiście o system putinowski) liberałów. Idzie o te kręgi rosyjskich elit, które nie są opozycyjne, działalności antykremlowskiej nie prowadzą, ale zarazem orientują się na Zachód i chciałyby, żeby ewolucja ich kraju poszła w tę właśnie stronę. Sztandarowymi dla „sistiemnych liberałów” postaciami są szef największego rosyjskiego banku (odpowiednik naszego PKO BP) German Gref oraz były (wieloletni) minister finansów Aleksiej Kudrin.

I tenże Kudrin publicznie poparł teraz „Dynastię” i zaczął ją bronić przed atakiem służb państwowych. Co nic nie zmieniło. Władimir Putin (który Kudrinowi zawdzięcza stworzenie finansowej poduszki, dzięki której Rosja może trwać mimo spadku cen ropy, zachodnich sankcji i wydatków na wojnę) wypowiedział się pytyjsko (w sensie „jeśli Zimin złamał prawo, to słusznie został wciągnięty na listę, a jeśli nie złamał – to niesłusznie”). A sam Zimin uznał, że nie warto kopać się z koniem; zaprotestował przeciw działaniom władz, ale zarazem ogłosił że „Dynastii” już finansować nie będzie.

Systemowi liberałowie przez długi czas odgrywali ważną rolę w zbalansowanym systemie kremlowskiej władzy. Wprowadzali innowacje tam, gdzie „najwyższy szczebel” zdecydował się jednak coś reformować. Stanowili przeciwwagę dla klanów „siłowików”, związanych ze służbami specjalnymi i wrogimi Zachodowi. No i – last but not least – służyli jako listek figowy na użytek tegoż Zachodu. Kulturalni, znający (świetnie!) języki, w pełni kompatybilni z zachodnimi elitami. Dla tych ostatnich byli symbolem nadziei. Że oto kiedyś Rosja stanie się taka, jak Zachód.

Ale teraz, jak się wydaje, miejsca dla nich w Rosji jest coraz mniej. A ideolog najbardziej czarnosecinnych segmentów putinizmu, Aleksander Dugin, to ich przede wszystkim miał na myśli, gdy ogłaszał że zagrożeniem dla Rosji jest „szósta kolumna” – czyli ci urzędnicy, politycy i biznesmeni, którzy wprawdzie popierają Putina, i nawet czynią to szczerze, ale – z niewłaściwych pozycji, dla niewłaściwych przyczyn…

Moskiewski publicysta Aleksandr Kyniew na łamach rosyjskiej edycji „Forbesa” ocenia, że uderzenie w „Dynastię” może oznaczać sygnał do rozprawy z „sistiemnymi” liberałami. Co oznaczałoby ostateczne załamanie ich siły, a w efekcie – akces wielu z nich do obozu liberałów już nie systemowych, tylko opozycyjnych.

Z tym pierwszym mogę się zgodzić, drugie wydaje mi się wątpliwe. Ci ludzie mają wciąż za wiele do stracenia, w sensie jak najbardziej materialnym. Są bogaci, żyją bardzo dobrze, a to czy tak będzie dalej zależy od władzy, więc na wojnę nie pójdą.

Można natomiast postawić hipotezę, że cała sprawa jest elementem nowego rozdziału dóbr, który ma obecnie miejsce wewnątrz rosyjskich elit. Bo na skutek kryzysu i zachodnich sankcji ilość finansodajnych punktów systemu polityczno-gospodarczego, do których z woli lub za pozwoleniem Kremla można się było przyssać, by prowadzić życie milionera, spadła. Rozgorzała więc zacięta walka o te, które dalej istnieją. Ktoś się musi posunąć. A że „systemowi liberałowie” są chyba w tym rozdaniu najsłabsi…

I tak naprawdę ten aspekt sprawy jest chyba najważniejszy. Bo ilustruje punkt, do którego dociera Rosja. Punkt, poza którym mogą wyłonić się przed nią problemy (natury i ekonomicznej, i politycznej), w porównaniu z którymi te dzisiejsze mogą okazać się dziecinną zabawą.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.