Prof. Krasnodębski: "W Niemczech przez całe lata pielęgnowano tezę, że PO to Polska, a Polska to PO". NASZ WYWIAD

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Możliwe są dwie formy reakcji – albo próba ułożenia dobrych relacji z nowym prezydentem, kurtuazji, rozpoznania. Albo ostry atak, bez żadnej poważnej próby nowego ułożenia relacji. Gdybym był doradcą Angeli Merkel, to bardzo bym odradzał

— europoseł i socjolog prof. Zdzisław Krasnodębski dla portalu wPolityce.pl o reakcji Niemców na zwycięstwo Andrzeja Dudy.

wPolityce.pl: Niemcy są w szoku, prawda?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Tak. Choć pierwszym sygnałem alarmowym były dla nich wyniki pierwszej tury. Jeszcze do niedawna przedstawiano w Niemczech Bronisława Komorowskiego jako niezwykle popularnego „ojca narodu”, kochanego przez niemal wszystkich Polaków. Niemieckie media jak i znaczna część opinii publicznej ma tendencję do utożsamiania Polaków z wyborcami Platformy Obywatelskiej.

Napisał pan niedawno artykuł, w którym zawarł Pan wniosek, że nasi zachodni sąsiedzi mają zamknięty obieg informacyjny o Polsce.

Owszem. No bo ile osób w Niemczech dostarcza informacje z Polski? Góra 20 osób. To zamknięte towarzystwo polsko-niemieckie, po części bardzo związane z obecnym systemem władzy. A to jest też tak, że to ograniczenie obiegu informacji i dyskusji ma wiele wspólnego z interesami państwa niemieckiego wobec Polski. Tylko że niestety bardzo często ci, którzy uprawiają propagandę, to często sami padają jej ofiarą. Teraz też Niemcy nie byli przygotowani na zmianę w Polsce.

Lektura niemieckich doniesień z Polski każe zastanawiać się, czy czasem praca niemieckich korespondentów w naszym kraju nie polega na robieniu prasówki z „Gazety Wyborczej”, czy tygodnika „Polityka”, ewentualnie słuchaniu publicystów w TVN24. Treści z niemieckich mediów bardzo przypominają wykwity organów mainstreamowym.

Tak to może wyglądać. A że wielu z nich mieszka w Miasteczku Wilanów, to w swoim bezpośrednim sąsiedztwie znajdują potwierdzenie swych tez, które następnie suflują niemieckim odbiorcom. Sądzą przy tym, że znają Polskę. Nie podejmują prób zrozumienia Polski. A przecież jeśli ktoś chce poznać kraj, to musi zbadać całe spektrum społeczeństwa. W Niemczech zaś przez całe lata pielęgnowano tezę, że PO to Polska, a Polska to PO. Po drugiej turze rozpoczęła się delikatna próba oswajania niemieckiej opinii publicznej z wynikami wyborów. Przed chwilą w „Deutschlandfunk” nadano komentarz, że wczorajszy wybór to był nie tyle głos za Andrzejem Dudą, ile głos przeciwko Bronisławowi Komorowskiemu. Brakuje wciąż pogłębionych analiz na temat naszego kraju, wszystko jest opisywane bardzo powierzchownie.

Zwrócił pan uwagę, że zwycięstwo kandydata PiS jest w niesmak państwu niemieckiemu. Czy nowy prezydent może spodziewać się agresywnych ataków na siebie, tak jak tego doświadczył Lech Kaczyński, czy PiS?

W Niemczech wciąż wraca się do lat 2005-2007, albo strasząc powrotem tych „strasznych czasów” lub z nadzieją, że może teraz nie będzie „tak źle jak wówczas”. Ale Niemcy dziś mają dużo innych kłopotów – na przykład co zrobić z Grecją. O wiele gorsze są dziś relacje z Rosją. W latach 2005-2007 były one na etapie partnerstwa strategicznego, teraz ocena Rosji jest o wiele bardziej realistyczna. Mają też kłopot z Wielką Brytanią, która może wyjść z UE, a czemu Niemcy chcą zapobiec. Sama Angela Merkel ma problem wewnętrzny z aferą podsłuchową. Główny europejski partner Niemiec – Francja - jest niezadowolona z powodu swojego osłabienia politycznego i gospodarczego. Nic więc dziwnego, że Niemcy woleliby mieć spokój w Polsce, jak dotąd, kiedy zawsze mogli liczyć na polskie potakiwanie. A teraz i Polska będzie stanowiła nowe wyzwanie polityczne, z którym trzeba będzie sobie poradzić. Możliwe są dwie formy reakcji – albo próba ułożenia dobrych relacji z nowym prezydentem, kurtuazji, rozpoznania. Albo ostry atak, bez żadnej poważnej próby nowego ułożenia relacji. Gdybym był doradcą Angeli Merkel, to bardzo bym odradzał.

Przyszła Pierwsza Dama jest germanistką z wykształcenia. Może to posłużyć do przełamania lodów z Niemcami, z kanclerz Merkel, prawda?

To powinno był odebrane jako pozytywny sygnał. Obecnie Niemcy mają wielki kłopot z Francją z powodu reformy szkolnej, która ogranicza nauczenie języka niemieckiego. I to pokazuje jak dla Niemców ważna jest promocja swojej kultury za granicą, znajomość ich kultury. A Andrzej Duda i jego małżonka znają dobrze Niemcy, wiem, że mają tam przyjaciół,lubią ten kraj. Małżonka przyszłego prezydenta jest córką znanego także w Niemczech poety, co już zostało zauważone. Jeśli więc będą chcieli dialogu, na pewno znajdą partnerów. Oni do tej pory walczyli z karykaturą PiS-u, teraz powinni odważyć się na realistyczne oceny. Problemy komunikacji z Niemcami tak naprawdę nie występują po stronie PiS, czy szerzej – obozu prawicowego. Największa blokada jest po stronie niemieckiej. Może teraz niektóre z gazet powinny pomyśleć korespondentów. Działające w Polsce koncerny prasowe też powinny przemyśleć swoją politykę kadrową. Może niemieckie instytucje i organizacje poszerzą krąg partnerów do rozmowy? Może Niemcy zastanowią się, dlaczego ich ośrodki analityczne dają tak fałszywy przekaz na temat Polski? Może wreszcie zrozumieją, że Polska to nie PO? Te wszystkie rzeczy powinni przemyśleć, jeśli zależy im na dobrych relacjach z Polską, na rzeczywistym partnerstwie, które uwzględnia także polskie interesy i polską wrażliwość.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki


Anatomia manipulacji mediów w kampanii! Czytaj w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”.

Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce w sprzedaży od 25 maja br., teraz także w formie e-wydania. Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.